Muszę z nim porozmawiać.

557 31 4
                                    

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wyjść z domu. Sprzątanie garderoby poszło mi błyskawicznie, przez co jestem zdziwiona do tej pory. Myślałam, że ogarnięcie bałaganu na półkach zajmie mi czas co najmniej do wieczora. Książka, którą czytałam, jakby straciła większość stron, ponieważ z nią też poradziłam sobie zaskakująco szybko. Leżę teraz bezproduktywnie w salonie na kanapie, oglądając powtórkę serialu "On, ona i dzieciaki" i śmiejąc się od czasu do czasu. Wszystko jest dzisiaj jakby przeciwko mnie. Odcinek szybko się skończył, a po nim leciał bezsensowny program reality show, w których więcej jest gry aktorskiej niż w filmach wartych Oscara. Jak można puszczać coś tak bezsensownego w telewizji? Przecież takie programy totalnie ogłupiają młodzież i podatnych na debilizm ludzi, którzy zachwycają się losami Bridget czy Ellie, które brylują wśród głupoty na ekranie.

Westchnęłam ciężko, podnosząc się sprzed telewizora, wyłączając go zanim wyszłam z salonu i pognałam schodami do swojego pokoju. Zapaliłam światło i otworzyłam drzwi garderoby, w której teraz ubrania poukładane są idealnie. Nie wiem czemu, ale poczułam potrzebę wyjścia z domu. Chciałam w końcu poczuć się jak moi znajomi, którzy imprezują praktycznie co weekend. Chciałam poczuć trochę życia, którego brakuje mi od śmierci mamy. Była przebojowa i wesoła, miała w sobie charyzmę, która pociągała za nią tłumy, a w głowie kłębiło jej się tysiące marzeń i szalonych pomysłów. Jest moim zupełnym przeciwieństwem. Nudna, ułożona, poprawna, odpowiedzialna, spokojna... To cała ja. Z moim charakterem i mało kolorową osobowością jedyne, co mogę za sobą pociągnąć, to walizka na kółkach.

Niewiele myśląc nad strojem, wybrałam jasne, obcisłe jeansy, podkreślające moje biodra i pupę, której można mi pozazdrościć. To jedna z cech odziedziczonych po mamie, po tacie mam raczej charakter, ponieważ on tez jest spokojny i opanowany. Postawiłam na prostotę, dlatego wyciągnęłam z szafy zwykły, luźny, czarny top na cienkich ramiączkach. Buty? Oczywiście, że trampki. Wygoda i komfort przede wszystkim. Delikatny makijaż podkreślił rysy mojej twarzy, a długie rozpuszczone włosy, spływające kaskadą loków po plecach, dopięły wszystko na ostatni guzik.

Chwyciłam jeansową kurtkę,  małą torebkę, w której znajdują się tylko dokumenty, telefon, pieniądze i masełko do ust. Nie lubię nosić przeładowanych, przesadnie wielkich toreb, w które spokojnie można się zapakować na weekendowy wyjazd. Jestem raczej nauczona pakowania się praktycznie i z głową.

Wzięłam klucze od auta i wyszłam z domu, zamykając go dokładnie. Mój czarny Mini Cooper stał już gotowy do jazdy, czekając tylko aż go odpalę. Wyjechałam powoli z podjazdu i ruszyłam w stronę miasta.

Ciemność spowiła Ravenwood, a dodatkowa warstwa chmur na niebie, która była jak wielki, gruby i puchaty koc dla naszego zazwyczaj szarego sklepienia, wcale nie pomagała w wyostrzeniu się widoczności. Wjeżdżając do ciągnącego się przez co najmniej cztery kilometry lasu, oddzielającego nasze przedmieście od centrum, włączyłam długie światła. Uważnie wpatrując się w tor jazdy, przyspieszyłam, chcąc już znaleźć się przy znajomych, by pokazać im, że jednak nie jestem aż taką nudziarą, za jaką mnie uważają.

Jednak tego wieczoru wszystko potoczyło się inaczej, niż bym tego chciała. Całe zdarzenie miało może około pięciu sekund, które mogły pozbawić mnie życia. Z gęstych krzaków rosnących przy drodze, wyskoczyła sarna, przed którą nie zdążyłam zahamować. Bez zastanowienia twardo trzymałam kierownicę, ale auto jakby mnie nie słuchało, majtając mną na prawo i lewo. W poślizgu wypadłam z drogi, uderzając głową w coś bardzo twardego. Kiedy się już otrząsnęłam, wystraszona zaczęłam szarpać za klamkę, by otworzyć drzwi. Krzyknęłam głośno i wzięłam głęboki oddech, uspokajając się powoli. Jeszcze raz spróbowałam otworzyć drzwi, które ustąpiły za pierwszym razem, uwalniając mnie z pokiereszowanego auta. Bezmyślnie ruszyłam w stronę miotającego się dziko zwierzęcia. Była wystraszona i zszokowana, jak ja. Wolnym krokiem podeszłam do sarny, która zamarła w bezruchu, kiedy mnie dostrzegła. Zaczęłam płakać. Jej wielkie oczy były przestraszone, a w ich kącikach dostrzegłam płynącą powoli krew. Nie myślałam w tym momencie racjonalnie. Wyciągnęłam dłoń w stronę sarny, która zadrżała. Nie wiem czy to w popłochu czy w bólu, ale nie odsunęła łba. Czekała cierpliwie, co zrobię, jakby było jej już to obojętne. Przejechałam czubkami palców od jej małego, czarnego noska do góry, starając się jej nie spłoszyć bardziej.

RAVENWOODOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz