Część 2 - Większe upadki też się zdarzają

19 6 3
                                    

     Czułam, jak kamień kolejnej porażki opadł na moje plecy, powodując, że prawie leżałam na podłodze. A mogłam zostać w Seattle, w swoim domu na kanapie i oglądać jakieś bezsensowne seriale. Po co ja w ogóle brałam w tym udział? Porażka na taką skalę tak strasznie bolała. Zżerało mnie od środka upokorzenie przed tyloma ludźmi. Przecież to mógł oglądać każdy mój przyszły pracodawca. Przez ten występ mogłam już nigdy nie znaleźć pracy i wylądować na ulicy, żyjąc z zasiłku dla bezrobotnych. Ja tak nie chciałam skończyć.

     NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE! NIE!!!

     Próbowałam wstać i odejść z podniesioną głową, jakby to zrobił każdy, ale nie potrafiłam. Nigdy nie należałam do osób wielce odważnych. Po prostu nie umiałam. Nie umiałam stawić czoła ludziom, a światu przede wszystkim. Być może za bardzo przejmowałam się głupotami, lecz nawet zwiędniętego kwiatka było mi żal. Trudno było mi założyć maskę obojętności.

     Nagle niespodziewanie, podczas mojego rozklejenia się, z drugiego końca sali nieco po lewej, usłyszałam jakieś zbliżające się w moją stronę wiwaty i oklaski.

     Ktoś jeszcze został?

     Spojrzałam w tamtym kierunku i zauważyłam egzotyczną grupę. Przenieśli się na pierwsze miejsca siedzące, gdzie przedtem siedział pan Cookies z panią Oberman. Patrzyłam na nich, nic nie rozumiejąc. Łzy już nie płynęły tak szybko, jak wcześniej, tylko powoli spływały strumyczkami. Pomyślałam, że chcieli się ze mnie ponabijać, jak Lexi w domu ze znajomymi. Kogo ja chciałam oszukać? Ja już nie miałam znajomych. Lexi podczas mojego durnego przemówienia zapewne przekabaciła połowę kumpli. Ponownie wylałam z siebie potok smutku na myśl, że nawet nie wiedziałam, czy dam radę komukolwiek pokazać się na oczy. Dlaczego musiałam być takim mazgajem?

     — Ej! — Rozległ się dziewczęcy krzyk z siedzisk. — Ej, ty czyszczący podłogę mopie! My tu czekamy na obejrzenie twoich prac! — To punkówa z uśmiechem machała do mnie lizakiem licytacyjnym, którego podniosła z podłogi obok krzesła. — Ekipa! Róbcie doping na zachętę! — wrzasnęła do swojej paczki.

     I naprawdę krzyczeli i wrzeszczeli. Wymyślali na szybko głupie wiersze i piosenki skierowane do mnie. Dla mnie. Poczułam się w tym momencie lepiej, że ktoś jednak został, że ktoś w ogóle się mną w jakikolwiek sposób zainteresował. Być może to nie taki wielki tłum, jak na koncercie rockowym, ale jednak miałam swoją małą publiczność. I na moment naprawdę uwierzyłam, że nie jest tak źle.

     Szefowa z dziwacznego gangu rzuciła we mnie paczką chusteczek higienicznych, mówiąc przy tym:

     — Na spokojnie się przygotuj. Nie spiesz się, jesteśmy w stanie poczekać tyle, ile trzeba. — Po czym szybko dodała z obrzydzeniem. — I na litość, wysmarkaj nos, bo nie mogę już patrzeć na tę osmarkaną twarz!

     Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak strasznie wyglądałam. Dopiero po jej słowach spostrzegłam, że połowa makijażu mi spłynęła. Z rozkazu wydmuchałam nos. Zdjęła ze swoich nóg niewygodne szpilki i wyrzuciłam je w kąt. Bycie na boso było znacznie wygodniejsze niż w tym urządzeniu tortur.

     Odrzuciłam chusteczki punkówie, ale zdałam sobie sprawę, że nie zmyłam makijażu. Wstałam więc z podłogi i powędrowałam do torebki wyciągnąć jedną z mokrych chusteczek. Jednak zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, punkówa mi przerwała.

     — Ty, Cherry, tak?

    Odwróciłam się do punkówy i lekko kiwnęłam głową.

     — Nie waż się zmazywać tego rozmazanego makijażu. Masz tak zostać do końca gali, a nawet dłużej.

AkryleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz