Ucieczka, to jedyna rzecz, na którą było mnie teraz stać. Jestem tchórzem. Boję się uczuć. Nie chcę nikogo do siebie dopuszczać. Alec zasługuje, na kogoś lepszego. Ze łzami w oczach wszedłem do domu. Nie rozbierając się, wbiegłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łózko.
W końcu, mogłem dać upust swoim łzom. Mogły swobodnie kształtować, sobie drogę na mojej twarzy. Były wolne. Szkoda, że tylko one.
Do moich uszu, dostał się dźwięk warkotu silnika. A chwilę potem w całym mieszkaniu, rozległ się dźwięk dzwonka.
Ignorowałem to. Zaraz odpuści, pojedzie i zapomni. Zapomni, że ktoś taki jak Dylan w ogóle kiedykolwiek istniał. Tak będzie lepiej i dla niego i dla mnie. Chociaż, sama myśl o tym, łamała mi serce na milion kawałków.
Pierwszy raz od dawna, czułem się ważny i kochany. Czułem, że mam dla kogo żyć.
Mój telefon zaczął dzwonić. Podniosłem go, a na ekranie widniał napis Alec.
Najwidoczniej nie da spokoju. Przesunąłem palcem po ekranie i przysnąłem urządzenie do ucha.
-Dylan! Nie rób mi tego więcej do cholery ! Gdzie jesteś?! Martwię się o Ciebie- W jego głosie mogłem usłyszeć pretensję, ale i jednocześnie troskę.
-Nie dzwoń więcej. Zapomnij o mnie. Zniknij z mojego życia- wyszeptałem, łamiącym się głosem i rzuciłem telefon w kąt pokoju.
Słyszałem jego rozpaczliwe wołanie. Ale nie mogłem ulec. Musiałem walczyć, być silnym. Chce go uratować od siebie. Chce, żeby prowadził normalne szczęśliwe życie. A nie martwił się, czy ja jeszcze żyję czy już podciąłem żyły.
Z moich oczu, zaczęło wypływać więcej łez.
Jedyne na co w tym momencie się zdobył, to odpalenie papierosa. Przez gulę w gardle, ledwo się zaciągałem. Ale to pomagało. Byłem spokojniejszy.
Po chwili, wypaliłem całego papierosa i zgasiłem go w popielniczce.
Wstałem z łózka i podszedłem do telefonu. Rozmowa została nie przerwana.
Powoli przyłożyłem, telefon do ucha, jakby miał zaraz wybuchnąć. Dźwięki, które w nim słyszałem, łamały mi serce. Szlochy i błagania Alec'a, żebym się z nim spotkał. Dał szansę na wyjaśnienie tego wszystkiego.
Słuchałem tego. To egoistyczne. Ale słuchałem. Niczego nie mówiłem. Ale on wiedział, że słucham.
-Przyjedź-wyszeptałem i się rozłączyłem. Tym razem, upewniłem się, że to zrobiłem i znowu opadłem na łóżko. Chciałem wszystko jeszcze raz poukładać w głowie. Chciałem przemyśleć, jak to wszystko odpowiednio ułożyć w słowa. Wiedziałem, że i tak go zranię. Bo jak można od kogoś odejść, bez ranienia go? Ale chciałem, to zrobić najłagodniej jak się da.
Moje przemyślenianie trwały długo, bo za chwilę słyszałem jak Alec zatrzymuj sięz piskiem opon pod moim domem i rozpaczliwie wali do drzwi. Szybkozbiegłem na dół i je otworzyłem.
Jego oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu. Usta się ruszały, jakby chciał coś powiedzieć ale nie mógł. Wpatrywałem się w jego bladą twarz. Odsunąłem się lekko w drzwiach, dając mu znak, żeby wszedł dalej.
Ale ku mojemu zaskoczeniu, nie zrobił tego. Stał w przejściu i wpatrywał się we mnie.
-Dylan. Błagam Cię. Nie zostawiaj mnie- mówił łamiącym się głosem, a po jego twarzy spłynęła łza.
Patrzyłem się prosto w jego oczy, ale nic nie mówiłem. Nie wiem co mogłem powiedzieć. I tak i tak będzie źle. Nie chciałem go ranić. Nie wiem do czego jestem zdolny. Nie wiem co zrobię.
-Tak będzie lepiej dla nas- wyjaśniłem szybko i zamknąłem drzwi. Po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Oparłem się plecami o drzwi i zsunąłem się na podłogę.
Czy to jest ten moment, kiedy człowiek jest bezsilny? Kiedy jedynie o czym marzy to śmierć?
Wiedziałem, że to co w tym momencie jest nie odwracalne. Ale tak będzie lepiej. I dla mnie. I dla niego.
~*~
Kolejny dzień. Kolejny raz, promienie słońca padające, na moją twarz budzą mnie. Kolejna popielniczka pełna petów.
Moje życie, to jedna wielka monotonia.
Przetarłem zaspane oczy i zszedłem na dół, włączyć ekspres do kawy. Włożyłem papierosa do ust. Czekając aż kawa się zaparzy.
Do moich uszu, doszedł dźwięk sms'a. Szybkim krokiem, wbiegłem po schodach na piętro i zgarnąłem, telefon z łózka.
To znowu Alec. Czego mogłem się spodziewać? Cała ty sytuacja, przypominami tandetną telenowelę, które zawsze oglądała mama.
„Za 10 minut pod twoim domem!"
Po moich plecach przebiegł dreszcz. Stałem jeszcze pół minuty i wpatrywałem się w telefon, po czym uświadomiłem sobie, że jeszcze nic ze sobą nie zrobiłem.
Przebiegłem przez całe mieszkanie, prawie zabijając się na zakrętach. Wbiegłem do łazienki i poranna rutyna. Wybiegłem z niej jeszcze szybciej, uświadamiając sobie, że Alec będzie tu za 2 minuty.
Wybrałem pierwsze lepsze ubrania z szafy. Zgarnąłem papierosy, klucze i telefon, po czym spokojnym krokiem wyszedłem przed dom.
W momencie kiedy zamknąłem drzwi, na podjazd podjechał chłopak.
Jego osoba wyłoniła się z samochodu. Ale to nie była, ta sama osoba którą ostatni raz widziałem.
Ciemnooki, miał aktualnie podkrążone oczy, prawdopodobnie z przemęczenia. Jego idealnie zarysowana szczęka, zmieniła kształt, a policzki sprawiały wrażenie zapadniętych.
On zamienia się we mnie. On zamienia się we wrak człowieka.
Dość, przytłoczony tą sytuacją. Usiadłem na schodach pod domemi czekałem, na dalszy rozwój akcji.
-Co ty odpierdalasz?- z jego ust wyrwało się warknięcie. Całe moje ciało zdrętwiało.
Co w niego wstąpiło?
-O co ci chodzi?
-Jeszcze pytasz o co mi chodzi?! Zależy mi na tobie! Chce z tobą coś stworzyć! A ty z dnia na dzień, odpychasz mnie?! I ty jeszcze pytasz o co chodzi?!- krzyczał na mnie. W moich oczach wzbierały się łzy. Ale starałem się nad nimi panować. Nie chcę okazać słabości. Nie chcę być słaby.
-Nie możesz po prostu odejść?- zapytałem. - Dać sobie, spokój z tym wszystkim raz na zawsze? Znaleźć kogoś z kim naprawdę będziesz szczęśliwy? Alec. Zastanów się. Nie jeden by cię chciał, a ty marnujesz swój cenny czas na mnie- dokończyłem spokojnie.
Chłopak poruszał ustami, jakby chciał coś powiedzieć, ale pochwili je zamykał rezygnując.
Złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Staliśmy chwilę i wpatrywaliśmy się w siebie. Do momentu kiedy nie wciągnął mnie, do swojego własnego mieszkania.