Rozdział 2

71 6 3
                                    

          Kolejne dni mijały, a zagubiona we własnym życiu Evie nadal otrzymywała budzące grozę wiadomości. Za każdym razem podskakiwała ze strachu na sam dźwięk SMS'a. Bez przerwy obserwowała wyświetlacz swojego telefonu, wyczekując kolejnych powiadomień. Mimo iż sprawa wyglądała na dosyć poważną, ona była przekonana, że są to jedynie groźby bez jakiegokolwiek pokrycia. Z tego samego powodu nic nie wspomniała Kevinowi – swojemu starszemu bratu. Nie chciała mieszać go we własne problemy. Policja także nie wchodziła w grę, gdyż dziewczyna musiałaby im wtedy wyznać, co takiego kiedyś zrobiła. Wciąż nie potrafiła o tym rozmawiać. Odczuwała do siebie wstręt za każdym razem, gdy chociażby o tym pomyślała. Postanowiła więc, że przeczeka burzę. Nie dało się jednak w nieskończoność ignorować wszędzie pojawiających się zastraszających ją komunikatów. Na telefonie, laptopie, telewizorze, w domu, w mieście, w pracy. Evie nigdzie nie potrafiła poczuć się bezpiecznie. Nieodparte wrażenie, że jest obserwowana, nie odstępowało jej ani na krok. Utrzymywała tę sprawę w tajemnicy przez długi czas, jednak jej prześladowca w końcu się zniecierpliwił.
                               *
                 Przemierzając zatłoczone ulice Manhattanu pewnego, dosyć chłodnego, poranka, dwudziestolatka intuicyjnie rzuciła okiem na ogromny bilbord oddalony kilka kroków od niej i zastygła w całkowitym bezruchu. Mimo zimnego powietrza chłostającego ją po twarzy, uczucie gorąca rozlało się po całym jej ciele. Nie dowierzając, czytała tekst w kółko i w kółko. Rób, co każę, inaczej braciszek zapłaci za TWOJE błędy. Drżąc ze strachu, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu potencjalnego autora tego wykroczenia. Wokół niej kręcili się jednak tylko ludzie pochłonięci chaosem swojego własnego dnia. Nagle nie wiadomo skąd, w Evie wezbrała niepohamowana wściekłość.
— Czego ty chcesz?! — ryknęła, nie zważając na tłum gapiów.
Dosłownie sekundę później z kieszeni jej wypłowiałych spodni dobiegł stłumiony dźwięk SMS'a. Wysłany został z zastrzeżonego numeru. Zniszcz małżeństwo swojej przyjaciółki. Ty jedyna znasz jej sekret. Pora stać się tą samą osobą, którą byłaś w liceum. Do wiadomości dołączona była fotografia, na której przyjaciółka dziewczyny jednoznacznie flirtuje z innym mężczyzną.
— Nie zrobię tego. Nie ma szans. Zmieniłam się — wymamrotała pod nosem, przygnieciona ciężarem traumatycznych wspomnień i szybkim ruchem ręki schowała komórkę.
Zrezygnowała z zakupów i wróciła do apartamentowca z łomoczącym sercem. Przed drzwiami do mieszkania, trzęsącymi się rękami, wyciągnęła klucze, jednak, jak się po chwili okazało, Kevin był już w środku. Biorąc głęboki wdech i przybierając na twarz najbardziej fałszywy uśmiech, na jaki było ją stać, pociągnęła za chłodną, metalową klamkę i weszła do niewielkiego przedsionka.
— Hej — zaczęła ze wzrokiem utkwionym w białych kafelkach i natychmiast urwała, gdyż jej oczom ukazał się zwijający się z bólu brat.
Cały umazany był szkarłatną czerwienią. Z żołądkiem w gardle, podbiegła do niego i z hukiem upadła na kolana. Kevin kurczowo trzymał prawą rękę przy zakrwawionej piersi i dyszał tak, jak gdyby dopiero co przebiegł maraton.
— O mój Boże! — krzyknęła Evie, gdy z trudem na nią spojrzała.
Serdeczny palec mężczyzny został brutalnie odcięty. Jego całe ciało wyginało się w drgawkach, a z gardła wydobywały się jedynie niezrozumiałe jęki. Dziewczyna nie wytrzymała i zwymiotowała na podłogę. Wstała powoli i całkiem roztrzęsiona zadzwoniła na pogotowie. Dopiero wtedy zauważyła przyozdobioną, różową karteczkę leżącą na stoliku obok. Widniało na niej tylko jedno słowo. Ostrzegałem.
— Nie jesteśmy już tutaj bezpieczni — przerażony szept Kevina rozległ się złowrogim echem po pokoju.
              Tamten dzień dał Evie do zrozumienia, że ma ona do czynienia z bezwzględnym psychopatą, który czyhał na nią na każdym kroku. W końcu zaczęła brać tę całą sprawę na poważnie. O to mu właśnie chodziło. Chciał dosadnie oznajmić jej, że to nie są żarty. Dziewczyna wciąż jednak nie rozumiała, dlaczego mścił się akurat na niej. Co prawda miała bardzo dużo na sumieniu, ale przecież każdy z nas popełnia błędy. Nikt nie jest święty.              
                                  *                                                             
             Z zamyślenia wyrwał Kevina dźwięk otwieranych drzwi do jego sali. Na widok Evie, na twarz mężczyzny wpełzł szeroki uśmiech. Ucieszył się z wizyty swojej siostry, bardziej niż by tego pragnął. Miał już serdecznie dosyć ciągłego leżenia w szpitalnym łóżku i wpatrywania się w przytłaczające, blade ściany.
— Co tam masz? — zapytał, gdy jego wzrok padł na srebrny pakunek w rękach dziewczyny.
Evie wyraźnie zdezorientowana również spojrzała na swoje dłonie. Ze stresu całkowicie zapomniała, że coś w nich trzyma.
— Aaaa to — zaśmiała się nieśmiało. — Przyniosłam je dla ciebie.
Niepewnym ruchem położyła jeszcze ciepłe zawiniątko na szarym stoliku obok brata. Kevin patrząc na nią podejrzanie, chwycił przedmiot i go rozwinął. Gdy ujrzał co jest w środku, w jego oczach pojawiła się iskierka wzruszenia.
— Wiem, że nie wynagrodzi ci to twojej straty — powiedziała ze smutkiem, mimowolnie zerkając na jego dłoń. — Ale pomyślałam, że miło będzie, jak w końcu zjesz coś treściwego.
— Dziękuję — odrzekł uśmiechnięty i błyskawicznie porwał, z etażerki obok, sztućce.
Dziewczyna uradowana zadowoleniem brata, przysiadła na rogu jego łóżka i wbiła wzrok w swoje zadbane paznokcie.
— Słuchaj Kevin, wiem, że pewnie nie chcesz o tym rozmawiać — zaczęła cichym głosem. — Ale powiedz mi chociaż, czy widziałeś kto był tym napastnikiem.
— Niestety, nie byłem w stanie nic zobaczyć. Miał czarną maskę i kaptur. Dłonie też miał zakryte. Chyba po to, żeby nie zostawić żadnych odcisków, czy coś — odpowiedział z ustami pełnymi świeżego kurczaka.
— A więc to mężczyzna — powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
— Tak. Chyba tak. Sylwetka na to wskazywała — rzucił, przełykając kolejny kęs jedzenia.
W końcu Evie spojrzała mu w oczy, a gdy to zrobiła, ogarnął ją smutek, ponieważ to on zapłacił za jej własne błędy. W pełni należały mu się wyjaśnienia, więc dwudziestolatka czuła się zmuszona, by opowiedzieć mu o prześladowcy. Jednej rzeczy na szczęście nie musiała mu tłumaczyć. Już od dawna o tym wiedział, a mimo to dalej ją kochał. Cóż, bynajmniej tak jej się wydawało. Ona nie potrafiła sobie tego wybaczyć.

Efekt MotylaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz