-Co?-zdziwił się.
-Byłem u Petera, zostałeś otruty przez tego psychola.-chłopak mocno mnie przytulił, a ja nie wytrzymałem i popłakałem się jak małe dziecko. Scott tulił mnie i znaczył kółka na moich plecach, uspokajając mnie.
-Spokojnie, nic mi nie będzie.-spojrzałem na niego zdziwiony.
-Scott, na to nie ma lekarstwa. Jeśli nawet jest, to nie wiem jak je znaleźć.-odsunąłem się od niego.
-Pojedziemy do Deatona on na pewno znajdzie coś, ale będzie dopiero jutro.-"Jest nadzieja"
-Okej to jutro z samego rana do niego jedziemy.-postanowiłem.
Z samego rana byliśmy w klinice. Siedziałem cicho pod ścianą, gdy druid pobierał krew Scottowi.
-Widzę dużą zawartość wilczego ziela i innych nieznanych mi trujących substancji.-nie mogłem się opanować moje dłonie były mokre od potu, który ciągle wycierałem o spodnie.-Obawiam się, że nie będę mógł ci pomóc. -McCall słuchał tego spokojnie, jak by nic się nie działo. Spojrzał na mnie, a ja omal nie spadłem z krzesła. "Jego oczy się świecą!"
-Twoje oczy.-szepnąłem. Deaton szybko złapał jego twarz i zaczął mu się przyglądać.
-Jaki jest trzeci etap?-spojrzał na mnie.
-Eee...pełna przemiana.-mruknąłem.
-Musisz tu zostać.-zwrócił się do mojego chłopaka.
-Tu? Ale jak?-ciemno skóry mężczyzna, wszedł do pomieszczenia gdzie były puste kładki na zwierzęta. Scott podążył za nim, ja niepewnie wszedłem do pomieszczenia za nimi.
-Myślę, że jarzębina cię powstrzyma.-zrobił krąg wokół Scotta.
-Zamierzasz go tu trzymać?-zdziwiłem się.
-W razie zagrożenia, z łatwością, będę mógł mu podać jad kanimy.-skinąłem głową, że rozumiem.-A teraz przepraszam, ale mam klienta.-wyszedł, a ja podszedłem do Scotta, zarzuciłem mu dłonie na szyję.
-Choć by nie wiem, co nie zostawię cię.-spojrzał na mnie, a jego czerwone oczy przeszywały mnie na wylot.
-Stiles, tylko proszę, jak będziesz widział, że coś jest nie tak, uciekaj. Tak bardzo nie chcę cię skrzywdzić.-przygryzłem wargę i delikatnie skinąłem głową, pocałowałem go, a on oddał pocałunek z namiętnością. Nagle przerwała nam moja komórka.
-Mmm... to tata.-oderwałem się od ust mojego chłopaka z cichym mlaśnięciem. Odebrałem.
-Halo?-
-Dlaczego nie ma cię w szkole?-
-Ugh..bo mam mały problem, ale o nic się nie martw.-
-Ty mówisz, że masz MAŁY PROBLEM i ja mam się nie martwić?-
-Po prostu daj mi chwilę.-
-Gdzie jesteś?-
-W klinice.-
-Czekaj tam na mnie.-rozłączył się.
-Stiles co jest?-poczułem dłoń McCall na moim policzku.
-Nie słyszałeś?-zdziwiłem się. "Czy on traci zmysły?"
-Nie podsłuchuje twoich rozmów z tatą.-spojrzałem mu w oczy, a on mierzył moją twarz wzrokiem.
-Przyjedzie tutaj. Równa się to tym, że będę musiał mu wszystko opowiedzieć.-
-Pomogę ci.-westchnąłem i odsunąłem się od niego, stając za linią z jarzębu.
-Załatwię to samemu, a ty trzymaj się.-wyszedłem z pokoju i gdy miałem łapać za klamkę od drzwi wyjściowych otworzyły się szybko, a w nich stał mój tata.
-Stiles.-stanął w miejscu przestraszony.
-Pogadamy w samochodzie.-wyminąłem go i szybko odnalazłem radiowóz. Gdy siedzieliśmy już w środku, mój ojciec patrzył na mnie, wyczekując wytłumaczenia.-No więc tak. Scott został otruty, przez nie jakiego Dantego Cebera. Teraz się rodzi pytanie: Przecież Scott jest Wilkołakiem.-zatrzymałem się na chwilę, czując łzy w oczach.-Ale ta trucizna właśnie jest na wilkołaki. Tato Scott umiera.-wyszlochałem, a on mnie przytulił.
-Jak mogę pomóc?-przełknąłem głośno ślinę.
-Znajdź go i zatrzymaj. On nie może dostać się do pieniędzy Petera, obiecałem mu to.-mój ojciec zmarszczył brwi.
-A co do tego ma Peter?-wyprostowałem się.
-Peter mi o tym wszystkim powiedział i kazał pilnować jego pieniędzy, a Scott może otworzyć jego skrytkę.-spojrzałem na niego, a on tylko włączył radio, a ja usłyszałem dobrze mi znany dźwięk.
-Parrish słyszysz mnie?-
-Tak.-
-Zatrzymaj nie jakiego Dantego Cebera. Wyślij pięć radiowozów niech go znajda i zamkną.-
-Ale dlaczego?-
-Nie pytaj, tylko wykonuj.-odłożył krótkofalówkę.
-Dziękuję.-szepnąłem wzruszony.
-Wracaj do Scotta, muszę jechać na komisariat.-przytuliłem go jeszcze i wyszedłem z samochodu. Gdy odjechał, zobaczyłem na końcu parkingu mężczyznę, w ciemnym stroju i kapturem na głowie, przyglądał mi się. Zacząłem się cofać, nagle ktoś wskoczył mi na plecy, podskoczyłem wystraszony i zobaczyłem Liama.
-Zabiję cię.-warknąłem, a uśmiech znikł z jego twarzy natychmiast. Odwróciłem się, ale mężczyzny nie było.-Liam...-spojrzałem ponowie na młodszego.-Wyobraź sobie siebie bez głowy.-wyminąłem go.
-To nie byłby ciekawy widok.-podbiegł do mnie.-Gdzie Scott?-
-W klinice.-czułem się obserwowany, ale nie przez Liama, ale przez kogoś z dalszej odległości. Szybko szedłem do pomieszczenia.
CZYTASZ
You become a monster/ Sciles 5
FanfictionTo już kolejna część seri Sciles "More that friends" Znów wracamy do Scilesa. Tym razem czeka ich nowe zagroznenie. Niby wszysto się ukałada, ale nie podejżewaliście, że jak chłopcy dostali loft od PETERA to on musi coś chcieć w zamian? Tak też jes...