Rozdział 1

548 18 2
                                    

BIANCA

- Cześć Bianca. - zawołała moja przyjaciółka.

- Siema Alice. Co tam u ciebie słychać, bo u mnie dobrze, właśnie wracam ze spaceru.

- U mnie wszystko powywracane do góry nogami. Obudziła mnie mama zrywając mnie z łóżka, a tata stał nade mną jak jakiś kat nad skazańcem. Nie wiedziałam co się dzieje. Przecież zazwyczaj byli spokojni. Albo... - zastanawiała się chyba z 5 minut. - ... może ja tego nigdy nie zauważyłam... Jak myślisz? - spytała się mnie.

- Moim zdaniem mieli jakiś zły dzień, bo nie raz u ciebie byłam i wszyscy byli spokojni, mili, a co się działo dalej?

Przyjaźniłam się z Alice już 5 lat i znałam ją jak nikt inny. Mamy po 15 lat. Kiedy miała jakieś problemy to zawsze byłam dla niej wsparciem, pomagałam jej w trudnych chwilach. Miałyśmy podobne zainteresowania, więc prawie nigdy się nie kłóciłyśmy. Jest dla mnie jak młodsza o miesiąc siostra. Zawsze chodzimy razem z naszą paczką i jej chłopakiem na spacery po parku, do kina, na lody. Czasami się zastanawiam ile ona miała już, w swoim życiu chłopaków, bo wystarczy jedna kłótnia i już się z nim rozstaje. Czasami myślę, że ona sobie nigdy nie znajdzie chłopaka na dłużej. Ja na przykład do tej pory nie mam chłopaka i nie narzekam.

- OK. Jak tak mama mnie już zerwała, tata wyszedł. Gdy już wstałam mama przekazała mi wiadomość, że przyjeżdża rodzina, więc mam się ładnie ubrać i przygotować coś do jedzenia.

- No to ładnie... To czemu nie jesteś teraz w domu?

- Nie rozumiesz?!? Mama powiedziała, że mam ładnie wyglądać i mam coś przyrządzić! - w jednej chwili zrobiła się czerwona ze złości. Myślałam, że zaraz wybuchnie. - A co ja jestem zawsze brzydko ubrana i "kura" domowa?!? Ja nawet nie umiem gotować, bo mnie nikt nigdy nie nauczył. Ja mam własne życie i nie może się w nie wtrącać, a tym bardziej z rana wytargać mnie z łóżka i mówić, że przyjeżdżają goście!

- Powoli..., uspokój się... jesteś podenerwowana. Rodzice nie chcieli cię obrazić. Po prostu chcą, żebyś im pomogła. Ja czasami też jestem zła na własnych rodziców, ale jeśli mam tak jak ty teraz, to myślę sobie, że od czasu, do czasu mogę im pomóc.

Minęło 5 minut w milczeniu. Alice się pomału uspokajała, a ja czekałam, aż całkowicie będzie spokojna.

- Przepraszam, że krzyczałam. Masz rację, powinnam posłuchać mamy i nie przejmować się tym, żebym się ubrała ładnie.

- Nic nie szkodzi, a w związku z ubiorem. Jej pewnie chodziło o to, żebyś coś wyjściowego założyła.

- Tak myślisz?

- Ja nie myślę, ja jestem pewna. - zaśmiałam się.

- Dobra, ale i tak bym pewnie nie zdążyła. - powiedziała patrząc na zegarek. - Pięknie... I tak nie zdążę, bo mam godzinę.

- Spokojnie. Ja umiem gotować. I nawet wymyśliłam własne danie, które rok temu przyrządzałam na obiad i wszyscy się zachwycali.

- Naprawdę?

- Jasne... Nawet cię mogę nauczyć tego przepisu.

- OK. To chodźmy.

W połowie drogi mocno mnie pociągnęła, tak żebym się zatrzymała. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi.

- Dziękuję Ci za wszystko co dla mnie robisz, nie wiem jak ci się za to wszystko odwdzięczyć. - przytuliła mnie bardzo mocno i nie chciała mnie puścić. Zapomniała, że się śpieszymy do jej domu...

- Nie musisz. Jesteś dla mnie jak siostra, ale jak teraz mnie nie puścisz to nie zdążymy zrobić jedzenia dla gości. Potem najwyżej będziesz mnie tuliła.- uśmiechnęłam się do niej.

- O. Przepraszam Cię. Zapomniałam. - też się uśmiechnęła i mnie puściła.

- To co, idziemy? Bo mamy... - wyciągnęłam komórkę z torebki i sprawdziłam godzinę. - ... 45 minut.

- Tak.

I ruszyłyśmy w stronę domu Al. Po 10 minutach byłyśmy przy jej bramce. Zadzwoniłyśmy domofonem, bo jej rodzice mieli wolne, a Alice nie wzięła kluczyków. Po minucie odebrał tata Al.

- Tak, słucham... Kto tam? - zapytał.

- To ja. Otworzysz mi, bo nie wzięłam kluczy. - powiedziała Al.

- Już. - Otworzył nam.

Weszłyśmy przez bramę. Ja rozglądałam się dookoła i nie wierzyłam, gdzie Al mieszka. Jej ogródek był nie do poznania. Pamiętam jak wygląda jej ogródek i to nie jest on.

- Al...- powiedziałam.

- Tak?

- Gdzie my jesteśmy? To nie jest twoja posiadłość.

- To jest mój dom i ogródek. - mówiła przekonująco.

- Weź. Pamiętam dokładnie twój ogród i to nie jest on.

- Z tym się trochę z tobą zgadzam. Moi rodzice zrobili remont ogrodu, a to nie wszystko. Chodź ze mną.

Poszłam za Al, chociaż nie wiem co miała na myśli mówiąc: "...to nie wszystko". Otworzyła mi drzwi do domu i nie wierzyłam własnym oczom. To nie był jej dom!

Mam nadzieję, że Wam się podobało. Piszcie w komentarzach.

Wzloty i UpadkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz