Stało się.Pierwszy dzień college'u.
Nadal ciężko mi w to uwierzyć, że jeszcze tydzień temu mieszkałem w Korei, a teraz jestem w drodze do prestiżowego męskiego college'u w Ameryce. Najlepsze, że dowiedziałem się o tym ledwo miesiąc temu. Mogłem w sumie zwęszyć podstęp, kiedy rodzice zaczęli kłaść nacisk na naukę angielskiego.
Szkoła z zewnątrz prezentuje się naprawdę imponująco. Ogromny, obrośnięty bluszczem budynek ze zdobionymi, dwuskrzydłowymi drzwiami. Brukowany podjazd prowadziłby praktycznie pod sam próg, gdyby nie rondo, na środku którego stoi zabytkowy wiatromierz.
Od wewnątrz aż żal mrugać, by czegoś nie przegapić. Mnóstwo popiersi, zdobionych gobelinów, wypastowane podłogi, wysokie strzeliste okna.
Gdzie ja trafiłem do cholery?
Zacząłem powoli czuć niepokój, że może zostałem wywieziony do ośrodka specjalnego, ale wtedy na spotkanie wyszedł nam dyrektor.
Co tu dużo mówić, dyrektor jak dyrektor. Miał uroczy, jasnoróżowy krawat.
Oprowadzał nas po szkole, a ja z każdym krokiem miałem coraz większą ochotę uciec. I najlepiej wrócić do Korei. Pożegnanie z kumplami było najgorsze. Hansol prawie ryczał mi na ramieniu. W końcu przyjaźnimy się dziesięć lat. Znamy się jak łyse konie, a teraz mamy to wszystko porzucić. A wiadomo jak to z tymi całymi rozmowami przez Skype'a. Raz ja nie będę miał czasu, raz on. Przecież Koreę i Amerykę dzieli prawie jedenaście godzin.
Dyrektor zaprowadził nas do mojego pokoju. Znaczy, naszego. Tak, mam współlokatora. Który zrobił na nas dość...zaskakujące pierwsze wrażenie? Kiedy tylko otworzyliśmy drzwi naszym oczom ukazał się długowłosy, szczupły chłopak w okrągłych okularach.
Stojący na łóżku.
W koszulce bez rękawów i w krótkich spodenkach.
Nie, nie krótkich do kolan.
Naprawdę krótkich.
W ręce trzymał cienką książkę i czytał ją przepełnionym emocjami głosem.
- Niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda! Dla szpiclów, katów, tchórzy, oni wygrają! Pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę, a kornik napisze twój uładzony życiorys!- krzyknął.
- Mam nadzieję, że z równie ogromnym zaangażowaniem będzie pan pracował na zajęciach angielskiego- westchnął dyrektor i zwrócił się do nas- To jest właśnie Yoon Jeonghan. Oboje jesteście z Korei Południowej, nawet tego samego miasta, więc pomyślałem, że to dobry pomysł, aby umieścić was razem w jednym pokoju...
- Nadal jest pan tego pewny?- spytała mama, z niepokojem patrząc na mojego współlokatora.
- Jak najbardziej myślę, że panowie się dogadają.
- Drogi panie dyrektorze, toż to „Przesłanie pana Cogito" Zbigniewa Herberta. Przepadam za polską poezją z czasów drugiej wojny światowej, a ten wiersz szczególnie podbił moje poetyckie serce. Ma w sobie tyle mocy, nie uważa pan? Ma się ochotę stanąć na dachu i wykrzyczeć go niebu. Szczególnie uwielbiam drugi wers, znam go nawet na pamięć. „Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch"- chłopak zalał nas falą słów.- Pierwszy raz, gdy go przeczytałem, aż się rozpłakałem. Łzy wylewały się ze mnie tak jak słowa teraz...
- Panie Yoon, proszę...
- Ach tak, nowy współlokator. Jesteś pewnie Choi Seungcheol. A to twoi rodzice? Bardzo miło mi państwa poznać. Pewnie widzimy się po raz pierwszy i ostatni raz, ale lepiej raz niż wcale. Cóż, osobiście nie jestem zbyt uradowany z takiego obrotu spraw. Moje stypendium dawało możliwość ubiegania się o jednoosobowy pokój, ale najwyraźniej szanowny pan dyrektor woli przydzielać je tym ćwierćmózgom z drużyny, niż pełnowartościowym artystom. Mam nadzieję, że jakoś się dogadamy. Czy budowa Muru Berlińskiego będzie konieczna? Będziemy musieli się w takim razie spierać, kto będzie Berlinem Wschodnim, a kto Zachodnim...
