Tydzień szkoły minął zadziwiająco szybko. Zazwyczaj na lekcjach leżał lub spał, nudząc się niemiłosiernie lub bawił ołówkiem, który co chwila spadał na podłogę i patrzył przez okno. Czasami udawało mu się zobaczyć Taehyunga, ale zazwyczaj przyglądał się martwym kwiatkom, stojących na parapecie okna obok. Tematy z lekcji wolał nadrabiać w domu, w ciszy i spokoju, bez kontaktu z drącą się klasą. Oni go nie lubili, on nie lubił ich - w takim układzie żyło mu się zajebiście. Zamiast spędzać bezsensownie czas na spotykaniu się ze znajomymi, wolał oddać się tańcu i ćwiczyć do upadłego na pobliskiej sali. Wiązał z tym przyszłość, była to jego pasja i sposób na odstresowanie się. Nie znał lepszego sposobu na spędzanie czasu (nie wliczając w to oglądanie zdjęć Kima).
No właśnie.
Kim Taehyung.
Jego miłość, jego słońce, jego motywacja do przetrwania całego roku szkolnego miała się dzisiaj dowiedzieć o wszystkim, co skrywało jego serce. Nawet nie myślał o tym, że jego uczucia mogłyby zostać odrzucone. Nastawiony był niezwykle optymistycznie, a swoją radość okazał w ubiorze, zakładając brązową marynarkę,niebieski krawat i żółto-czarne skarpetki w paski. (Jego mama wyśmiała go, nazywając ,,obsraną pszczołą").
W szkole nie było lepiej, co chwila słyszał śmiechy za plecami, ale nie do końca był pewny, czy chodziło o niego, gdyż poczucie stylu miał tak niskie jak Kim oceny.
Czyli bardzo.
(Jak on poprawił siedem zagrożeń?)
Przez kilka minut szukał swojego jedynego kolegi z klasy, który jeszcze z nim rozmawiał, a znalazłszy swój obiekt poszukiwań na przed salą gimnastyczną, odciągnął go od tłumu w nieco bardziej ustronne miejsce.
— Cześć, Jungkoo— zaciął się, ilustrując jego strój. — Powiedz, że to żart.
Brunet zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
— Nie wiem, o co ci chodzi, ale wiesz może, dlaczego jak przechodzę obok kogokolwiek, ten się śmieje?
Jimin parsknął śmiechem, łapiąc się za głowę. Podszedł bliżej w stronę Jeona i poprawił zbyt luźno zawiązany krawat.
— Nikt oprócz ciebie nie ubrałby czegoś takiego na zakończenie roku.
Jeongguk szturchnął chłopaka łokciem, kierując się w stronę wejścia do sali na uroczystą ceremonię zakończenia.
(Jego wychowawczyni powiedziała, że już ma zagwarantowaną uwagę w przyszłym roku za strój i że na miejscu jego matki by go z domu nie wypuściła, a sama nie ogoliła nóg i wąsiku. Hipokrytka.)
Nie słuchał przemówienia nauczycieli, zbyt zajęty podziwianiem nowej fryzury swojego (przyszłego) chłopaka. Miał teraz blond włosy, przyjemnie kontrastujące z jego mleczną karnacją. Mógłby na niego patrzeć godzinami, wychwalając go jak najpiękniejszy obraz w galerii sztuki, jak zabytek sprzed kilkuset lat, jak idealnie wydobyty dźwięk z instrumentu przez profesjonalistę. Mógłby widzieć tylko jego, wczesnymi rankami spoglądając na spokojną twarz, otuloną motylim dotykiem promieni słońca, zachwycając się każdym drobnym szczegółem, chcąc jak najlepiej go zapamiętać, aby wieczorami leżeć, wpatrując się w gwiazdy migoczące w oczach chłopaka. Chciałby razem z nim tworzyć wspomnienia - radosne i smutne, ekscytujące i przygnębiające; kłócić się z nim tylko po to, aby po kilku godzinach z powrotem zawitać w jego ramionach z bukietem kwiatów, zacieśniając ich więź jeszcze bardziej; dawać mu przed snem pełne uczucia pocałunki; budzić go, szeptem wymawiając jego imię i cmokając w czoło; trwać i wspierać w każdej trudnej decyzji, mówiąc ciepłym tonem, że wszystko będzie dobrze i dadzą sobie radę.
CZYTASZ
havoc | j.jk + k.th
Fanfiction"In all chaotic beauty lies a wounded work of art. Beautiful but torn, wreaking havoc on my heart. Camouflaged by insecurities, blinded by it all. I love the way you sit there and barely notice me at all." jungkook jako tancerz, próbujący zaskarbić...