Obudziłam się na kanapie. Szybko wstałam i zaczęłam się rozglądać.
Głowa bolała mnie jak nie wiem.
W pomieszczeniu było widno.
Z nocy powstał świt.
Jednak.. Czy ja spałam?
Przecież ja nie sypiam po nocach.
Widziałam tylko czarną.. No właśnie pustkę.
Wstałam z kanapy i spojrzałam na schody po których zaczął schodzić Marco.
-Cześć Marco - Przywitałam się z chłopakiem.
- Oh ,cześć Marry wreszcie wstałaś.. Wiesz jak mnie wystraszyłaś? - Rzekł patrząc wprost na mnie.
-Uh? Niby jak cię wystraszyłam? - Spytałam zdziwiona.
- No ten.. Ten tego..noo... W nocy jak szłem do Kuch-
- Po co szleś w nocy do kuchni?
-nie ważne słuchaj mnie dalej.. Więc jak w nocy szłem do kuchni zobaczyłem ciebie jak leżysz na ziemi. Przez chwilę nie wiedziałem co zrobić więc położyłem cię na kanapie... To było straszne uczucie myślałem ,że się nie obudzisz.. - Westchnął.
- Ale się obudziłam - Uśmiechnęłam się w stronę zielono okiego.
- ale wracając do tematu kuchni.. Zostawiłem tam laptop a był mi potrzebny
-He?do czego?
- Skoro morderstwo nastąpiło 2 dni temu to pewnie już jest pełno informacji na temat temat w necie- Rzekł opierając się plecami o ścianę.
- Dowiedziałeś się czegoś? -Spytalam.
-Niestety nie za dużo - Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.
-To co teraz zrobimy?
-Musimy jakoś przekonać tego faceta do gadania.. Inaczej nic nie zdziałamy - Nadymał policzki najprawdopodobniej zdenerwowany.
- Eh, nie masz czym się denerwować Marco - położyłam dłoń na jego ramieniu - Chodź przejdziemy się co ty na to? - Spytałam z uśmiechem.
- Uhh.. Dobra chodźmy - Wymusił uśmiech.Wyszliśmy z domu.
-Trochę zimno co nie? - Zaśmiałam się cicho.
- Masz rację.. - Też się cicho zaśmiał.
Śnieg zdobił moje włosy tak samo jak i je moczył. Było naprawdę zimno a ja wyszłam w samej bluzie. W pewnej chwili poczułam, że jest mi cieplej. Spojrzałam na Marco który był bez swojej bluzy. Na moich ramionach spoczywała czarna bluza z futerkiem.
- Marco Tobie nie zimno? - Spytałam zdziwiona tym jakże miłym gestem.
- Wytrzymam.. - Uśmiechnął się i podrapał po karku.
Ja nic więcej nie powiedziałam .
Całą drogę przemilczeliśmy.
Słońce które przez chwilę przedarło się przez chmury w pewnej chwili znikło. Nastał pół mrok. Cała się trzęsłam.
- Marco.. Gdzie my jesteśmy? - Spytałam rozglądając się. Nie dostałam odpowiedzi.
- Marco? - Zaczęłam się rozglądać. Jednak mojego przyjaciela nigdzie nie było. Wystraszona zaczęłam go szukać. Wszędzie były drzewa.... Głęboki las w którym nie wiem jak się znaleźliśmy. Śnieg chrupał pod moimi butami. Mróz się nasilił.
Czemu czułam, że.. To koniec?
Szłam jednak dalej nie zwracając uwagi na całe mokre i lodowate nogi które z każdym krokiem bardziej drętwiały. Za każdym razem gdy wypuszczałam powietrze z ust tworzyła się bardzo widoczna para.
Na dworze robiło się co raz ciemniej a ja dalej nie mogłam znaleźć Marco.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
Nie było ze mną Marco.
Nie wiedziałam gdzie byłam.
Zgubiłam się a ogromnym lesie wieczorem.
Czułam się jak w horrorze, tylko nie takim w którym ktoś cię będzie co chwile ratował, tylko takim w którym każdy napotkany potwór cię zabije.
W pewnym momencie wywróciłam się o korzeń. Wylądowałam twarzą w zimnym śniegu. Natychmiastowo wstałam. Bardziej drżałam, jednak czy jeszcze bardziej się da? To dość dziwne śnieg o dziwo był naprawdę twardy ,a małe kryształki które powinny się roztopić gdy moja twarz tkwiła w śniegu ocharatały mi cały nos przez co cały mnie piekł jak nie wiem co. Spojrzałam za siebie. Wszędzie biel i brąz kory drzew. Spojrzałam ponownie przed siebie.
Zobaczyłam jakąś sylwetkę. Powoli się do niej zbliżałam. Nie wiem czemu ale, wydawało mi się, że źle robię podchodząc do tej osoby. Gdy byłam wystarczająco blisko by zobaczyć kto to jest moje oczy wypełnił strach.
Nie cały metr ode mnie stał facet który poprzedniej nocy stał i patrzył się na mnie. Miałam już uciekać jednak strach sparaliżował moje ciało. Nie mogłam się ruszyć. Przez bardzo szybko bijące serce naprawdę ciężko mi się oddychało. Czułam, że powoli się duszę jednak dalej stałam w miejscu. Facet ruszył w moją stronę . Moje serce zaczęło szybciej bić.
Czemu nie uciekałam?
Czemu stałam w miejscu?
A jeśli on chce mnie zabić?
Tyle pytań a brak odpowiedzi.
Facet stanął jakiś milimetr ode mnie.
Przez tą bliskość mogłam.. Zobaczyć brak twarzy. Wydłubane oczy...brak nosa... Dziura zamiast ust.. Brak uszu.. Jedynie poszarpane włosy. Miejsce gdzie powinna być twarz...Poprostu jej zabrakło.. Było widać mięso, skórę i w nie których miejscach kości. Byłam naprawdę przerażona. Czułam jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z mojej piersi. Jednak zamiast wyskoczyć podchodziło mi do gardła.
Facet stał przede mną w ciszy. Z jego poszarpanych ubrań kapało mnóstwo krwi. To było straszne. Paraliż minął a ja zaczęłam się powoli cofać. Mężczyzna za to zaczął się przybliżać.
A jeśli to jakiś zboczeniec? Gwalciciel? Pedofil?
Tyle pytań chodziło po mojej głowie.
Obróciłam się plecami do niego i już miałam zacząć uciekać jednak on chwycił mnie za rękaw bluzy i zaczął gdzieś ciągnąć. Był naprawdę silny.
-Z-zostaw mnie! - Krzyknęłam szarpiąc się. No bo kto by się nie szarpał? Przecież każdy chce żyć jak najdłużej. Mężczyzna nic nie powiedział tylko mocniej ścisnął materiał. Czułam, że to może być mój koniec.
Jeśli to on zabił tą dziewczynę?
Może on też był ofiarą?!
Ile tych pytań!
W pewnej chwili poczułam, że on puścił mnie. Zaczełam się rozglądać.
Gdzie on zniknął?
Spojrzałam przed siebie. Przede mną były domy, droga, chodnik i sklepy.
Uśmiechnęłam się szeroko. Jedyna myśl która nagle przyszła mi do głowy to było to.. Czemu on mi pomógł? Nawet mnie nie znał. Ten jego brak twarzy dalej miałam w głowie . Nie umiałam tego wymazać z pamięci. To było zbyt straszne.
Ale stop..
Gdzie Marco?
Spojrzałam w tył. Nikogo nie było. Była pustka.
Czemu nikogo nie ma?
Nie chce być sama...
Ruszyłam prosto do mojego domu. Tam czekał mnie niecodzienny widok.
Jak stanęłam na przedpokoju usłyszałam szloch. Ściągłam buty i weszłam do salonu. Pod ścianą siedział Marco który płakał jak dziecko.
-Marco?- Zdziwiłam się jego stanem.
Marco podniósł wzrok i spojrzał na mnie swymi zalzawionymi oczami.
-Marco, czemu płaczesz? - Spytałam.
- MARRY?!- Wstał i patrzył na mnie z niedowierzaniem. Ja stałam jak kołek z miną typu ,,o co ci chodzi? ''
- T-ty.. Żyjesz!- Przytulił mnie x całych sił.
- A-a miałam nie żyć? - Spytałam.
-Tak nagle znikłaś... Myślałem, że ci już nie zobaczę - Rzekł a z oczu zaczęły mu płynąć łzy. Zarumieniłam się.
Marco jako jedyny się o mnie troszczył.
W końcu reszta rodziny mieszka gdzieś w innym kraju ,gdyż boi się śmierci .
Nie dziwię się im, w końcu spora część naszych krewnych tu zmarła w dziwnych okokolicznościach.
Odwzajemniłam przytulasa, tylko po to by go uspokoić.
- Nie masz o co płakać.. Jestem tu - Szeptałam.
Mimo, że Marco miał 20 lat nie raz miał napady płaczu czy agresji jak to nie raz u dzieci się dzieje.
Kochałam się nim opiekować i uspokajać.
Wtedy czułam się taka potrzebna.
- Marry... Dostaliśmy kolejne zlecenie.. - Rzekł i mnie puścił
- No to na co czekamy?! W drogę - Uśmiechnęłam się szeroko, ubrałam buty i szybko wyszłam. Jednak szybko wróciłam.
- Gdzie wogóle mamy iść? - Spytałam.
-Ja ci pokaże, chodź za mną - Powiedział. Chwycił mnie za nadgarstek i zaczął gdzieś prowadzić.
Po jakiś 15 minutach w końcu dotarliśmy.
- To tu - Wskazał palcem na ogromny poniszczony budynek.
Gruz się z niego sypał.
Wszędzie było szkło i ostre gwoździe.
W budynku wszystkie okna były rozbite - Bez wyjątku.
- To jak? Wchodzimy? - Spytałam.
Marco skinął głową. Wraz z brązowo włosym weszłam do środka. W środku było gorzej niż na zewnątrz. Ściany całe w krwi. Rozwalone ściany,brak drzwi, spalone żarówki.. Brak światła. Musiałam wyciągnąć latarkę tak samo jak Marco. Trochę bałam się rozdzielać ale Marco mnie przekonał, że nic mi się nie stanie. Zaufałam mu. Zaczekam przeszukiwać budynek.
Niby gdzie tu miało odbyć się morderstwo? Nigdzie nie mogłam znaleźć czegoś konkretnego. W pewnej chwili poczułam czyiś oddech na swym karku. Odwróciłam się. Jednak nikogo nie było. Jedynie woda która kapała z podziurawionego dachu robiła,, kap '',,kap''.
Wzruszyłam ramionami i dalej przeszukiwałam to straszne miejsce. Starałam się nie zwracać uwagi na szumy i jakieś odgłosy. Ponoć miejsce w którym się znajdowalismy wraz Marco było niegdyś szpitalem psychiatrycznym. Jednak zburzono je z powodu licznych oskarżeń o morderstwa i tak zwane,,tortury ''.
Przeszedł mnie dreszcz gdy coś przebiegło koło mojej nogi. Pewnie to szczur albo coś innego ale... Co niby mogło by być takie małe?.. Jaszczurka? Może mysz? Nie wiadomo.
Stanęłam w miejscu i zaczęłam świecić latarką na jedną z ścian. Na ścianie tkwił napis napisany krwią.
,,Nie ma stąd wyjść''albo jeszcze,, Nie ma drogi ucieczki ''. Zacisłam zęby na dolnej wardze i odwróciłam wzrok od ściany. Ruszyłam dalej. Dalej pustka. Ani świeżej krwi ani nic. Może coś paranormalnego się tu jednak dzieje?Może jednak nie ma żadnych zwłok? Jednak warto szukać. W pewnej chwili poczułam czyjąś obecność. Znajdowałam się w pustym pokoju. Koło mnie nie było nikogo. Pustka.
Więc czemu czułam jakby ktoś koło mnie stał?
Zaczęłam się rozglądać. Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odskoczyłam do góry przerażona. Spojrzałam w tył.
Czemu nikogo nie było?!
To się robi powoli chore .Przełknelam nawet głośno ślinę. Chcąc już wyjść poczułam jak coś chwyta mnie za szyję i unosi do góry. Czyjąś dłoń z całej siły ścisła moją szyję. Nie mogłam oddychać. Zaczęłam dyszec żeby nabrać trochę powietrza do płuc. Z kacików ust zaczęła wypływać ślina.
Przed oczami zaczęła się pojawiać ciemność. Jednak w ostatnim momencie ten ktoś mnie puścił. Zaczęłam ciężko oddychać. Skuliłam się na ziemi i zaczęłam łkać.
Bardzo się bałam.
Bardzo chciałam jak najszybciej wrócić do domu.
Jednak musiałam wykonać zlecenie. Muszę się dowiedzieć kto stoi za tym zgonami.
Muszę się dowiedzieć czemu nie które duchy nie zaznały spokoju przez co błakają się po świecie ludzi.
Zaczęłam głośno dyszec trzymając się za szyję. Czułam jakby coś we mnie pękło i jakby krew ze mnie wyplywała.
Bardzo bolała mnie szyja i głowa. Słyszałam kroki które odbijały się echem.
To bolało. Zaczęłam kaszleć krwią.
Bardziej się skuliłam.
Marco pewnie mnie szukał po całym budynku. Prawie całym budynku przecież nie wszedł do pomieszczenia w którym przebywałam. Mój oddech się wyrównał jednak dalej leżałam na ziemi trzymając się dalej za szyję. Co jakiś czas zakaszlałam. Latarka dalej dawała mi światło. Światła jednak było za mało było dalej ciemno.
Chce do domu.
Czemu Marco mnie nie usłyszał?
Czemu?.....
Spróbowałam wstać. Wytarłam usta z krwi i spojrzałam w kąt. Moje źrenice zrobiły się mniejsze. Odnalazłam zwłoki. Brak twarzy... Czemu tak się działo?... Tak samo było z tą dziewczyną. Też nie miała twarzy. Jednak ciało które teraz znalazłam nie było nagie. Było owinięte w ręcznik cały w krwi. Ofiarą była kobieta, najprawdopodobniej młoda. Przykucłam przy zwłokach. Kobietę chyba dawno tutaj zabito, krew była zaschnięta na amen. Ciało śmierdziało jak nie wiem.
Tylko czemu przedtem nie zauważyłam tych zwłok?
Czemu nie poczułam tego zapachu zgnilizny?
Ciało na które patrzyłam już się rozkladało. Szczury przegryzły sobie tunel przez ręcznik i brzuch kobiety. Tak samo jak zrobily dziurę w szyi.
Najwidoczniej, kobieta popełniła samobójstwo. Ktoś musiał tutaj przyjść i dokończyć to dzieło, bo dziewczyna sama bo sobie nie,, zdjęła '' twarzy. Bałaby się. Przecież w końcu nikt nie chce niszczyć swej pięknej buźki. W nie których miejscach ciała kobieta nie miała kości.
Skąd to wiedziałam?
Po sfaczałej skórze i dużej ilości krwi.
Kobieta miała włosy jak po umyciu samą wodą.
Czyli popełniła,, czyste samobójstwo ''.
Poprostu zabiła się od razu po kąpieli albo od razu w wannie.
Pomieszczenie w którym byłam powinno być niegdyś łazienką.
Jedyne co mi w tej chwili przyszło na myśl było to... Czy tu jest więcej ciał?
Jak tak to trzeba je znaleźć. Do pokoju w którym przebywałam nagle wszedł Marco.
-Tu jesteś - Uśmiechnął się i spojrzał na mnie - Szukałem cię wszędzie - Rzekł i spojrzał na mój rozmazany makijaż - płakałaś? - Spytał zmartwiony.
-Nie - Skłamałam nie odrywając wzroku od zwłok.
- Widzę, że znalazłaś pierwszą ofiarę - Przycupnął koło mnie.
-Tak.. Kobieta najprawdopodobniej popełniła samobójstwo... Ale skoro to jest taki duży budynek musi być tu więcej ciał - Westchnęłam i przymrużyjąc oczy - Jednak... Ktoś tu musiał być - Wskazałam na brak twarzy u kobiety -no bo w końcu nikt by nie był zdolny do pozbawienia swojej własnej twarzy.
-Masz rację.. Dobra, chodźmy szukać reszty - Wstał.
- Dobrze - Też wstałam. Wyszliśmy z pomieszczenia i zaczęliśmy szukać innych ciał których pewnie było dużo w tym budynku.
____
Napisałam! *.*
Wreszcie!
Ciężko było wymyślić ten rozdział ale się udało !Hehe.
Jeśli popełniłam jakieś byki ortograficzne proszę o wspomnienie o nich w komentarzu.
Jeśli się spodobało to się naprawdę cieszę *.*
Dowidzenia!/Dobranoc!
CZYTASZ
Zagubione dusze wśród ciał
Short StoryNie wiadomo co na twej drodze stanie. Nikt nie zna daty swej śmierci. Jednak, każdy będzie czuł jak dusza z niego wychodzi i się gubi. Każda dusza się... zgubi.. wśród innych ciał. czemu tak się dzieje? Trzeba to sprawdzić.. Musimy jednak uważa...