Kaze siedział koło małego wodospadu patrząc jak woda spływa po skałkach do rzeki płynącej w stronę miasta. Był zmęczony wszystkim co go spotkało.
Nagle usłyszał tupot zbliżających się koni. Białowłosy szybko schował się za pobliskim krzakiem obserwując odgrywająca się scenę.
- Hiosie nikogo tu nie ma-
- Mówię ci, że kogoś tu widziałem-
- Nie mamy czasu na twoje przewidzenia. Musimy odnaleźć osobę, która napadła Dereka!-
- To nie były moje przewidzenia...-
- Hiosie, póki dowódca Ren ma wolne to ja tu jestem od wydawania rozkazów, a moim nowym rozkazem dla ciebie jest powrót do poszukiwań sprawcy tego zamachu-Gdy mężczyźni wyszli z pola widzenia, Kaze wyszedł zza krzaków najciszej jak umiał, i szybko pobiegł do swojej bazy, aby przygotować prezent dla ludzi, próbujących go schwytać i zniszczyć jego dom. Gdy był już w swojej jaskini wziął stare pióro i zgniecioną kartkę:
Odejdźcie, póki jeszcze możecie i nie wracajcie tu, gdyż kolejna strzała może się okazać dla was śmiertelna.
Następnie zwinął ją w rulonik i obwiązał o strzałę, wziął łuk i poszedł szukać swoich ,,gości".
Po dłuższym czasie poszukiwania nie znalazł nikogo. Lekko poddenerwowany z powodu straty czasu Kaze udał się do miasta aby tam zostawić swoją wiadomość.
*
Ren wstał i poszedł zrobić sobie poranną herbatę, a następnie udał się do ogrodu. Mieszkał w bardzo osobliwym miejscu, gdyż jego dom był wybudowany z dala od miasta, co mu ani trochę nie przeszkadzało. Cenił sobie ciszę i spokój, jaka go otaczała.
Za niedługo jednak mężczyzna będzie musiał wrócić do swojej pracy jako dowódca armii. Ren głośno westchnął i dopił końcówkę herbaty, którą później odłożył do kuchni i zaczął się ubierać, aby następnie wyjść na miasto. Zapiął swoje ciemnobrązowe włosy w kitkę i spojrzał w stronę lustra. Pod swoimi piwnymi oczami zauważył wory. Ren nawet z wyglądu nadawał się do swojej pracy. Ze względu na szerokie barki, surową urodę i wydatne kości policzkowe sprawiał wrażenie osoby pewnej siebie i godnej zaufania. Miał wielkie powodzenie u kobiet, ponieważ uważały go za towarzyskiego, przystojnego i młodego mężczyznę, który jest wysoko posadzony i znany ze swych zwycięstw.
Brunet ubrał buty i wyszedł z domu. Usłyszał, jakiś hałas dobiegający z lasu. Zza krzaków wybiegł białowłosy, młody chłopak. Nieznajomy gdy zauważył bruneta, przestał zwracać uwagę jak biegnie i potknął się o kamień, który był wbity w ziemię.
- Nic ci nie jest?- Spytał się zaniepokojony, na co nieznajomy poczerwieniał.
- N-nie...- Odparł cicho.
- Pomóc ci wstać? Czy nie jesteś ranny?- Gdy Ren zaczął podchodzić do chłopaka, aby mu pomóc, nieznajomy szybko wstał otrzepując się z ziemi.
- N-nie dziękuję. Nic mi nie jest- Po tych słowach białowłosy uciekł w stronę miasta.
Myśl o tym, co taki bezbronny młodzieniec o porcelanowej twarzy mógł robić w lesie i dlaczego biegł, nie dawała brunetowi spokoju. Poszedł jednak w stronę miasta aby zrobić to, co mu przerwano.Wszyscy w mieście witali go tak, jakby był im bardzo bliskim przyjacielem, na co on odpowiadał z uśmiechem na twarzy. Była to jednak jedynie maska, pod którą kryła się nieufność. Wiele już kobiet flirtowało z nim i próbowało w sobie rozkochać, aby być znaną i bogatą żoną dowódcy najsilniejszej armii. Widział to w każdej po tym, jak jego pierwsza miłość tak właśnie zrobiła.
- Witaj Ren-
- Oh! Senshi to ty! Jak się masz?- Był to jeden z niewielu przyjaciół bruneta, którym ufał. Mężczyzna był w jego wieku. Miał krótkie blond włosy i błękitne jak niebo oczy. Znali się od dzieciństwa, lecz po jakimś czasie ich kontakty się urwały, przez przyjęcie Rena do armii.
- A po staremu. Gdzie idziesz?-
- Na targ...-
- O to fajnie, właśnie też tam miałem iść. Obrazisz się, jeżeli do ciebie dołączę?-
- Oczywiście, że nie. Ty się jeszcze pytasz?- Ren szczerze się uśmiechnął po czym obaj wpadli w śmiech.Mężczyźni przez całą drogę razem wspominali swoje wspólne czasy i od czasu do czasu śmiejąc się z różnych głupstw jakie zrobili gdy byli jeszcze dziećmi. Kiedy jednak byli coraz bliżej targu, Senshi postanowił zmienić temat:
- Jak myślisz, kto zaatakował podczas wycinania drzew?-
- Co? Kiedy?- Ren się zaniepokoił i w myślach zaczął wyzywać siebie, że o niczym jeszcze nie wiedział.
- Jak mogłeś o tym nie słyszeć!? Wszyscy o tym już mówią!-
- Hm...- Brunet nie lubił, kiedy inni nie dokańczali swoich zdań, co od razu zauważył Senshi i lekko się uśmiechnął z zawstydzenia.
- Ktoś strzelił w jednego z kierowników raniąc mu nogę. Niektórzy mówią, że łucznik był dobry w tym co robi, bo strzała została idealnie wymierzona, a sam napastnik nie pozostawił po sobie żadnego śladu...- Rozmowę mężczyzn przerwały krzyki uciekających do swoich domów ludzi. Ren bez zastanowienia czując, że jest to jego obowiązek pożegnał szybko swojego towarzysza i pobiegł w stronę całego zdarzenia.Na miejscu znalazł już pięciu żołnierzy, którzy przesłuchiwali świadków zdarzenia. Był wraz z nimi już jego zastępca Polios, który trzymał strzałę i czytał jakiś świstek.
- Polios co się tu dzieje?- Na te słowa mężczyzna ze zdziwieniem spojrzał się na bruneta po czym lekko się ukłonił.
- Ah! Pan Ren! Dobrze pana widzieć. Nic wielkiego, po prostu jakiś dzieciak bawi się w złoczyńcę- Odparł z pogardą Polios, w jednej chwili zapominając nawet z kim rozmawia.
- Nic wielkiego!? Jak może pan tak mówić!? Ta strzała przeleciała obok mojej twarzy!- Krzyknęła jedna z przerażonych kobiet, lecz żaden z nich na to nie zareagował.
- Co zostało tam napisane?- Ren wskazał na papier, który trzymał Polios.
- Sądząc po wszystkich zdarzeniach, właściciel listu chce nam przekazać, abyśmy zaprzestali wycinki drzew-
- Ten kto to zrobił musi być bardzo pewny siebie...-
- Co nie oznacza, że prędzej czy później nie zostanie złapany- Zaśmiał się pod nosem Polios.* (kilka godzin wcześniej)
Po jakimś czasie od upadku, Kaze postanowił ze zmęczenia zwolnić tępo aby mieć jeszcze siłę na szybkie wycofanie się z miejsca zdarzenia. Tym razem jednak białowłosy postanowił bardziej uważać, aby nikogo już nie spotkać. Chciał swoją wiadomość pozostawić w zatłoczonym miejscu aby zasiać panikę i strach. Przez to miał nadzieję, że król postanowi wstrzymać niszczenie jego domu.
Ukrył się w pobliskich krzakach i upewniając się najpierw, że nikt go nie widzi wycelował w fontannę znajdującą się w środku miasta, a następnie puścił cięciwę. Nagle na linii, gdzie leciała strzała pojawiła się kobieta. Aby jej nie trafić, Kaze szybko swoją mocą zmienił kurs lotu grota, przez co ucierpiał tylko kosmyk włosów rudowłosej, a sama strzała wylądowała wbita w udo mężczyzny przed fontanną.
,,To nie miało tak wyglądać...".
Po tym wszystkim pozwolił swojemu łuku ,,wyparować" i powoli zaczął wycofywać się obserwując cały czas zdarzenie. W pewnej chwili wpadł na kogoś stojącego tuż za nim. Był to mały chłopczyk patrzący na niego z przerażeniem.
- K...Kim ty jesteś?- spytał się zielonooki. Kaze uśmiechnął się serdecznie i uklęknął na jednym kolanie aby być na równi z chłopakiem.
- Ja? Jestem tu tylko przejazdem... Masz tu coś ode mnie.- Po tym białowłosy wyjął z kieszeni jabłko i podał dziecku.
- To dla mnie?- zapytał się z niedowierzaniem, na co Kaze przytaknął.
- Dziękuję- odparł po czym zabrał z ręki owoc i schował do twojej torby. Białowłosy poklepał go po głowie dalej się uśmiechając.
- Ej ty!- w ich stronę biegł rozzłoszczony ojciec dziecka.
- Wybacz słodziaku muszę już iść- po tych słowach Kaze podniósł się, pomachał na pożegnanie chłopakowi, a następnie uciekł z miejsca zdarzenia. ,,No to się wkopałem."
CZYTASZ
Władca Wiatru *Yaoi*
RomanceJest to książka o jedynym magu powietrza- Kaze. Mężczyzna żył w spokoju i harmonii z dala od miasta. Tamtejszy król postanowił jednak powiększyć miejsce na nowe mieszkania wycinając przy tym drzewa w lesie i jednocześnie niszcząc dom chłopaka. Zdene...