Najniższe piętro w szpitalu

1 0 0
                                    

Następnego dnia każdy był smutny.
Nawet Natalia która ledwo co znała Jowitę płakała poprzedniej nocy jak najzwyklejsze dziecko.
Wstałam z łóżka i spojrzałam za okno.
Kiedy ten deszcz ustanie?
Podeszłam do szafy otworzyłam ją i szybko się przebrałam. Wyszłam z pokoju o mało nie spadając z schodów po drodze. Weszłam do kuchni.
Natalia wraz z Marco siedzieli przy stole i pili kawę. Przyłączyłam się do nich.
Nastąpiła grobowa cisza. Chciałam coś powiedzieć jednak...
No niby co miałam powiedzieć?
Szybko wypiłam kawę i odłożyłam kubek do zlewu. Weszłam do salonu.
Spojrzałam za okno. Nie lało tak bardzo jak przedtem. Założyłam buty bluzę i bez słowa wyszłam.
Włożyłam dłonie do kieszeń bluzy i zaczęłam mijać Małe i duże domy.
To wszystko co się stało nie dawno.. Działo się zbyt szybko..
Te wszystkie zlecenia..
Te.. Morderstwa.
Czemu akurat mi się przytrafiło bym musiał tym wszystkim się zajmować?
To wszystko mnie przerasta.
Nie zauważając, że jestem w lesie szłam dalej. Nie odrywałam wzroku od swych butów. Spojrzałam przed siebie.
Gdzie ja byłam?
Jak się znalazłam w tym lesie?
Jak wrócić?
Zaczęłam się rozglądać. Pustka i.. Błoto. Szłam dalej próbując znaleźć drogę powrotną.
Dopiero co był ranek,a już robiło się ciemno.
Naprawdę dziwne.Usłyszałam czyjeś kroki . Odwróciłam się. Jednak nikogo nie było. Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku dni.
Ten brak twarzy.. Ugh znowu miałam tego faceta przed oczyma.
Stanęłam bez ruchu ciężko oddychając.
Czułam.. Czułam czyiś wzrok na swoim ciele. Cała drżałam.
Wiedziałam, że to coś mnie obserwowało. Zaczęłam się rozglądać. Spojrzałam po chwili przed siebie .
Znowu on
..Ta kreatura.. Raczej człowiek bez twarzy.
Mimo, że nie posiadał oczu czułam jak się na mnie patrzy. Byłam sparaliżowana. Nie mogłam uwierzyć, że znowu go spotkałam.
Facet do mnie podszedł i chwycił mój podbródek.
Czułam jak świdrował mnie swym,, wzrokiem '' to było straszne.
Wbił swoje cienkie jak u szkieleta palce w moją szyję.Nie mogłam oddychać. Zaczęłam się dusić.
- Dzisiaj... - Powiedział. No ale jak?.
Nic nie powiedziałam.
W końcu się dusiłam!
- Dzisiaj... Pod szpitalem - Powiedział i nagle znikł. Chwyciłam się za szyję i klęcząc, zaczęłam dyszec. Po chwili wstałam i biegnąc szukałam wyjścia z lasu. W końcu mi się udało. Przerażona biegłam to po ulicy a to po chodniku. Jedyne co chciałam to wrócić do domu. Zobaczyłam w pewnym momencie mój potulny domek. Wbiegłam szybko przez co drzwi o mało nie wyleciały z zawiasów. Byłam naprawdę wystraszona
Jednak czemu?
Przecież działy się gorsze rzeczy.
Jak tylko zauważyłam Marco Podbiegłam do niego. Wtuliłam się w jego sweter i zaczęłam płakać.
Marco zdezorientowany nie wiedział co robić.
- M-marry... Czemu płaczesz? - Spytał i spojrzał na mnie z góry. Ja nic nie powiedziałam tylko zaczęłam głośniej płakać. Marco przeszedł dreszcz i natychmiastowo zaczął mnie głaskać po głowie. Tego potrzebowałam.. Trochę czułości od drugiej osoby. Zaczęłam się powoli uspokajać.
- Powiesz co się stało? - Kucnął przede mną i popatrzył w oczy.
Zaczęłam mu wszystko mówić. Od A do Z. Był zdziwiony moja historią.
- Na serio? Czemu nie mówiłaś przedtem? Przecież on mógł ci coś zrobić - Rzekł zmartwiony.
-Balam się... - Powiedziałam rotrzęsiona.
-Jest coś, co chcesz mi jeszcze powiedzieć?
- Ten facet... Chce się dzisiaj ze mną spotkać koło.. Szpitalu - Wzięłam głęboki oddech.
- Wiesz o której? - Spytał.
-Nie podał godziny..... - Westchnęłam i Otarłam ostatnie łzy.
-Dobra...pójdziemy tam razem.. Najlepiej wieczorem dobrze? - Dał dłoń na moje ramię.
Ja jedynie kiwłam głową na tak. Marco mnie przytulił. Czułam się.. Bezpiecznie. Zamknął mnie w swoich objęciach. Słyszałam bicie jego serca i czułam zapach jego delikatnych męskich perfum. Po jakimś czasie puścił mnie i uśmiechnął się.
-Jesteś głodna? - Spytał.
-No.. Może trochę - Odpowiedziałam.
- Chodź! Zrobimy coś do jedzenia - Chwycił mnie za rękę i poprowadził do kuchni.
-Może...zrobimy placki po węgiersku? -zaproponowałam.
- Dobry wybór! - Uśmiechnął się.
Szybko przygotowaliśmy danie po czym z smakiem zjedliśmy.
Wybiła godzina 19.
-Dobra Marry... Zbieraj się -Oznajmił Marco
-uh? Ale gdzie?
-No jak to gdzie?!.. Idziemy koło tego szpitala - uśmiechnął się.
Nic nie mówiąc wstałam z niebieskiej kanapy na której siedziałam. Ubrałam buty. Założyłam kurtkę i wyszłam pierwsza z domu. Marco mnie dogonił.
Gdy byliśmy na miejscu stanęłam bez ruchu przed szpitalem. Nikogo prócz mnie i Marco nie było.
Gdzie był ten facet?
Jak on nie przyjdzie?
Postanowiłam wejść do środka. Marco za to został na dworze.
W szpitalu nawet nie było kamer.
Ani jednej żywej duszy.. Prócz mnie. Zaczęłam chodzić po korytarzach i zaglądać do nie których pomieszczeń.
Za każdym razem co wchodziłam do któregoś z pokoi czułam zapach zdechlizny. No cóż jednak żadnych zwłok nie było. Usłyszałam jak ktoś wchodzi.. Raczej biegnie po schodach. Koło mnie nagle przebiegła niska brunetka. Gdzieś ją już widziałam.. Jednak gdzie?
Za nią biegł jakiś facet. Na całe szczęście mnie nie zauważyli.
Ale stop ..
Co oni tutaj wogole robili?!
Ruszyłam szybko za nimi. Niestety zgubiłam ich. Po chwili usłyszałam.. Przerażliwy krzyk który rozległ się po całym szpitalu. Zaczęłam biec do źródła krzyku. Wbiegłam do jakiejś sali i doznałam wielkiego szoku. Przede mną leżało zwłoki.. Już wiem kogo. Jak Marco się dowie.. Że Natalia nie żyje załamie się przecież. Przez szok aż otworzyłam usta a oczy były jak pięcio złotówki. Ktoś dał dłoń na moje ramię. Odwróciłam się. Zanim zdołałam zobaczyć kto to poczułam mocne uderzenie w moją głowę przez co straciłam równowagę... Tak samo jak i przytomność.
Obudziłam się przywiązana do jakiegoś łóżka. Przerażona zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony. Krew spływała po ścianach mieszając się z błotem. Poszarpane tapety i dziury. Szczury i inne łażące badziewia. Mój oddech zrobił się cięższy. Obróciłam głowę w drugą stronę. Zobaczyłam.. Wszystkie zwłoki które znalazłam przez ten Cały tydzień..
Ta dziewczynka..
Kobieta..
Jowita..
Natalia..
Nawet tę 36 osób.
Przeraziłam się.
Jeśli ja też zginę?!
Ja nie chce jeszcze umierać. Do pomieszczenia wszedł facet. Znowu.. Znowu osoba którą widziałam w lesie. Brak twarzy dalej mnie przerażał.
- Cz-czemu tu jestem?!.. Po co mnie tu.. - Nie dokończyłam gdyż poczułam coś zimnego przy mojej szyi. Skierowałam wzrok w dół. Mężczyzna przykładał mi nóż do szyi. Wytrzymałam oddech i odchyliłam głowę w tył unosząc delikatnie klatkę piersiową tylko po to by mnie nie skrzywdził.
- Czemu... Czemu się mnie boisz? - Usłyszałam gruby męski głos.
-U-uh? - Zdziwiłam się. Spojrzałam na mężczyznę który upuścił nóż.
- aż taki straszny jestem? - Znowu się odezwał.
Nie mogłam nic z siebie wydusić.. Ani jednego słowa.
Nastała cisza. Po chwili mężczyzna mnie odwiązał.
-ja.. Nic nie poradzę, że. ...taki jestem.. - Zaczął się przechadzać wokół łóżek na których były ciała.
-...E-em... - Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Przez to.. Że kazdy kto mnie spotka śmiertelnie się boi muszę.. Go zabić.. Ale ty?.. Ja nie potrafię nie wiem czemu - Wzruszył ramionami i podszedł do mnie dając swoją chudą dłoń. Delikatnie się uśmiechnęłam.
Wiedziałam co on czuje.
Jednak jak miałam mu pomóc?
____

Wiem wiem trochę krótkie ale straciłam wenę :c
Nie bijcie mnie!
Przepraszam za wszelkie błędy.
Dowidzenia /dobranoc!

Zagubione dusze wśród ciał Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz