4. 異体同心

322 33 28
                                    



    Tym razem sen był inny.

    Znalazł się w miejscu, którego nigdy wcześniej nie widział. Przemierzał ulice jakiegoś dużego miasta, kiedy uniósł wzrok, znajdowały się nad nim piętra ulic i domów. Był na samym dnie czegoś, co wydawało się dużą rozpadliną.

    Spojrzał przed siebie, stał przed dużym, w połowie zrujnowanym domem. Zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie sterować swoim ciałem, kiedy ruszył przed siebie po schodach prowadzących do drzwi i wszedł do środka.

    Natychmiast nozdrza jego uderzył nieprzyjemny zapach brudu i choroby. Korytarz wydawał się stosunkowo pusty, ale słyszał kaszel i płacz dzieci z pootwieranych pokoi. Wnioskując z hałasu, jaki robiły, wydawało się, że jest ich cała masa. Szedł korytarzem i zaglądnąwszy do jednego z pomieszczeń, zauważył około dziesiątki dzieci, leżących, czy siedzących oparte o siebie plecami. Ich twarze zmęczone, niektóre blade. Były malutkie i same.

    Oglądając dom z zewnątrz, nie pomyślałby, że ktoś w nim może mieszkać. Wyglądał, jakby mógł się zawalić w każdej chwili. Wnętrze nie wyglądało lepiej, podłoga była brudna i lepiąca, a wytapetowane ściany pożółkłe i wymazane jakimiś ślamazarnymi rysunkami. Były też czerwone napisy w języku, którego nie znał.

    Chyba wiedział mniej więcej, gdzie się znajduje. Musiał być w jednym z tych miast, z których Yone czytał kiedyś książki, litery w nich przypominały te, które widział na ścianach. Przypomniał sobie opowieści. Z tego, jak wyglądało to miasto, mógł łatwo stwierdzić, że było to Zaun, o którym tak często opowiadał mu brat.

     Był przerażony, rzeczywistością, jaką zastał, a która była niczym, jeżeli znało się ją tylko z opowieści.

     Znalazł się przy klatce schodowej i nogi, których nie widział, znów same powiodły go stopniami na górę. Zrozumiał, że jest obecny tu tylko swoimi zmysłami i zaczął się zastanawiać, jaki cel miało ukazywanie się tego wszystkiego właśnie przed nim. On wolałby na to nie patrzeć, miejsce sprawiało, że czuł się przygnębiony.

     Chciał stąd uciec, był to jednak jeden z tych snów, w których człowiek czuł się, jakby wylądował w nich na zawsze. Koszmar.

    Pokoje na piętrze były już pozamykane i oprócz słyszalnych jeszcze jęków i rozmów z dołu, panowała tu cisza.

    Na drzwiach wisiały różne napisy i symbole, których nie był w stanie odczytać.

     Przeszedł obok kilku par drzwi i wkrótce zatrzymał się przy jednych, na których narysowana była różową farbą dłoń z wystawionym środkowym palcem, pod którą był jakiś wyraz zakończony kilkoma niedbale napisanymi wykrzyknikami.

     Ostrożnie je otworzył i widok sprawił, że coś chciało w nim krzyczeć ze smutku. Nigdy wcześniej nie widział tego chłopca, a jednak jego śmierć sprawiła, że chciał sobie rwać włosy z głowy.

     Na stosie usypanym z koców i pierzyn leżał, bardzo blady chłopak, jego oczy były zamknięte, a czoło całe pokryte kropelkami potu.

     Nie oddychał, Yasuo zdał sobie sprawę, że musiał odejść przed chwilą. Jego ciemna skóra stała się prawie szara. Klęczał przy nim jeszcze jeden chłopiec. Jego głowa była położona na poduszce zaraz obok głowy przyjaciela.

     I spojrzał na Yasuo. Jego oczy odrobinę się zwęziły.

— Spóźniłaś się — powiedział i chwyciwszy rękę zmarłego, odwrócił się w stronę ściany.

a myślałeś, że to tylko lekka bryza [yasuo janna]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz