Rozdział I

1.6K 43 6
                                    

Śnieg stopnieje, śnieg opadnie gdy władczyni ze złotymi włosami powróci do Narnii, w towarzystwie dwóch córek Ewy i synów Adama, którzy będą jej rycerzami. Razem pokonają Białą Czarownicę a prawowita władczyni zasiądzie na tronie Narnii.

Westchnęła leżąc na łóżku i patrząc w sufit. Przepowiednia odbijała się echem w jej głowie. Minęły dwa miesiące, odkąd opuściła swój kraj. Od tego czasu kilkukrotnie stawała przed drzwiami szafy motywując się, żeby je otworzyć. Ostatecznie odwracała się i wychodziła z pomieszczenia. Cichy pokój wypełnił odgłos pukania do drzwi.

- Lorio! - zawołała pani Mcready - Lorio!

Dziewczyna westchnęła, po czym wstała otwierając drzwi.

- Lorio - zaczęła ostro - Jak ty wyglądasz? - zmierzyła ją od stóp do głów - Te ubrania do siebie nie pasują. Jadę właśnie odebrać czwórkę dzieci, więc życzę sobie, żebyś włożyła na siebie coś bardziej dopasowanego. I na litość boską zwiąż te włosy - zatrzymała wzrok na burzy złotych loków - W warkocz, albo dwa. Oczekuję, że pokarzesz się z jak najlepszej strony.

- Dobrze pani Mcready - odpowiedziała dziewczyna ze skruchą kiwając głową.

Kiedy kobieta odeszła, dziewczyna zamknęła drzwi i stanęła przed lustrem. Westchnęła, po czym zaczęła szperać w szafie w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Ubrała białą koszulę z krótkim rękawem i czarną spódnicę, na to włożyła sweter tego samego koloru, nie chętnie naciągnęła na nogi szare podkolanówki i założyła - pierwszy raz od kiedy je dostała - czarne lakierowane buty. Chcąc nie chcąc zaczęła czesać, a właściwie szarpać szczotką włosy. Zawiązała je wstążkami w dwa warkocze.

- Wyglądam idiotycznie - powiedziała do siebie.

To był jeden z tych momentów, gdy tęskniła za prawdziwym domem. Tam jej włosy luźno spływały kaskadą na jej plecy, a suknie były bardziej wygodne. Ogarnęły ją wspomnienia, a w oczach zaszkliły się łzy.

- Ciekawe ile czasu minęło? - odkryła, że tam czas płynie inaczej niż tutaj, jednak nie znalazła zależności.

Dla niej upływ czasu i tak nie ma znaczenia. Loria doskonale wiedziała o rzuconej na nią klątwie. Klątwie wieczności. W lustrze widziała twarz, która nie zmieniała się od paru ładnych lat. Spece od magii, zaklęć, klątw i uroków jakich w jej świecie było pełno nie potrafili jej zdjąć. Za to dali jej przepowiednię.

- Klątwę wieczności rzuconą, zdjąć może małżonek krwią z nią spokrewniony - powiedziała na głos.

Problem był w tym, że nie miała rodziny, poza ojcem. Z resztą już dawno pogodziła się z tym, że klątwa jest nie do zdjęcia.

Za oknem zarżał koń Loria spojrzała przez zasłony. Pani Mcready już wróciła z nowymi lokatorami. Dziewczyna szybko zeszła na dół, żeby przywitać nowych.

Stanęła na pierwszym schodku, uśmiechając się. Gdy tylko otworzyły się drzwi spoważniała

"Śnieg stopnieje, śnieg opadnie gdy władczyni ze złotymi włosami powróci do Narnii, w towarzystwie dwóch córek Ewy i synów Adama, którzy będą jej rycerzami. Razem pokonają Białą Czarownicę a prawowita władczyni zasiądzie na tronie Narnii."

Stała przed nią czwórka dzieci. Blond włosy chłopak na oko w jej wieku, brązowo włosa dziewczyna niewiele od niego młodsza, zdecydowanie od nich młodszy czarno włosy chłopak i mała brązowo włosa dziewczynka.

" w towarzystwie dwóch córek Ewy i synów Adama"

Serce Lorii zabiło szybciej.

- Lorio - ton głosu pani Mcready był wręcz rozkazujący - Pokaż im ich pokoje.

Za drzwiami szafy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz