8

7.5K 863 94
                                    

Holly bardzo się cieszyła na wspólne wyjście z Wesleyem, a jeszcze bardziej z tego, że będzie to kolacja w większym gronie. Dawno nie widziała Lili, dziewczyny swojego brata, z która się zaprzyjaźniła.

Spojrzała po raz ostatni na swoje odbicie w lustrze. Długa do ziemi czerwona sukienka na krótki rękaw z niewielkim dekoltem z przodu oraz sandałki na płaskiej podeszwie sprawiły, że pierwszy raz od wypadku poczuła się ciut lepiej we własnej skórze. Musiała pogodzić się z tym, że nigdy więcej nie założy niczego, co odsłaniałoby jej nogi oraz plecy, ani nie założy obcasów. W sumie to i tak nieduża cena za życie.

Poprawiła niesforny kosmyk na czole i wyszła z pokoju. Po drodze natknęła się na mamę, która uśmiechała się do niej.

– Ślicznie wyglądasz, córcia.

– Dzięki, mamo.

– Gotowa?! – zawołał stojący przy drzwiach wejściowych jej brat.

– Już wychodzę! – odkrzyknęła.

– Czekam w aucie!

– Baw się dobrze. – Mama ucałowała ją w policzek.

– Nie czekaj na mnie.

– Ależ nie będę. – Pomachała jej. – Baw się dobrze, kochanie.

– Mam nadzieję – mruknęła.

– Cieszę się, Holly! – zawołała za córką. W tych dwóch słowach było zaklęte wszystko odnośnie do obecnego życia młodej Carmichael. Mama nie musiała mówić nic więcej, a ona nic więcej nie chciała usłyszeć.

Równo czterdzieści minut później podjechali przed restaurację o nazwie „Tamarina". Danny znalazł wolne miejsce i zaparkował. Wedle słów brata, jego dziewczyna miała do nich dołączyć ciut później, ale znając ją, to ciut później mogło być znacznie dłuższe. Lili lubiła się spóźniać, a to było coś, czego Holly nigdy nie rozumiała.

Odpięła pas, ale zanim udało jej się złapać za klamkę, drzwi od jej strony otworzył się znienacka. Uniosła głowę i powitał ją uśmiechnięty Wesleya, który pomógł jej wysiąść.

– Proszę, nawet w tych krótkich włoskach wyglądasz seksowne, skarbie – mruknął i ucałował ją w policzek, jednocześnie podając ją ramię jak prawdziwy dżentelmen, którym przy niej zawsze był.

– Jakiś ty szarmancki, ale za stary dla mnie – zachichotała, wiedząc, że on lubił się z nią droczyć i nie mówił poważnie.

– Ech, ranisz moje serce, słońce.

– Ty też dobrze wyglądasz – zmieniła temat. Jego szara koszula z dwoma niezapiętymi guzikami przy szyi i niebieskie jeansy nadawały mu luzackiego stylu, co mu bardzo pasowało.

– Wiesz, że jestem twoim rycerzem na białym koniu. – Trącił ją palcem w nos.

– Tylko trzymaj tego swojego rumaka w stajni – odezwał się doganiający ich Danny.

– Póki co na pewno będzie grzeczny, bo jest nakarmiony. – Wszyscy się zaśmiali, nikt nie obraził. Bo taki właśnie był Wesley.

Będąc już w środku, ruszyli do stolika za kelnerem. Danny odsunął krzesło siostrze, uprzedzając tym kumpla. Holly jedynie pokręciła głową. Wiedziała, że Wesley był niegroźny, poza tym był dla niej za stary i zwyczajnie go lubiła.

– Proszę – obsługa podała im karty dań, po czym kelner się oddalił.

Holly przeglądała menu zastanawiając się, co by tutaj zjeść. Westchnęła na widok frytek i hamburgera na sąsiednim stoliku. Owszem nie było to elegancje jedzenie, ale ona w tym momencie zabiłaby za taki zestaw. Wesley pochwycił jej wzrok i skinął na kelnera, który pojawił się błyskawicznie.

– Poproszę dwa razy hamburgery, frytki oraz sałatkę grecką – zamówił i puścił do niej oko.

– A dla mnie będzie średnio wysmażony stek z dodatkami – odezwał się Danny, po czym kelner zniknął z ich zamówieniem. – A kiedy dołączy reszta? – Zainteresował się.

– Erick dzwonił, że się spóźnią.

– Tak jak Lili – mruknęła, nie rozumiejąc do końca słów przyjaciela.

– Dlatego zamówiliśmy wcześniej – wyjaśnił Wesley.

– Powiedziałeś, że się spóźnią, więc kim jest Erick i ta druga osoba?

– Erick, to mój stary kumpel – wyjaśnił.

– A druga osoba? – dopytywała.

– Jego brat. To właśnie z nim dzisiaj miałem sparing. – Wyszczerzył się.

– Czyli twój partner – rzekła Holly.

– Tak. Chłopak ma dwadzieścia cztery lata i niezłe przyłożenie. Jest naprawdę dobry i małomówny.

– Ale to ty go dzisiaj położyłeś na deski – przypomniała mu.

– Zazwyczaj to on kładzie mnie, dzisiaj był nie w formie, więc... – urwał i cicho odchrząknął. – Proszę, nie reaguj zbyt przesadnie, jak go zobaczysz.

– Dlaczego miałabym?

– Dean nie lubi, jak ludzie się na niego gapią. On... po prostu bądź delikatna.

– Rozumiem – odpowiedziała.

Mimo że była ciekawa, nie zapytała Wesleya, co miał konkretnie na myśli, mówiąc o gapieniu się. Wiedziała tylko, że ten sport wymagał wiele wysiłku i miał ciemną stronę, która przyciągała do niego jak ćmę do światła. 

– Proszę, o to państwa zamówienie. – Zjawił się kelner, podając im talerze z pysznie pachnącym jedzeniem. Holly dosłownie napłynęła ślina do ust na myśl o tym cudzie przed sobą.

– Czy mogłabym prosić o Coca Cole? – zapytała niepewnie kelnera.

– Tak oczywiście – uśmiechnął się do niej i odszedł.

Spojrzała na swojego hamburgera oraz frytki. Niby nic specjalnego, ale szpitalne żarcie było ohydne, i nawet jak udawało jej się kupić coś lepszego, to niestety takie rzeczy były zabronione. Ale teraz mogła zjeść swoją porcję bez żadnych wyrzutów sumienia.

Wzięła frytkę, zamoczyła ją w ketchupie i ugryzła. Smakowały niebiańsko. Kiedy przełknęła, sięgnęła po hamburgera i zatopiła zęby w swoim marzeniu ostatnich miesięcy. Zamruczała z przyjemności, a jej kubki smakowe na języku oszalały z radości.

– Chyba ci smakuje – stwierdził Danny, patrząc na siostrę, która ponownie wgryzała się w swojego hamburgera.

– Bardzo – wymamrotała, a kiedy przełknęła. – Najlepsze żarcie na świecie.

– Tutaj tylko takie podają najlepsze.

Uśmiechnęła się jak kot, który pożarł właśnie kanarka, czym wywołała śmiech chłopaków. Kiedy zmiotła wszystko z talerza, była tak pełna, że nie miała ochoty się ruszać. Stanowczo była przejedzona, ale czuła się z tym dobrze i prawdę mówiąc, zmieściłaby jeszcze deser. Jednak musiała z tym poczekać, bo do ich stolika właśnie zmierzało dwóch mężczyzn. Dostrzegła między nimi podobieństwo w wyglądzie. Ciemne włosy, nosy, usta i... Zagapiła się na jednego z nich. Chociaż w sumie raczej na widniejącą bliznę na prawym policzku, która ciągnęła się prawie aż do ucha. To zapewne dlatego Wesley mówił o nie gapieniu się. Ale przecież facet nie wyglądał źle. Ona sama miała blizny, chociaż nie w tak widocznych miejscach. Mogła tylko się domyślić, co on mógł czuć.

 Szybko oderwała od niego wzrok, zanim dałaby się przyłapać i zaczęła studiować obrus na stole, który miał bardzo ciekawy wzorek. Nie chciała wyjść na niegrzeczną, ale w końcu nie wytrzymała i uniosła głowę, napotykając parę zielonych oczu wpatrujących się w nią z taką intensywnością, że aż włoski na jej ciele stanęły dęba, kiedy stał przy ich stoliku.

Serca z papieruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz