Tydzień przed...

12.3K 441 2
                                    

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest, gdy wasze życie kończy się przez jedno wydarzenie?

Zastanawialiście się jak to jest stracić ukochaną osobę?

Osobę, która tworzy twój dzień...

Osobę, która sprawia, że chce ci się żyć...

Właściwie, może już kiedyś czuliście ból po stracie ważnej dla siebie osoby...

Jak mocny jest ten ból?

Miałam nadzieję, że nigdy mnie to nie spotka, jednak jak to mawiają, nadzieja matką głupich. Tak było w moim przypadku.

Żyłam w szklanej bańce, która nie pozwalała zobaczyć mi prawdy. Jednak pękła tego cholernego dnia. Poznałam prawdę o tym, że moja rodzina nie jest idealna, a moi rodzice to obcy mi ludzie. Potwory, których nigdy nie interesowałam ja tylko moje oceny.

Pozorny obrazek idealnej rodziny rozpłynął się, a ja musiałam szybko pogodzić się, że nie ma już osoby dla której coś znaczyłam.

Osoby, która mnie kochała.

Co za ironia losu! Gdy on żył rodzinka była "idealna", a jak zginął to wszystko się zmieniło! A rodzice? Pfff, nawet nie było ich na pogrzebie!

W sumie, jak ja mogłam być taka głupia!? Przecież od zawsze to niańki i gospodynie mnie wychowywały. To one o mnie dbały, podczas gdy rodzice mieli ważne spotkania, wyjazdy, urlopy. My siedzieliśmy zawsze w domu. Jakieś wakacje? Każdy sądził, że zwiedziliśmy już pół świata, a prawda była taka, że nigdy nie byliśmy poza miastem. Chyba, że na jakiejś wycieczce ze szkoły.

No, ale może zacznę od początku...

Było to właściwie tydzień przed tym feralnym dniem.

Obudził mnie wtedy mój brat, który wpadł do pokoju jakby się paliło.

-Natalia! Wstawaj-zaśmiał się siadając na łóżku i tarmosząc moje włosy.

-Hm?-wymamrotałam i przekręciłam się na drugi bok.

-No ej! Wstawaj mała-ściągnął ze mnie kołdrę, na co się podniosłam i otworzyłam oczy. Popatrzyłam na niego wkurzona, a ten zaśmiał się wrednie.

-Wreszcie, ty leniuchu-parsknął i pstryknął mnie w nos. -Chodź na śniadanie-dodał rzucając pościel na łóżko i wychodząc z pokoju. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej białą koszulkę na ramiączka, tego samego koloru koszulę, czerwoną marynarkę, szarą spódnicę w kratkę, oraz krawat. Z szafki wyciągnęłam skarpety do kolan, a z kolejnej komplet bielizny. Tsaa, chodzę do szkoły z mundurkami. To jest jakieś przekleństwo. Ruszyłam do łazienki gdzie się ogarnęłam. Poprawiłam moje sięgające ramion, ciemne blond włosy i zeszłam na dół.

Do wakacji zostały ledwie dwa tygodnie, a ja chodzę na męczące lekcje tańca, na których nas katują.

Weszłam do jadalnie, gdzie przy stole siedział tylko Kuba. Podeszłam do niego i poczochrałam jego świeżo ułożone włosy.

-Hej-złapał za mój nadgarstek, a ja zachichotałam.

-No już, puść-poprosiłam-Nie będę-dodałam, na co mnie puścił. Usiadłam obok niego, a zaraz dostałam śniadanie. Podziękowałam i wzięłam się za jedzenie.

-Podwieźć cię dzisiaj?-spytał Kuba. Zastanowiłam się chwilę, patrząc na niego.

-Poproszę-mruknęłam uśmiechając się lekko.

-Do której dzisiaj masz?

-Hm, do szesnastej-odparłam niezadowolona.

-Masz dzisiaj trening, prawda?-przytaknęłam i wzięłam się za jedzenie mojego omleta na słodko.

Zaraz po śniadaniu Kuba podwiózł mnie do szkoły. Oczywiście rodzice nie mogli mi darować i chodzę do prywatnej szkoły, tylko dla dziewczyn. Naprzeciwko jest szkoła chłopaków.

Z westchnięciem wysiadłam z mercedesa brata.

-Cześć Kuba-pożegnałam się i chciałam iść w stronę drzwi, ale mnie zatrzymał.

-Młoda!-odwróciłam się w jego stronę-Przyjadę po ciebie-puścił mi oczko, a ja przytaknęłam. Weszłam do środka zaraz, gdy odjechał.

Piszę od nowa, więc stary Łobuz już nie wróci, ale nasz Michał zmieni się na bardziej buntowniczego.

LilyEnJoy

Łobuz Kocha NajbardziejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz