Cisza.
Pustka.
Nagle słychać głośny stukot.
Ktoś puka? Krzyczy? Gdzie?
Co to za odgłosy? Bicie milionów serc?
Ktoś potrzebuje pomocy?
Nie, na pewno nie. Beacon Hills jest już bezpieczne...
_____________________________________
Poranek. Cały pokój rozświetlił się promieniami wrześniowego poniedziałkowego słońca. Można było teraz dokładnie zobaczyć porozrzucane opakowania po pizzy oraz butelki po piwach. Na fotelu i kanapie leżały ubrania.- Wiesz, że jest już po dwunastej? - zapytała leniwie Malia wtulając się w jeszcze śpiącego Scotta.
- Mhm - mruknął nie otwierając oczu.
- A wiesz... - ziewnęła, po czym złożyła pocałunek na jego szyi - Że zaczynasz pracę o ósmej?
- Mhmm - wydusił z siebie, po czym momentalnie otworzył szeroko oczy, wyrwał się z objęcia dziewczyny, odkrył kołdrę i stanął na równych nogach.
Rozejrzał się wokoło, po czym westchnął i szybkim krokiem pomaszerował do łazienki zostawiając Malię samą.
Ona spiorunowała go wzrokiem, wzięła głęboki oddech, a następnie zamknęła oczy i przykryła twarz poduszką.
- To ja... - stanął w drzwiach sypialni ubierając skórzaną kurtkę. Podszedł do dziewczyny i pocałował ją w czoło. - Lecę - powiedział, a następnie wybiegł z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Ona tylko się uśmiechnęła i wróciła do snu.
Od ostatnich wydarzeń w Beacon Hills minął prawie rok. Teraz każdy udał się w swoją stronę, nie musząc przejmować się już, że z każdej strony czyha na nich niebezpieczeństwo, ktoś, kto chce ich zniszczyć. Nie musieli walczyć, ryzykować życiem.
Teraz wreszcie mieli normalne życie, wyprowadzili się, dorośli, zaczęli pracę. Byli szczęśliwi.
Malia i Scott wynajęli niewielkie mieszkanie na obrzeżach San Francisco. On zatrudnił się w klinice weterynaryjnej, ona została kelnerką w barze. Trochę inaczej sobie to wyobrażali, ale mimo wszystko byli szczęśliwi. Byli razem i to było najważniejsze.
*
Nagle telefon Malii zawibrował. Dziewczyna niechętnie zwlokła się z łóżka i spojrzała na wyświetlacz.
Nieodebrane połączenie od... Lydii.
Dziewczyny nie miały ze sobą kontaktu od kilku miesięcy, o co mogłoby chodzić?
Postanowiła do niej natychmiast oddzwonić.
Wybrała numer i przyłożyła telefon do ucha.
- To się nie skończyło - usłyszała przerażony załamujący się głos przyjaciółki. Przełknęła ślinę. - Oni tutaj są - usłyszała jej głośny oddech. - Są tutaj.
- Powoli, o co chodzi? - zapytała przeczesując palcami włosy ze zdenerwowania. Zaczęła niespokojnie chodzić po pokoju.
- Są wszędzie, słyszę ich, czuję - powiedziała. Jej głos był już bliski płaczu. - Ale nie mogę ich zobaczyć.
Nagle się rozłączyła.
- Lydia? - zapytała, jednak nie dostała odpowiedzi. - Lydia!
Cholera - pomyślała rzucając telefon na łóżko.
Usiadła na nim i ukryła twarz w dłoniach, po czym założyła pierwszą lepszą koszulkę Scotta oraz rurki i wybiegła z domu.
Na jej nieszczęście zaczął padać deszcz, ale nie przejmowała się tym. Biegła przed siebie z zaciśniętymi zębami.
Zatrzymała się przed niewielkim budynkiem. Nacisnęła klamkę i weszła do środka cała się trząsąc z zimna.
Rozejrzała się wokoło. Znajdowała się właśnie ma recepcji w klinice weterynaryjnej. Wszędzie kręcili się ludzie z chorymi zwierzętami, które na jej widok stały się niespokojne, kilka psów zaczęło szczekać przez co zrobiło się małe zamieszanie. Wyczuły kojotołaka.
- Gdzie znajdę doktora McCall? - zapytała zdyszana podchodząc do biurka, nie zważając uwagi na kolejkę.
- Proszę pani, tutaj czekają ludzie! - zdenerwowała się recepcjonistka.
Malia tylko wyszczerzyła kły w złości i położyła ręce na biurku, na co tamta upuściła jakieś dokumenty robiąc przy tym straszny hałas i drżącą ręką wskazała na drzwi po lewej stronie.
Dziewczyna się odwróciła dokładnie ilustrując twarze osób, które na nią patrzyły, po czym szybkim ruchem skierowała się w stronę wskazanych przez kobietę drzwi.
Otworzyła je i zobaczyła swojego chłopaka, który był w trakcie operacji owczarka niemieckiego w podeszłym wieku.
Gdy tylko zobaczył Malię, natychmiast zdjął rękawiczki i zaprowadził ją w kąt pomieszczenia.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał lekko zdenerwowany zsuwając maskę z twarzy. - Jestem w pracy.
Dziewczyna westchnęła przewracając oczami, po czym zacisnęła usta i dłonie.
- Dzwoniła do mnie Lydia... - zaczęła.
- Lydia? - chłopak zmarszczył czoło.
- Chyba coś się stało... - spojrzała mu prosto w oczy. - Mówiła, że oni tu są...
- Oni? Jacy oni? - oparł rękę o ścianę.
- Nie wiem, tylko tyle powiedziała. Ale była przerażona - westchnęła robiąc minę ukazującą bezsilność.
Scott również westchnął, przeszedł się kilka razy od jednej ściany do drugiej, po czym przyłożył do ust zaciśniętą pięść. Chwilę się zamyślił, a następnie spojrzał na Malię.
- Musimy jechać do Beacon Hills - powiedział po chwili zdecydowanym głosem.
- Coo? - dziewczyna otworzyła szeroko oczy. - Nie ma mowy, mieliśmy tam nie wracać. Poza tym skąd wiesz, że to ma jakiś związek z tym miejscem? - zapytała.
- Wszystko zawsze ma związek z Beacon Hills. Lydia by nie dzwoniła gdyby coś się stało w Nowym Jorku.
Malia spojrzała w górę i przeklnęła pod nosem, po czym zacisnęła usta.
- To kiedy? - przewróciła oczami.
- Jutro - popatrzył jej głęboko w oczy.
Głośno wypuściła powietrze i odgarnęła włosy z twarzy.
- Dobrze - powiedziała z ironią. - Ale szybko to załatwimy i wracamy do San Francisco.
- Emm jeszcze nie stąd nie wyjechaliśmy - szepnął jej do ucha.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem i wyszła głośno trzaskając drzwiami.
Minęła wszystkie złowrogo patrzące na nią twarze i opuściła budynek.
Założyła na głowę kaptur, ręce włożyła do kieszeni kurtki i skierowała się w stronę domu
*
Nagle drzwi szpitala w Beacon Hills otwarły się z tak wielkim i głośnym hukiem, że do środka wleciały liście, a ludziom zaczęły wypadać kartki z dłoni.
Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę i zobaczyli jak wchodzi przez nie młoda szczupła dziewczyna z roztrzepanymi włosami. Była przestraszona, słaba, ledwo trzymała się na nogach. Miała szeroko otwarte oczy i usta, ciężko oddychała.
- Lydia!? - Melissa McCall podbiegła do niej i złapała ją dosłownie w ostatniej chwili, ponieważ dziewczyna zaczęła osuwać się na ziemię.
- Są tu... - wyszeptała kurczowo trzymając się kobiety. - Są wszędzie! - jej serce nagle zaczęło kołatać, a ona sama zaczęła niespokojnie rozglądać się po szpitalu.
_______________________________________
W końcu jest pierwszy rozdział! Dajcie znać, co sądzicie, jak Wam się podoba ❤ Jak myślicie, o co może chodzić Lydii? Piszcie w komentarzach!
CZYTASZ
TEEN WOLF 7 SEASON
FanfictionW związku z tym, że Teen Wolf oficjalnie się skończył po sześciu sezonach stwierdziłam, że chciałabym jednak kontynuować ten serial tworząc siódmy sezon w formie opowiadania. Będzie to taka moja wizja, jak ja bym chciała, żeby wyglądał ten sezon, gd...