~~ ,,Jesteś moim kwiatem...'' {3.} ~~

123 11 4
                                    


25 lipca 1919


Opuszki moich palców delikatnie muskały białe klawisze pianina. Bacznie słuchałam rad, zawieszonego nade mną, kuzyna, który pilnował, abym nie popełniła najmniejszego błędu. Melodia, którą tworzyłam była wolna i smętna, usypiająca. Ziewnęłam tracąc poczucie rytmu, przez co zacisnęłam niewłaściwy klawisz, a utwór stracił swój czar.

- Nie przejmuj się. Dobrze ci idzie - zapewnił Leon, widząc grymas niezadowolenia na mej twarzy. Kątem oka widziałam granatowy rękaw mężczyzny, który wciąż mnie rozpraszał. Miałam wrażenie, że tuż za mną stoi mój brat, ubrany w mundur, którym zawsze bardzo się szczycił. Chciałam zerwać się z siedzenia i mocno się do niego przytulić, jednak dopadała mnie świadomość, że jest setki kilometrów z tond. Starałam się o nim nie myśleć i cieszyć obecnością Leona.

- Może teraz ty coś zagrasz? Coś wesołego na poprawę humory - zaproponowałam z lekkim uśmiechem, przerywając grę.

- Wesołego? Sam nie wiem... gram tylko kiedy się smucę. To pozwala mi uporać się z emocjami, tak żeby ich nie pokazywać - wyjaśnił. Zmarszczyłam brwi.

- Dlaczego miałbyś nie okazywać emocji? - spytałam, zdziwiona.

- Ojciec mówi, że żołnierz nie powinien ujawniać słabości... - mruknął nieco ciszej. Mogłam się domyślić. Wuj Vasili zawsze był surowy i miał okropne podejście do takich spraw. Sądził, że żołnierz to ''jednostka'', która nie powinna myśleć, ani czuć. Jedyne jej zadanie to wykonywać rozkazy, nie ważne jakie by one nie były. Każdy dowódca zamieniał swoich podwładnych w pionki, które nie mogą wyrazić własnego zdania i robią wszystko co im się każe. To tak właśnie zaczynała się wojna. Jeden bezduszny, nieempatyczny człowiek wpadł na to, aby pozbawić ludzi wolności, kochającej rodziny i szczęścia, po czym wydał taki rozkaz, a milion żołnierzy nie sprzeciwiając się, nie myśląc wykonała nierozsądny, okrutny rozkaz. Mój brat już dawno utoną w morzu wojskowych obowiązków i rozkazów - stał się ''jednostką''. Jednak dla Leona była jeszcze nadzieja. On nie był taki jak inni. Miał dobre serce i mnóstwo miłości i czułości w sobie. Wiedziałam, że nie pozwoli wydrzeć sobie duszy i świadomości.

Poczułam lekki dotyk na mym ramieniu. Spojrzałam na dłoń kuzyna, który gładził mą skórę, przykrytą zwiewnym, beżowym materiałem.

- Mogę zagrać coś wesołego specjalnie dla ciebie, ale musisz przynieść nuty z mojego pokoju - powiedział, ciepło się uśmiechając.

- Tak jest poruczniku - odparłam, rozpromieniona i szybkim krokiem, zmierzyłam w stronę schodów.

- Są na stoliku! Obok powieści Aleksandrosa Papadiamandisa! - zawołał za mną, szczegółowo charakteryzując miejsce. Wbiegłam po schodach na drugie piętro i szybko odnalazłam drzwi do pokoju kuzyna, które w przeciwieństwie do innych, miały orzechowy kolor. Ostrożnie weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Szybko namierzyłam niewielki stolik, spoczywającą na nim grubą książkę i stertę kartek.  Podeszłam bliżej, aby upewnić się, że są tam nuty. Niestety były to jakieś dokumenty, podobne do formularzów, które całymi dniami wypełniał tata. Zmartwiła mnie myśl, że Leon stał się dorosły. Ja byłam jeszcze dzieckiem, a on już dojrzałym mężczyzną, o dziwo nie przeszkadzało nam to i mieliśmy ze sobą wspaniałe kontakty.

Podniosłam kartki, ukazując kolejne, nudne dokumenty, jednak między nimi ukryła się kartka o wiele ciekawsza niż zwykłe formularze. Od razu poznałam staranne, pochyłe pismo kuzyna, ułożone w wersy i zwrotki. Powoli zaczęłam czytać.

''Jesteś moim kwiatem, moim słońcem i szczęściem.

Moje serce usycha bez ciebie, ukochana.

Greczynka - Vatanim SensinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz