Trąbka zwana rybką (fachowa terminologia)

69 5 6
                                    

Wiem, że już dawno po czasie, ale nie chciałam być w tyle z tekstami.  Taka moja wariacja na zadany temat. ;) P.S. Najbardziej podobał mi się model Sincerity 4011, ze wstawką koronkową po bokach. Bardzo... seksowny :D


Kiedy Iwona do mnie zadzwoniła, że ma zlecenie, nawet się ucieszyłam. Siedziałam sama w domu, bo moje już dorosłe dzieci wywiało w wielki świat, a obecny partner... No cóż, każde mieszkało u siebie, jeszcze nie doszliśmy do takiego etapu, żeby oprócz dzielenia sporadycznie łóżka, prowadzić wspólne gospodarstwo domowe. Poza tym, musiałam się zwolnić z pracy, nie wytrzymałam z nowym szefem. Tak więc, miałam dużo wolnego czasu i zaczęłam się nudzić.

– Ale co ty chcesz ode mnie? – zapytałam zdziwiona przyglądając się jak Iwona klęczy na podłodze i szpilkami upina materiał na manekinie. – Jakie opisy?

– Nor...malne – odpowiedziała.

Muszę jeszcze jedną rzecz wyjaśnić. Moją wielką miłością jest pisarstwo. Nie, żebym była znana, albo super hiper w tym dobra, nic z tych rzeczy, ale lubię przelewać swoje myśli na papier i czasem zdarzało mi się „popełnić" jakiś krótki tekst do lokalnej gazety. Za to moja kuzynka, Iwona, jest kobietą sukcesu. Projektantką, ma własny salon mody i specjalizuje się w sukniach ślubnych. Kilka miesięcy wcześniej poprosiła mnie, żebym jej pomogła przeredagować tekst na teczki dla klientek. Podesłała mi, co chciałaby tam mieć, a ja zrobiłam to po swojemu. No i przypasowało, bo nawet dostałam taką jedną teczkę na pamiątkę.

– Igła, ale ja się na tym nie znam. – Iwona miała to przezwisko od dzieciństwa, kiedy zdarzyło się jej „przefasonować" niedzielną sukienkę ciotki. – To ty jesteś specem od kiecek.

– Dziunia, nie denerwuj mnie. – Wyjęła z ust szpilki i westchnęła. – Mam tak napięty grafik, że nie mam czasu wszystkiego zrobić sama. I, do cholery, jesteś kobietą, więc chyba potrafisz rozróżnić fasony, co?

– Nie – przyznałam się. – Dobrze wiesz, że nie chodzę w sukienkach. Wciągam na tyłek spodnie i jest mi dobrze – warknęłam. – Takie coś – zrobiłam ruch ręką w stronę modelu – miałam ostatni raz na sobie w dniu własnego ślubu, ponad dwadzieścia lat temu.

– Boże, gdzieś ty się uchowała? – parsknęła śmiechem Iwona. – Tam jest mój laptop. – Wskazała stół roboczy. – Przeglądarka otwarta jest na stronie producenta. Seria Sinserity. Poczytaj sobie oryginalne opisy. Na naszą stronę chciałabym bardziej... Nie wiem, jak to określić, żeby bardziej poszły w uczucia? – Spojrzała na mnie przez ramię.

– Hmm – mruknęłam sadowiąc się na krześle.

Strona, na moje nieszczęście była po włosku. Jęknęłam w duchu. Z angielskim może bym sobie poradziła, ale italiański? Dobrze, że nie łacina, poza tym od czego jest translator.

– Hmm. – Znów mruknęłam porównując zdjęcie sukienki z kiecką nad którą pracowała Igła. – Czyli to jest trąbka?

– Trąba to jesteś ty i to taka, jakiej świat nie widział. – Kuzynka zerwała się z podłogi i w dwóch susach znalazła się przy mnie. – Gdzie tutaj to pisze?

Pokazałam jej na monitorze, na co zaczęła się śmiać.

– Dziunia, ja nie mam czasu wszystkiego ci tłumaczyć. – Spojrzała na zegarek. – Cholera, jak późno. Za godzinę mam spotkanie i muszę już jechać.

Z wieszaka zerwała kurtkę i otworzyła szafkę, z której wydobyła wielgachną torebkę. Naprawdę, nie potrafiłam zrozumieć jej mani do takich wielkich torebek. Kiedy ostatnio u niej byłam, pokazała mi swoje skarby. Głowa mnie zaczęła od samego oglądania boleć, nie mówiąc już, że zasypała mnie nazwami, które nic mi nie mówiły. Ja sama od wielu lat miałam tylko mały czarny plecak, w który w jej torebkach zmieściły się z trzy razy i to napakowany do pełna.

WarsztatyWhere stories live. Discover now