15. Rosie

3K 110 24
                                    

Zdenerwowana podchodzę do niewielkiego jeziorka, które znajduje się obok miejsca, gdzie odbywa się ognisko. Sama nie wiem co mam myśleć, może zbyt pochopnie oceniam sytuację? Karcę siebie w myślach za swoje zachowanie. Chłopak zbiera się na takie wyznania, a ja go zbywam... Nie mam pojęcia co zrobić; nie jest mi obojętny, ale też dla mnie to wszystko dzieje się za szybko. W głowie mam miliony myśli, tony pytań, a nie mogę znaleźć na nie odpowiedzi.

Wyciągam dzwoniący telefon z kieszeni i odrzucam połączenie od Harrego, nie mogę zebrać myśli. Nagle słyszę szmery za sobą i łamanie gałęzi. Obracam się, a moim oczom ukazuje się niebieskooki. Louis już jak zwykle w stanie wskazującym doczłapuje się do mnie, układając swoją rękę na moim ramieniu. Oparty o mnie dyszy, po czym ociera swoje czoło dłonią i zaczyna mówić.

- Byłabyś tak miła i odwróciła byś się? Przyszedłem się odlać. - sepleni, po czym zaczyna rozpinać swój rozporek

Odwracam się na prośbę szatyna, lekko zszokowana zaistniałą sytuacją. Nie mógł załatwić swoich spraw w innym miejscu, widząc, że tu jestem?

- Rosie skarbie, możesz mi pomóc? - odwracam się, żeby spojrzeć o co dokładnie chodzi Tomlinsonowi

Kiedy widzę jego przyrodzenie od razu odwracam wzrok, czując się nieswojo.

- Nie udawaj już takiej nieśmiałej. - mogę głowę dać, że na jego twarzy właśnie pojawił się ten jego łobuzerski uśmiech

- Tomlinson jeśli oczekujesz ode mnie jakiejkolwiek pomocy to najpierw schowaj swojego kutasa z powrotem do spodni. - mówię zniecierpliwiona

Słyszę jak wzdycha i męczy się zapięciem rozporka.

- Okej, a teraz czy mogłabyś mi pomóc dotrzeć z powrotem na ognisko? Nie czuję się najlepiej na samotną trasę...

Przewracam oczami i chwytam go pod ramię, nagle czuję jak coś mnie ciągnie w dół - upadam razem z Louisem do jeziora.

- Ty kretynie! - wydzieram się na niebieskookiego

Widząc jego nieudolną próbę wydostania się z wody, chwytam go pod ramię i staram się wyciągnąć na brzeg. Ciężko mi to idzie, gdyż wyciągnięcie z jeziora pijanego chłopaka o wadze ponad 70 kilo nie jest takie proste dla takiego chucherka jak ja. Kiedy w końcu udaje mi się znaleźć na brzegu razem z Louisem sprawdzam czy mój telefon działa.

- Cholera. - mruczę pod nosem - Tomlinson idioto, woda zalała mi telefon, jak chcesz teraz wezwać kogoś do pomocy? Sama sobie z Tobą nie dam rady.

Chłopak krztusi się po czym wyciąga swój telefon i podaje mi go.

- Sprawdź mój. - sapie, po kilku chwilach znów zabiera głos - Przepraszam za moją nieudolność. - jego głos jest poważniejszy, chyba mała kąpiel lekko go ocuciła ze stanu upojenia alkoholowego

- Przepraszać to Ty będziesz później, jeszcze zobaczysz, że przez Ciebie będę chora. - mówię do niego zdenerwowana - Ugh! Twój telefon też nie działa...

- Skoro jak na razie nigdzie się nie ruszamy, to może mi powiesz co tutaj robiłaś sama? Bo na pewno nie przyszłaś się odlać tak jak ja. - uśmiecha się

- Nie Twój interes Tomlinson. - mówię dosadnie, przypominając sobie jego tekst sprzed kilkunastu minut - Jeśli chcesz się dowiedzieć to może zapłacisz mi pięćset funtów? - z moich ust niekontrolowanie wylewa się nawiązanie do jego słów

- O to Ci chodzi? - śmieje się

- Nie widzę tutaj powodu do śmiechu Louis. - mówię twardo - To co proponujesz i robisz jest poniżej Twojego poziomu, wszyscy dobrze wiedzą, że jesteś mądrzejszy i nie musisz pieprzyć wszystkiego dookoła i zachęcać innych do tego. - wkurzona zbieram siły i wstaję

- Widać Rosie jeszcze mnie nie znasz, każdy lubi sobie pożartować, może ja nie robię tego w najlepszy sposób, ale za to możesz być teraz pewna, że Stylesowi bardzo zależy na Tobie i nie da się wciągnąć w takie gówniane zakłady.

Gdy chcę już odejść do moich uszu docierają słowa szatyna. Lekko się uśmiecham do siebie słysząc te słowa, kamień spada mi z serca. Spoglądam na niebieskookiego, zbierającego się do wstania.

- Miło mi, że nie masz mnie za pełnego gówna chłopaka i twierdzisz, że stać mnie na więcej, jednak co innego mi pozostaje niż pieprzenie wszystkiego dookoła?

- Znajdź sobie dziewczynę Lou, ustatkuj się.

- Nie znam żadnej dobrej kandydatki. - mówi zasmucony

Obserwuję zachowanie chłopaka. Jest taki jak ja, udaje kogoś innego. Zgrywa chojraka, gdy tak naprawdę w środku jest delikatny i wrażliwy. Widać, że brakuje mu kogoś bliskiego. Staram się zrozumieć chłopaka i zaczynam dostrzegać w nim kogoś więcej niż tylko fuckboya. Biorę go pod ramię, gdyż znowu zaczyna się lekko zataczać, czuję też jak zaczynam się trząść z zimna. Louis nagle zatrzymuje się, ściąga z siebie mokrą bluzę i zarzuca na mnie rzucając ciepły uśmiech.

- Myślę, że niewiele to pomoże i tak czy siak będziemy chorzy, ale będę miał w głowie myśl, że chociaż starałem się jakoś temu zapobiec. - chichocze

Sama również śmieję się pod nosem. W końcu razem docieramy na ognisko i siadamy tuż przy nim, ogrzewając się. Jakaś dziewczyna podaje nam koc, którym wspólnie się okrywamy, a chwilę później Harry do nas pobiega. Mam wrażenie, że na widok mnie i Tomlinsona opatulonych razem pod jednym kocem ciało lokowatego się spina, a jego zaniepokojonie miesza się z gniewem.

Ja wszystko wiem, proszę mnie nie bić... Wiem, że straaaasznie długo nie było tu rozdziału, ale tak dzisiaj wróciłam sobie i poczytałam te rozdziały, które były, dostałam przypływu weny i nagle stwierdziłam, że może coś tu naskrobię. Skoro tak się stało to teraz postaram się doprowadzić to ff do końca co wiąże się z regularnymi rozdziałami. Wybaczcie mi proszę moją długą nieobecność, wiele się u mnie pozmieniało i w końcu zaczęłam ogarniać siebie i swoje sprawy więc może też i czas na ogarnięcie wattpada.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i bardzo, bardzo przepraszam za tak długą nieobecność, wciąż Was kocham i liczę na jakąś chociaż jedną drobną opinię w tym powrotnym rozdziale. Mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze jest i nie znienawidził mnie do reszty.
Nati 💗

Girl from Tutoring || h.s ✖️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz