Rozdział 6 Dom

269 11 11
                                    

Tobias Pov.

    Nie do końca rozumiem, co się stało. Kierownica, pęd i lot. Bezwładny lot. Wszystkie te wspomnienie migają mi przed oczami. Wyglądają jak film przyspieszony tysiąc razy. Kolory zlewają się w plamy. Plamy w dźwięki. Słyszę Tris krzyczącą moje imię - Tobias.

    Nie wiem ile czasu leżę nieprzytomny. Minutę? Godzinę? Trochę boli mnie głowa, więc próbuję dostać do niej ręką. O dziwo udaje mi się to bez najmniejszego trudu. Wygląda na to, że podczas wypadku niczego sobie nie uszkodziłem. Ciekawe czy Tris nic nie jest? O kurde!!! Tris!!!

Zrywam się z miejsca, gdziekolwiek jestem. Ostry zawrót hamuje nagły ruch. Przystaję na chwilę, by złapać oddech i poczekać, aż świat przestanie wirować, po czym szaleńczo mrugam powiekami i rozglądam się dookoła. Stoję nad brzegiem morza. Przejrzyste, turkusowe fale leniwie podbijają do brzegu. Łagodnie podwijają piaszczyste dno i zabierają wgłąb. Ciche syczenie pieniących się bałwanów, roznosi się wzdłuż plaży i niknie za zakrętem wysokiej wydmy. Po pięknym kolorze błękitno-różowego nieba wnioskuję, że jest chyba około osiemnastej. A to by w takim razie znaczyło, że byłem nieprzytomny około pięciu godzin! Jeju, szmat czasu. Inni na pewno się o nas martwią.

Odwracam się na pięcie. Za rogiem kamiennego klifu dostrzegam pojazd, którym się idiotycznie rozbiłem. Naraz zza wystającego z niego, wyrwanego fotela i resztek deski rozdzielczej wychodzi postać. Opiera się dłonią o wystający kamień i kaszle. Tris! Pewnie odkaszluje resztki wody, którą i tak cała ocieka. Pech chciał, by wpadła do morza.

Bez zastanowienia rzucam się w jej stronę.

- Tris! - wołam.

- Tobias? - odpowiada, szukając mnie wzrokiem.

Podbiegam i obejmuję ją. Nie przeszkadza mi, że jest mokra od stup do głów.

- Nic Ci nie jest? - pyta. Zawsze dba o innych, nigdy o siebie.

- Nie, a Tobie? - odpowiadam, przypominając sobie o świeżo założonych szwach na brzuchu mojej dziewczyny.

Tris patrzy na mnie z przestrachem. Lekko podsuwa swój podkoszulek. Nie możemy uwierzyć! Szwy są całe. Tris wypuszcza spokojnie powietrze. Przytulam ją mocniej do siebie i przytrzymuję dłonią jej głowę, obłożoną jasnymi, blond-włosami.

- Przepraszam.  Mówiłem, że nie powinnaś narażać się na niebezpieczeństwo, po czym sam to niebezpieczeństwo stwarzam.

- Nie prawda. Dzięki temu dowiedziałam się, że nie mogę Ci więcej pozwolić usiąść za kółkiem.

Parskam śmiechem. Mimo chwili grozy, Tris i tak zawsze zachowuje swoje niezwykłe poczucie humoru.

- Trochę mi tylko zimno - mówi, łapiąc się za ramiona.

- O tak, tak - Biegnę do statku. Nasze bagaże jakimś Bożym cudem przetrwały wypadek, więc szybko wyciągam je z bagażnika. Wracam do ukochanej, po drodze wydobywając czysty ręcznik. Rozkładam go i opatulam nim drżące ciało dziewczyny.

- Dziękuję - mówi z uśmiechem.

- Dasz radę iść? - pytam odrobinę zaniepokojony.

- A gdybym powiedziała, że nie, to co? - droczy się ze mną.

- Będę zmuszony Cię nieść.

- No, chyba nie.

Dziewczyna odwraca się do mnie plecami. Zaczyna iść w stronę łagodnego zbocza, opadającego ku plaży.

- Ej, poczekaj!

Podnoszę  nasze torby i truchtam w ślad za najpiękniejszą osobą na ziemi, która zawładnęła całym moim światem.

Niezgodna Jak powinna się skończyć  ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz