Rozdział 9

203 20 2
                                    

- Wy też nie śpicie? - szept Farlana sprawił, że rozejrzeliśmy się wokoło.

- Tak, ale bądź cicho - rzuciłam.

- Wiecie, że w tak dopracowanej formacji jak ta, jeśli opuścimy szereg będziemy rzucać się w oczy? - odezwał się Levi- Można zaryzykować złamanie szyku, ale czy ja wiem...

- Chyba lepiej będzie zrezygnować z próby zdobycia tych dokumentów w czasie ekspedycji.

Westchnęłam z ulgą słysząc te słowa Farlana. Mogło to znaczyć, że Levi niekoniecznie będzie musiał zabić Erwina.

- Dostanie się z naszej pozycji na tyłach do centrum, żeby nikt nas nie zauważył graniczy z cudem - kontynuował blondyn.

- Owszem, cztery osoby będą rzucać się w oczy - głos Levia sprawił, że przeszły mnie ciarki. Był tak zimny i wyzbyty emocji.

Wiedziałam do czego dążył. Nas czworo to za dużo. Ale on sam już nie zwróci na siebie takiej uwagi.

- Tak w ogóle na razie powinnismy skupić się na tym by wrócić w jednym kawałku za mury - stwierdził Farlan - niby zaszliśmy już tak daleko, a tu... - chłopak wpatrywał się beznamiętnie w sufit.

- Farlan ma racje - stwierdziłam.

- Popieram przedmówczynię - odpowiedziała Isabel - Wiadomo, dokumenty ważna rzecz ale jakoś tak...nie chciałabym przeszkadzać tym
z Korpusu.

- Aż tak wam smakowały te ciastka?-usłyszałam.

- A zamknij się, głąbie - Belle
ofuknęła Farlana.

- Dobre były, ale nie aż tak - uśmiechnęłam się lekko.

- Po prostu - do moich uszu doszedł głos rudowłosej - chyba już zrozumiałam dlaczego tak im zależy na ekspedycjach. Dla Zwiadowców tereny poza murami, są tym czym dla nas świat na powierzchni. Wielu naszych przyjaciół umarło marząc o życiu na górze. I zawsze gdy ja nich patrzyłam wiedziałam po prostu, że muszę się tam dostać. Zupełnie jak...

- Jak Zwiadowcy pragnący wyjść za mury aby pozabijać Tytanów - dokończył Levi.

- Właśnie - Belle skinęła głową - Wiecie co? Może uznacie, że to dziwne ale jak sobie pogadałam z tamtymi to pomyślałam, że fajnie by było gdyby znowu dali czadu na następnej ekspedycji. I następnej. I jeszcze następnej. He, he. Jak już przeprowadzimy się do stolicy, wyciśniemy z Lovoffa tyle kasy ile się da i wydamy ją na co będziemy chcieli... - dziewczyna zasnęła nie dokończywszy wypowiedzi.

- Musimy szybko wykombinować jak zdobyć te dokumenty. Bo za chwile cała wasza trójka zacznie pieprzyć o oddaniu serca sprawie.- powiedział Farlan.

- Uważaj co mówisz - Levi wskazał na mnie - bo jej ojciec za te sprawę oddał już serce. I życie.

●✽●

Stuk, stuk, stuk. W moich uszach rozbrzmiewał raz po raz tętent kopyt. Oprócz tego w powietrze wbijały się tumany kurzu.

- Wszystkie jednostki! - rozległ się głos Erwina- Przejść do formacji szerokiego rozpoznania!

Słysząc te słowa zwiększyliśmy odległości między sobą.

- Patrzcie! Czerwona flara! - jeden z żołnierzy w naszej części wskazał ręką w stronę kolorowych smug.

- Niesamowite - stwierdził Levi - formacja porusza się jak żywa istota.

- No, trzeba przyznać pułkownikowi, że ma łeb na karku. Jeśli nic się nie wydarzy my, w tylnych szeregach, nawet nie zobaczymy Tytanów. - powiedział Farlan.

- Już naście razy zmienialiśmy kierunek jazdy. To znaczy, że z przodu jest aż tyle Tytanów? - zapytała Belle.

- Pewnie tak. W dodatku zmieniamy kierunek, bo zatrzymanie formacji to byłby jej koniec. - zmrużyłam oczy licząc kolejne flary, w oddali.

Nagle nie było widać już kolorów. Niebo gęstym kapturem spowiła czerń. Zaraz potem lunął deszcz. Takiego jeszcze w życiu nie widziałam. Byłam pewna, że konie nie wyrobią i przy następnej zmianie kierunku powywracają się na mokrym podłożu.

A my z nimi.

- Wasza trójka! Trzymajcie się blisko...! - nie usłyszałam końcówki wypowiedzi Levia.

Szum deszczu zbił się w jedno ze grzmotem. Potem niebo rozjaśniła chyba setka błyskawic.
I znów grzmot. I kolejny. Już wtedy wiedziałam, że formacja straciła łączność. Nie było szans zobaczyć flar, ba nawet nie za dobrze słyszałam ludzi jadących obok mnie.
Poczułam strach, który powoli zaczął zaciskać swoje ostre szpony na moim sercu.

Wtedy postanowiłam sobie jedno. Jeśli ktoś miał zginąć to ja. Mówiłam sobie, że nie pozwolę aby moich przyjaciół coś w tej ulewie pożarło.

Przeze mnie tu byli. Więc to ja muszę ponieść konsekwencje.

Just SurviveWhere stories live. Discover now