Zdenerwowana podchodzę do niewielkiego jeziorka, które znajduje się obok miejsca, gdzie odbywa się ognisko. Sama nie wiem co mam myśleć, może zbyt pochopnie oceniam sytuację? Karcę siebie w myślach za swoje zachowanie. Chłopak zbiera się na takie wyznania, a ja go zbywam... Nie mam pojęcia co zrobić; nie jest mi obojętny, ale też dla mnie to wszystko dzieje się za szybko. W głowie mam miliony myśli, tony pytań, a nie mogę znaleźć na nie odpowiedzi.
Wyciągam dzwoniący telefon z kieszeni i odrzucam połączenie od Harrego, nie mogę zebrać myśli. Nagle słyszę szmery za sobą i łamanie gałęzi. Obracam się, a moim oczom ukazuje się niebieskooki. Louis już jak zwykle w stanie wskazującym doczłapuje się do mnie, układając swoją rękę na moim ramieniu. Oparty o mnie dyszy, po czym ociera swoje czoło dłonią i zaczyna mówić.
- Byłabyś tak miła i odwróciła byś się? Przyszedłem się odlać. - sepleni, po czym zaczyna rozpinać swój rozporek
Odwracam się na prośbę szatyna, lekko zszokowana zaistniałą sytuacją. Nie mógł załatwić swoich spraw w innym miejscu, widząc, że tu jestem?
- Rosie skarbie, możesz mi pomóc? - odwracam się, żeby spojrzeć o co dokładnie chodzi Tomlinsonowi
Kiedy widzę jego przyrodzenie od razu odwracam wzrok, czując się nieswojo.
- Nie udawaj już takiej nieśmiałej. - mogę głowę dać, że na jego twarzy właśnie pojawił się ten jego łobuzerski uśmiech
- Tomlinson jeśli oczekujesz ode mnie jakiejkolwiek pomocy to najpierw schowaj swojego kutasa z powrotem do spodni. - mówię zniecierpliwiona
Słyszę jak wzdycha i męczy się zapięciem rozporka.
- Okej, a teraz czy mogłabyś mi pomóc dotrzeć z powrotem na ognisko? Nie czuję się najlepiej na samotną trasę...
Przewracam oczami i chwytam go pod ramię, nagle czuję jak coś mnie ciągnie w dół - upadam razem z Louisem do jeziora.
- Ty kretynie! - wydzieram się na niebieskookiego
Widząc jego nieudolną próbę wydostania się z wody, chwytam go pod ramię i staram się wyciągnąć na brzeg. Ciężko mi to idzie, gdyż wyciągnięcie z jeziora pijanego chłopaka o wadze ponad 70 kilo nie jest takie proste dla takiego chucherka jak ja. Kiedy w końcu udaje mi się znaleźć na brzegu razem z Louisem sprawdzam czy mój telefon działa.
- Cholera. - mruczę pod nosem - Tomlinson idioto, woda zalała mi telefon, jak chcesz teraz wezwać kogoś do pomocy? Sama sobie z Tobą nie dam rady.
Chłopak krztusi się po czym wyciąga swój telefon i podaje mi go.
- Sprawdź mój. - sapie, po kilku chwilach znów zabiera głos - Przepraszam za moją nieudolność. - jego głos jest poważniejszy, chyba mała kąpiel lekko go ocuciła ze stanu upojenia alkoholowego
- Przepraszać to Ty będziesz później, jeszcze zobaczysz, że przez Ciebie będę chora. - mówię do niego zdenerwowana - Ugh! Twój telefon też nie działa...
- Skoro jak na razie nigdzie się nie ruszamy, to może mi powiesz co tutaj robiłaś sama? Bo na pewno nie przyszłaś się odlać tak jak ja. - uśmiecha się
- Nie Twój interes Tomlinson. - mówię dosadnie, przypominając sobie jego tekst sprzed kilkunastu minut - Jeśli chcesz się dowiedzieć to może zapłacisz mi pięćset funtów? - z moich ust niekontrolowanie wylewa się nawiązanie do jego słów
- O to Ci chodzi? - śmieje się
- Nie widzę tutaj powodu do śmiechu Louis. - mówię twardo - To co proponujesz i robisz jest poniżej Twojego poziomu, wszyscy dobrze wiedzą, że jesteś mądrzejszy i nie musisz pieprzyć wszystkiego dookoła i zachęcać innych do tego. - wkurzona zbieram siły i wstaję
- Widać Rosie jeszcze mnie nie znasz, każdy lubi sobie pożartować, może ja nie robię tego w najlepszy sposób, ale za to możesz być teraz pewna, że Stylesowi bardzo zależy na Tobie i nie da się wciągnąć w takie gówniane zakłady.
Gdy chcę już odejść do moich uszu docierają słowa szatyna. Lekko się uśmiecham do siebie słysząc te słowa, kamień spada mi z serca. Spoglądam na niebieskookiego, zbierającego się do wstania.
- Miło mi, że nie masz mnie za pełnego gówna chłopaka i twierdzisz, że stać mnie na więcej, jednak co innego mi pozostaje niż pieprzenie wszystkiego dookoła?
- Znajdź sobie dziewczynę Lou, ustatkuj się.
- Nie znam żadnej dobrej kandydatki. - mówi zasmucony
Obserwuję zachowanie chłopaka. Jest taki jak ja, udaje kogoś innego. Zgrywa chojraka, gdy tak naprawdę w środku jest delikatny i wrażliwy. Widać, że brakuje mu kogoś bliskiego. Staram się zrozumieć chłopaka i zaczynam dostrzegać w nim kogoś więcej niż tylko fuckboya. Biorę go pod ramię, gdyż znowu zaczyna się lekko zataczać, czuję też jak zaczynam się trząść z zimna. Louis nagle zatrzymuje się, ściąga z siebie mokrą bluzę i zarzuca na mnie rzucając ciepły uśmiech.
- Myślę, że niewiele to pomoże i tak czy siak będziemy chorzy, ale będę miał w głowie myśl, że chociaż starałem się jakoś temu zapobiec. - chichocze
Sama również śmieję się pod nosem. W końcu razem docieramy na ognisko i siadamy tuż przy nim, ogrzewając się. Jakaś dziewczyna podaje nam koc, którym wspólnie się okrywamy, a chwilę później Harry do nas pobiega. Mam wrażenie, że na widok mnie i Tomlinsona opatulonych razem pod jednym kocem ciało lokowatego się spina, a jego zaniepokojonie miesza się z gniewem.
Ja wszystko wiem, proszę mnie nie bić... Wiem, że straaaasznie długo nie było tu rozdziału, ale tak dzisiaj wróciłam sobie i poczytałam te rozdziały, które były, dostałam przypływu weny i nagle stwierdziłam, że może coś tu naskrobię. Skoro tak się stało to teraz postaram się doprowadzić to ff do końca co wiąże się z regularnymi rozdziałami. Wybaczcie mi proszę moją długą nieobecność, wiele się u mnie pozmieniało i w końcu zaczęłam ogarniać siebie i swoje sprawy więc może też i czas na ogarnięcie wattpada.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i bardzo, bardzo przepraszam za tak długą nieobecność, wciąż Was kocham i liczę na jakąś chociaż jedną drobną opinię w tym powrotnym rozdziale. Mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze jest i nie znienawidził mnie do reszty.
Nati 💗
CZYTASZ
Girl from Tutoring || h.s ✖️
FanfictionRosie uczęszcza na korepetycje z matematyki do przemiłej Anne Styles. Bardzo często natrafia na jej kapryśnego syna. Oboje są sobą zaintrygowani, ale czy wyniknie z tego coś więcej?