- Panie Yoon, naprawdę zależy mi, by prowadził pan Seungcheola w college'owe życie. Póki co bez poezji. I murów.
- Uff, już myślałem, że będę musiał być NRF. Zdecydowanie jestem zwolennikiem socjalizmu.
- O czym ten chłopak gada?- usłyszałem szept ojca za plecami.
Osobiście musiałem przyznać, że byłem chłopakiem oczarowany. Jego stylem wypowiedzi, pewnością siebie, wiedzą. Co do jednego byłem pewny, nie chcę żadnego innego współlokatora.
Kiedy rodzice po litrach wylanych łez, bardziej dla zachowania pozorów niż z faktycznego wzruszenia, zdecydowali się wyjść z dyrektorem, zostaliśmy sam na sam. Jeonghan zszedł już z łózka. Teraz siedział na nim z założoną nogą na nogę. Wyglądał naprawdę artystycznie na tle tych plakatów i obrazów wywieszonych na ścianie przy jego łóżku. Tyle, że przerażająca część z nich przedstawiała akty. Głównie między dwoma mężczyznami.
- Musisz wiedzieć, Cheol...Mogę tak do ciebie mówić? Jasne, że mogę. Musisz wiedzieć, Cheol, że nie jestem najlepszym materiałem na college'owego kolegę. Nie szczycę się się dobrą reputacją, szczególnie wśród ćwierćmózgów...
- Kogo?
- Tego proletariatu z drużyny footballowej. Żal mi patrzeć jak te tresowane szczury biegają za piłką, jakby walczyli o ostatni oddech. Mają na celu tylko przeprowadzenie piłki z punktu A, do punktu B. A gdzie jest sens? Coś pomiędzy? Czy satysfakcja jest dla nic wystarczającym pocieszeniem za powybijane zęby, obite kolana i twarze...?
- Przepraszam- głupio było mi mu przerywać, ale miałem wrażenie, że to mogło trwać w nieskończoność- Ale dlaczego tak dużo gadasz?
- Maluję, Cheol. Maluję rzeczywistość za pomocą słowa. Czy to nie cudowne? Wszyscy chcemy mówić, ale tłamsimy tę potrzebę w zarodku. A to błąd. Powinna rozkwitać. Nie daj się tłamsić, Cheol. Ta szkoła chce tłamsić. Nie, to ludzie w niej chcą to robić. Wyobraź sobie coś tak wspaniałego jak szkołę mówców. Gdzie każdy maluje słowem i się tego nie wstydzi. To byłaby szkołą wychowująca przyszłe imperium...
- Jeonghan, ja... nie wiem czy wszystko rozumiem- przerywam mu ponownie, zakłopotany.
- Ach, jasne, przecież nie jesteś jeszcze ani myślicielem, ani proletariatem. Nie wiem, jak się do ciebie odnosić... Dlatego pójdę po herbatę, chcesz może?
- Nie, dzięki.
- I tak ci przyniosę- mówiąc to założył kapcie w kształcie głów prosiaków i wyszedł z pokoju. Piszę to pod jego nieobecność. Nie wiem, co mam o nim myśleć. Z jednej strony czuję, że to niesamowita osoba, a z drugiej jest zbyt pewny siebie i nieprzewidywalny. No, i ma dziwne rzeczy na ścianie.
Choi Seungcheol
witam was misiaczki robaczki w nowym opkuuuuuuuuuuuuu
tak, znowu w formie dziennika, bo czemu nie
pokładam w tym duże nadzieje i nie mogłem się doczekać opublikowania, więc uznałem "walić to, wrzucam dzisiaj" XD
sorki za wszelakie błędy i literówki ale padam na ryj
CHCĘ JUTRO RANO WIDZIEĆ OPINIE CZY SMRÓD CZY MIÓD
YOU ARE READING
→COMMUOVERE← jeongcheol
Fanfic→ Gdzie Seungcheol wyjeżdża do Ameryki //lub// → Gdzie atrybutem Jeonghana są kapcie w kształcie prosiaków