1.

1.1K 120 52
                                    

Richie Tozier wsadził papierosa między swoje wargi, pozwalając toksycznemu dymowi wypełnić jego zepsute płuca i pulsować przez ich wnętrze. Po chwili wyjął go, wydmuchując resztę nieczystości w rzadkie, listopadowe powietrze.
Beverly Marsh uniosła brwi, siadając na przeciwko dużo wyższego chłopaka z jej własnym papierosem między palcami. Spojrzała na dym ulatujący w nicość lekko wzdychając, po czym ponownie przeniosła wzrok na przyjaciela.

- Jesteś dzisiaj niemożliwy z tymi
szlugami - zaczęła. - Czy to nie jest twój piąty w ciągu pół godziny?

- Lubię palić - Richie wzruszył ramionami.

- Jeśli będziesz palił tak codziennie, umrzesz - Beverly zmarszczyła brwi, przypatrując się truciźnie w jego dłoni.

- Cóż, na pewno nie robię tego, żeby wyglądać niegrzecznie - mruknął chłopak poprawiając okulary na nosie.

- Ostatnio strasznie mnie martwisz - westchnęła. - Jak tam u Twoich rodziców?

- Nie chce o nich rozmawiać, dobra? Mam
się dobrze, z resztą jak zawsze. Dzisiaj jestem tylko w chuj humorzasty i potrzebuję kilku kolejnych papierosów. Wyluzuję, jak tylko przyzwyczaję się do mojego męskiego okresu.

Dziewczyna zaśmiała się cicho, przejeżdżając swoją wolną ręką po jej krótkich, rudych lokach i strącając nadmiar popiołu na cegły pod nią.

- Męski okres, huh? To musi być do dupy. Nie chciałabym wiedzieć jak to jest.

- Ta, to kurewsko do dupy. Sikam krwią i innym gównem, muszę wpychać kilka tamponów w...

- Beep beep, Richie - mruknęła Beverly.

To zwykłe zdanie na moment przypomniało mu o dawnych przyjaciołach, z którymi stracił kontakt głównie z jego powodu. Węstchnął, myśląc o Benie, Stanie, Mike'u i... Eddie'm. Szybko otrząsnął się i skinął do Bev.

- Do dna, księżniczko - podniósł swojego papierosa z uniesionym małym palcem, stukając tego w dłoni przyjaciółki.

- Dla mnie na dzisiaj starczy - dziewczyna uśmiechnęła się, gasząc swojego papierosa.

- Mogłaś dać go mi. Zmarnowałaś perfekcyjnego papierosa - jęknął brunet, patrząc jak popiół się kruszy.

- Myślę, że wypaliłeś dzisiaj już dość dużo, Tozier - Beverly mrugnęła do chłopaka, starając się ukryć swoją powagę i troskę.

- Boże, Bev. Zamknij się, nie jesteś moją mamą - prychnął Richie, starając się nie zabrzmieć wrednie, jednak jego słowa uderzyły ich oboje.

Rudowłosa zmarszczyła brwi, nie odzywając się przez dłuższy czas.

- Jestem twoją przyjaciółką i martwię się, od kiedy nikt inny nie zdaje sie przej... Ktoś musi - odparła w końcu.

Richie wzdrygnął się na jej szczerość, ale wiedział, że to co mówi jest prawdą. Złe przyzwyczajenia powoli oddalały go od innych i nie umiejscowiały go jako priorytetu na ich listach.
Nawet rodzice się nim nie przejmowali.
Boże, jego rodzice byli tymi, którzy znajdowali mu papierosy. Każdego dnia, kiedy pytał mamy albo taty o pieniądze, oni, bez pytania o cokolwiek, dawali mu 10 dolarów.

- Kurwa, gdzie bym bez ciebie był? - Richie zaśmiał się gorzko, przejeżdżając palcami przez jego ciemne, brązowe loki, sięgające linii sczęki.

- Prawdopodobnie byłbyś samotny i bezdomny - Beverly mruknęła z uśmiechem.

Richie przydeptał niedopałek swoimi czarnymi Conversami. Przerzucił włosy tak, że znajdowały się przed jego oczami i spojrzał na przyjaciółkę.

Bruised → Reddie [PL] [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz