- Co o tym myślisz, chemiku? - zapytał Dymitr oziębłym, pozbawionym energii głosem.
...Poprzedniego dnia ciałem Borzuja zainteresował się przejezdny uczony - Emeryk. Poprosił o możliwość przeprowadzenia sekcji zwłok, zwłaszcza, że znane były mu opowiadania o Cieniu. Pracował nad ciałem 5 godzin, po czym wyszedł, aby się napić.
- Mutant, co tu dużo mówić. Przerośnięty Głowonóg, który posiadł silną toksynę. Jej działanie? Proszę bardzo: otruty ma halucynacje. Organizm przy pierwszym kontakcie z substancją traci przytomność, potem występuje gorączka i niekontrolowane drgawki, aż ostatecznie dochodzi do zgonu - rzekł Emeryk.
- Świetnie, jak się przed tym obronić?
- Do zarażenia dochodzi poprzez krew. Zwierzę to ma na końcach macek kolce pokryte trucizną. Dopóki nie oberwiesz macką, dopóty nie grozi ci ten rodzaj śmierci..
- Tyle wystarczy - rzekł Dymitr i udał się do kufra ze swoim ekwipunkiem.Wyjął z niego stalowy miecz. Długość klingi wynosiła półtora metra, a ważył 2,955 kg. Robiony na zamówienie w najlepszej kuźni w całym Meunai, dokładnie taki, jaki chciał. W kufrze leżał też skórzany pancerz z kolczugą, dmuchawka z kompletem zatrutych strzałek, najlepszej jakości osełka do mieczy, a także rożnego rodzaju wywary od alchemików, których spotkał na gościńcu 4 dni temu. Zabrał wszystko.
Udał się w stronę stajni. Tam, chcąc sprawdzić ostrość klingi, dotknął jej wskazującym palcem. Po dłoni popłynęła krew. Poszedł do beczki z wodą, aby oczyścić ranę. Po przemyciu rąk ujrzał na powierzchni wody swoje odbicie. Miał czarne, długie, związane w kitkę włosy, głębokie, zielone oczy i kilkudniowy zarost. Nie był szerokiej postury, co dawało mu większe szanse uniknięcia niżeli sparowania ataku. Jego posępna mina mówiła wszystko, chciał zabić Cienia.
Wsiadł na swojego karego ogiera i pognał na zachód. Od miejscowych dowiedział się, że 6 na 8 zgonów odbyło się właśnie na zachodnim trakcie od oberży. Jechał z pełną prędkością, nie oszczędzał konia. Nagle usłyszał wysoki pisk z prawej strony. Przez śnieg niewiele widział. Zsiadł z konia i wyjął miecz. Ostrożnymi krokami zaczął podchodzić do miejsca, z którego dobiegł dźwięk. Minął pierwszą linię zasypanych białym puchem drzew. Zobaczył jaskinię. Była ciemna i biła od niej groza. Gdyby to była zwykła podróż musiałby się zastanowić nad swoim następnym krokiem. Ale to nie była zwykła podróż, o nie. To była wyprawa po zemstę, kierowana nienawiścią i zmarnowaniem. Odpuścił sobie skradanie, uniósł ostrze i wbiegł z okrzykiem wgłąb czeluści. Szedł przed siebie. Było zaskakująco cicho. Spodziewał się wycia, czy jakiegokolwiek drgania powietrza, demaskującego pozycję potwora. Ściany jaskini porastał suchy mech. Zebrał go w garść i podpalił za pomocą krzesiwa, które zawsze nosił przy sobie. Przymocował go do końca patyka znalezionego na ziemi i w ten sposób stworzył prowizoryczną pochodnię. Poszedł dalej. Tym razem wszystko widział w świetle ognia. Szedł mijając monotonny obraz kamiennych ścian jaskini. Trafił do ogromnego pomieszczenia, które wyglądało jak leże, tylko że nie było w nim właściciela. Usłyszał za sobą turlający się kamień. Obrócił się i ujrzał Go. Wysoki na 3 metry, macki zamiast głowy i cieknąca, czerwona ciecz - Cień. Rzucił pochodnię w nasturcje wyrastające z ziemi. Ogień się rozjarzył i ukazał pełne oblicze potwora. Miał niebieską, oślizgłą skórę. Cień rozproszył macki i ukazał swoje wnętrze: 7 niestrawionych ciał. Obojętna twarz Dymitra przybrała wygląd wrogości, objął miecz oburącz. Skocznym krokiem zbliżał się do poczwary. Był wyuczony. Pierwszym krokiem nadał sobie rozpęd, drugim zaczął zataczać okrąg, aby przy trzecim wyskoczyć i pchnąć bestię w cielsko. Kiedy przymierzał się do trzeciego kroku poleciała w jego stronę macka. Schylił się, ale wyszedł z rytmu. Rozpoczął taniec jeszcze raz. Tak samo. Krok za krokiem czuł wzrastający impet przyszłego ciosu, tym razem nic mu nie przeszkodziło. Pchnął. Ostrze z łatwością przebiło skórę potwora, a po klindze spłynęła krew. Na twarzy Dymitra pojawił się sadystyczny uśmiech. Wpadł w trans. Ciął bez opamiętania, unikał wszystkich macek lub odcinał je w razie potrzeby. Czuł przyjemność, słodki smak spełnionej zemsty. Nadeszła pora na ostateczny cios. Sparował nadlatującą mackę, wykonał półobrót na lewej nodze i gwałtownym szarpnięciem miecza zakończył żywot Cienia.
Po wyjściu z jaskini zaczął tracić przytomność. Na ramieniu miał paskudnie wyglądającą ranę, sączyła się z niej czerwona ciecz. Antidotum, które sporządził dla niego Emeryk było w koszu przy siodle jego konia. Przyspieszył kroku, aby zdążyć na czas wypić odtrutkę. Podszedł do swojego rumaka. Stała obok niego kobieta.
- To ty pewnie jesteś właścicielem tego konia? - zapytała z uśmiechem na swojej pięknej twarzy. - Jestem Monika, a ty?
Poczuł się bezpiecznie. Upadł na pokryty śniegiem szlak.Leżał w ciepłym łóżku przykryty wełnianą kołdrą. Pomieszczenie nie było duże: dwa łóżka, mała komoda przyozdobiona haftami i wieńcem laurowym, stół z pachnącym jadłem i tuzinem kolorowych świec, dających jedyne światło podczas tej nocy. Z sufitu zwisała jemioła. Na krześle siedziała uśmiechnięta dziewczyna. Była ubrana w długą, świąteczną suknię, a w ręku trzymała zapakowany w ozdobny papier pakunek. Dymitr przeciągnął się leniwie i usiadł. Popatrzył na dziewczynę, a ona popatrzyła na niego.
- Obudziłeś się wreszcie - powiedziała po chwili.
- Jak się tu znalazłem? - zapytał.
- To teraz nie ważne, popatrz, mam dla ciebie prezent - wyciągnęła ręce z paczką w jego stronę.
Podszedł i rozpakował swój pierwszy od kiedy pamiętał, świąteczny prezent. W środku znajdowała się harmonijka. Umiał na niej grać, był to ważny punkt spędzania czasu przy ogniskach w młodości, jednak swój instrument zgubił już dawno temu.
- Wesołych Świąt! - powiedziała dziewczyna i znów szczerze się uśmiechnęła.
Tak im minął wieczór - w towarzystwie muzyki, świec i długich rozmów. Kiedy kładł się spać, zastanawiał się czy to wszystko jest tylko pięknym snem, czy rzeczywistością. Monika położyła się obok niego.
- Jemioła - pokazała na sufit...
YOU ARE READING
Władza Pozorna
FantasiW Meunai żyją potwory, a fizyka szczyci się swoimi zasadami. Żyć jakoś trzeba, a ponieważ najemne armie zajęte są tępieniem potworów, to bezkarnością szczyci się gildia zabójców.