Wiosna

1K 75 252
                                    


Życie jest piękne.

Dziękowałem za nie, ilekroć patrzyłem na swego męża oraz naszych synów.

Sobotnie popołudnie mijało w atmosferze wszechogarniającego spokoju. Majowe, rozkosznie ciepłe powietrze wpadało do salonu przez uchylone drzwi balkonowe, niosąc ze sobą cudowny zapach ukwieconego ogrodu, który usłany był kwiatami. Nieco dalej, na ogródku, z czarnego gruntu nieśmiało wyrastały jarzyny, zieleniły się liście, zroszone niedawnym podlewaniem; teraz krople wody iskrzyły się w świetle wiosennego słońca niczym obietnica obfitych plonów.

Kończyłem właśnie myć blaty w kuchni, kątem oka zerkając na dwóch chłopców siedzących przy stole i kończących pałaszować ciasto.

Nasze dwa małe skarby.

Koichi ma pięć lat. Jego indygo oczęta, patrzące z uwielbieniem na resztę biszkopta, błyszczały radośnie zza oprawek okularów, zaś pucołowate policzki wydawały się jeszcze bardziej pulchne, gdy młody uśmiechał się. Zmierzwione, kruczoczarne włosięta sterczały każdy w inną stronę; tak to już się dzieje, gdy się wyrwie dziecko w środku zabawy na coś do zjedzenia. Z racji ogromnego podobieństwa do mnie, mój mąż postanowił nadać mu na drugie imię Jurij.

Leon to nasza młodsza pociecha, ma cztery latka. Oczęta o barwie mlecznej czekolady odznaczają się na tle jasnej buźki oraz ciemnosiwych włosiąt. Tak bardzo wdał się w mego ukochanego męża, że zdecydowałem, iż Leoś będzie nosił na drugie imię Wiktor. Teraz Wiktor Junior dopijał resztę mleka ze szklanki, wlepiając we mnie maślany, wdzięczny wzrok brązowych oczek.

- Tato, a Wania znowu zaczął mnie przezywać od ruskich katsudonów! – mruknął Koichi, łypiąc na mnie znad resztki biszkopta z galaretką owocową.

No tak. Synek Jurija i Otabeka, będący w wieku Koichiego, znów się uaktywnił. Posłodziłem wcześniej zaparzoną herbatę, patrząc na syna, którego pucołowatą buźkę nagle opuścił uśmiech.

- A to niedobry. I co zrobiłeś?

- Nazwałem go rosyjską wróżką.

- Tato, a wiesz, jaki był zły? – wyszczerzył się Leon.

- Noo! Tatuś Wiktor powiedział, że on tak nie lubi i że jak następnym razem będzie mi dokuczał, mam mu tak powiedzieć! – Koichi uśmiechnął się z dumą.

Matko Boska Wiktoriańska, co też wyrosło z naszych synów?!

- I po kim wy to macie?...

- Po tobie, tatusiu! – chłopcy odparli chórkiem, szczerząc się znad pustych już talerzyków.

- Kto wam to powiedział?

- Tatuś Wiktor!

Czekaj no, tatusiu Wiktorze... Jak ci się dobiorę do majtek, to ci już nic nie pomoże...

Złoję te seksowne cztery litery, wyszarpię tę szyneczkę, nastrzelam klapsów za taką rażącą demoralizację naszych dzieci...

... albo i nie, bo nie dość, że się mężuś ucieszy, to jeszcze dzieciaki usłyszą i będą miały ubaw, a przez kolejny stos niezręcznych pytań nie przebrnę.

- Dzię-ku-jeeee-myyyy! – Koichi i Leon uśmiechali się radośnie w podzięce za tę słodką niespodziankę. Otworzyłem im drzwi do zmywarki, żeby mogli włożyć talerzyki i szklanki. Leon miał mały problem z usadowieniem szklanki na górnej półce, więc Koichi przesunął swoją szklankę nieco głębiej, żeby młodszy braciszek miał bliżej.

Chłopcy od maleńkości widzieli, jak razem z Wiktorem wyręczamy się w obowiązkach i pomagamy sobie, no i cóż... Podłapali. Szybko podłapali.

Było nas czworo [Rok z Yuri!!! on ICE Challenge | Victuuri]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz