5

168 10 2
                                    

  -Co?-zdziwił się.

-Byłem u Petera, zostałeś otruty przez tego psychola.-chłopak mocno mnie przytulił, a ja nie wytrzymałem i popłakałem się jak małe dziecko. Scott tulił mnie i znaczył kółka na moich plecach, uspokajając mnie.

-Spokojnie, nic mi nie będzie.-spojrzałem na niego zdziwiony.

-Scott, na to nie ma lekarstwa. Jeśli nawet jest, to nie wiem jak je znaleźć.-odsunąłem się od niego.

-Pojedziemy do Deatona on na pewno znajdzie coś, ale będzie dopiero jutro.-"Jest nadzieja"

-Okej to jutro z samego rana do niego jedziemy.-postanowiłem.

Z samego rana byliśmy w klinice. Siedziałem cicho pod ścianą, gdy druid pobierał krew Scottowi.

-Widzę dużą zawartość wilczego ziela i innych nieznanych mi trujących substancji.-nie mogłem się opanować moje dłonie były mokre od potu, który ciągle wycierałem o spodnie.-Obawiam się, że nie będę mógł ci pomóc. -McCall słuchał tego spokojnie, jak by nic się nie działo. Spojrzał na mnie, a ja omal nie spadłem z krzesła. "Jego oczy się świecą!"

-Twoje oczy.-szepnąłem. Deaton szybko złapał jego twarz i zaczął mu się przyglądać.

-Jaki jest trzeci etap?-spojrzał na mnie.

-Eee...pełna przemiana.-mruknąłem.

-Musisz tu zostać.-zwrócił się do mojego chłopaka.

-Tu? Ale jak?-ciemno skóry mężczyzna, wszedł do pomieszczenia gdzie były puste kładki na zwierzęta. Scott podążył za nim, ja niepewnie wszedłem do pomieszczenia za nimi.

-Myślę, że jarzębina cię powstrzyma.-zrobił krąg wokół Scotta.

-Zamierzasz go tu trzymać?-zdziwiłem się.

-W razie zagrożenia, z łatwością, będę mógł mu podać jad kanimy.-skinąłem głową, że rozumiem.-A teraz przepraszam, ale mam klienta.-wyszedł, a ja podszedłem do Scotta, zarzuciłem mu dłonie na szyję.

-Choć by nie wiem, co nie zostawię cię.-spojrzał na mnie, a jego czerwone oczy przeszywały mnie na wylot.

-Stiles, tylko proszę, jak będziesz widział, że coś jest nie tak, uciekaj. Tak bardzo nie chcę cię skrzywdzić.-przygryzłem wargę i delikatnie skinąłem głową, pocałowałem go, a on oddał pocałunek z namiętnością. Nagle przerwała nam moja komórka.

-Mmm... to tata.-oderwałem się od ust mojego chłopaka z cichym mlaśnięciem. Odebrałem.

-Halo?-

-Dlaczego nie ma cię w szkole?-

-Ugh..bo mam mały problem, ale o nic się nie martw.-

-Ty mówisz, że masz MAŁY PROBLEM i ja mam się nie martwić?-

-Po prostu daj mi chwilę.-

-Gdzie jesteś?-

-W klinice.-

-Czekaj tam na mnie.-rozłączył się.

-Stiles co jest?-poczułem dłoń McCall na moim policzku.

-Nie słyszałeś?-zdziwiłem się. "Czy on traci zmysły?"

-Nie podsłuchuje twoich rozmów z tatą.-spojrzałem mu w oczy, a on mierzył moją twarz wzrokiem.

-Przyjedzie tutaj. Równa się to tym, że będę musiał mu wszystko opowiedzieć.-

-Pomogę ci.-westchnąłem i odsunąłem się od niego, stając za linią z jarzębu.

-Załatwię to samemu, a ty trzymaj się.-wyszedłem z pokoju i gdy miałem łapać za klamkę od drzwi wyjściowych otworzyły się szybko, a w nich stał mój tata.

-Stiles.-stanął w miejscu przestraszony.

-Pogadamy w samochodzie.-wyminąłem go i szybko odnalazłem radiowóz. Gdy siedzieliśmy już w środku, mój ojciec patrzył na mnie, wyczekując wytłumaczenia.-No więc tak. Scott został otruty, przez nie jakiego Dantego Cebera. Teraz się rodzi pytanie: Przecież Scott jest Wilkołakiem.-zatrzymałem się na chwilę, czując łzy w oczach.-Ale ta trucizna właśnie jest na wilkołaki. Tato Scott umiera.-wyszlochałem, a on mnie przytulił.

-Jak mogę pomóc?-przełknąłem głośno ślinę.

-Znajdź go i zatrzymaj. On nie może dostać się do pieniędzy Petera, obiecałem mu to.-mój ojciec zmarszczył brwi.

-A co do tego ma Peter?-wyprostowałem się.

-Peter mi o tym wszystkim powiedział i kazał pilnować jego pieniędzy, a Scott może otworzyć jego skrytkę.-spojrzałem na niego, a on tylko włączył radio, a ja usłyszałem dobrze mi znany dźwięk.

-Parrish słyszysz mnie?-

-Tak.-

-Zatrzymaj nie jakiego Dantego Cebera. Wyślij pięć radiowozów niech go znajda i zamkną.-

-Ale dlaczego?-

-Nie pytaj, tylko wykonuj.-odłożył krótkofalówkę.

-Dziękuję.-szepnąłem wzruszony.

-Wracaj do Scotta, muszę jechać na komisariat.-przytuliłem go jeszcze i wyszedłem z samochodu. Gdy odjechał, zobaczyłem na końcu parkingu mężczyznę, w ciemnym stroju i kapturem na głowie, przyglądał mi się. Zacząłem się cofać, nagle ktoś wskoczył mi na plecy, podskoczyłem wystraszony i zobaczyłem Liama.

-Zabiję cię.-warknąłem, a uśmiech znikł z jego twarzy natychmiast. Odwróciłem się, ale mężczyzny nie było.-Liam...-spojrzałem ponowie na młodszego.-Wyobraź sobie siebie bez głowy.-wyminąłem go.

-To nie byłby ciekawy widok.-podbiegł do mnie.-Gdzie Scott?-

-W klinice.-czułem się obserwowany, ale nie przez Liama, ale przez kogoś z dalszej odległości. Szybko szedłem do pomieszczenia.  

You become a monster/ Sciles 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz