W oddali usłyszałam dzwonek telefonu. I nie, nie był to dźwięk mojego wroga numer jeden, budzika, a jakaś tandetna piosenka, którą ustawiłam sobie rok temu. Z głową w poduszce i zamkniętymi oczami w końcu wygrzebałam urządzenie spod pościeli. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, przystawiając iPhona do ucha.
- Halo? - wymamrotałam, ledwo będąc świadomą co mówię, już nie wspominając do kogo.
- Sky! - zawołała do słuchawki moja współlokatorka, a ja miałam ochotę ją ździelić na powitanie.
- Yami, nie drzyj się tak, do cholery! Jest - spojrzałam na ekran, mrużąc przy tym oczy - szósta rano!
- Przepraszam, ale chcę ci zakomunikować, że za dwie godziny będziemy z powrotem w domu!
- Jacy "my"? - mocno zmarszczyłam brwi.
- Nie pamiętasz?! - oburzyła się.
To był najgorszy moment mojego poranka, który zepsuł mi resztę dnia. Przypomniałam sobie wczorajsze trzy godziny siedzenia i słuchania, co Yami ma do powiedzenia o swoich przyjaciołach, którzy dzisiaj w nocy mieli przylecieć do Tokio. W dodatku z tego co zakodowałam, to ma być ich tyle, co rodziny na święta, w związku z czym reszta pokoi nie będzie już pusta. Naprawdę mi się to nie uśmiechało, zwłaszcza, że szatynka powiedziała mi wszystko na ostatni moment!
- Boże... - jęknęłam przewracając się na drugi bok.
- Mogłabyś nam zrobić śniadanie, skoro jesteś już obudzona?
- Jeszcze czego?! - warknęłam i się rozłączyłam.
Jeszcze raz się przekręciłam, ale koniec łóżka był bliżej niż myślałam. Z głośnym hukiem spadłam na lodowatą podłogę, obijając się przy tym pożądnie. Niechętnie wstałam, masując obolałe miejsca. Doczłapawszy się do szafy, wybrałam jakieś ciuchy, po czym szybko się w nie ubrałam. W drodze do kuchni zgarnęłam swój telefon, a gdy dotarłam do pomieszczenia, stwierdziłam, że lodówka jest pusta. Przewróciłam oczami, udając się do łazienki. Rozczesałam włosy i upięłam je w koka, z którego koniec końców i tak wyszło kilka niesfornych kosmyków. Umyłam zęby, a następnie nałożyłam tusz do rzęs oraz trochę pudru. Wszystko zajęło mi około dwadzieścia minut, a gotowa wybrałam numer do Akiego, który na pewno jest teraz na spacerze ze swoim psem. Strasznie mu zazdrościłam tego czworonoga, zwłaszcza, że nie mogę go teraz mieć, kiedy mieszkam z Yami, która chciałaby mieć z kolei kota.
- Aki, mogłabym przyjść do ciebie za pół godziny? - spytałam, wyciągając swój ulubiony, skórzany plecaczek z szafki.
Naprawdę nie było mi na rękę, aby ktokolwiek mieszkał tutaj oprócz mnie i mojej współlokatorki, szczególnie, że nie jestem osobą towarzyską. Zdecydowanie wolę uprzykrzać ludziom życie niż nieść im pomoc o każdej zasranej porze. Znając życie, ta ferajna co tu przyjedzie zniszczy moje poukładane życie, a ja muszę przygotować się psychicznie do tej katastrofy, skoro armagedon miał wstąpić do naszego mieszkania. Nie to, że wywód Yami był interesujący, ale coś niecoś usłyszałam. Miałam po prostu wtedy ważniejsze zajęcie, a konkretnie pisanie z Kaito o babie ze sklepu i jakie chipsy ma wybrać na następny dzień.
- Jasne. Coś nie tak? - zapytał.
- Bomba atomowa będzie w moim mieszkaniu za półtorej godziny, a ja nie jestem na to gotowa, więc po prostu wpakowuje się do twojego mieszkania na cały dzień - wyznałam.
- Co? - zachichotał - Jaka bomba atomowa?
- Później ci powiem. Pa - szybko się rozłączyłam, złapałam za plecaczek i ruszyłam w stronę przedpokoju.
CZYTASZ
Never mind || Mystic Messenger
FanfictionTylu ludzi zakochanych... Tyle pocałunków... Tyle miłości... A mnie nadal to śmieszy. Wyobraźnia ludzi jest naprawdę zabawna, zwłaszcza jak sobie coś ubzdurają. Wszyscy mi mówią "Jak to nigdy nikogo nie kochałaś?!", a dla mnie to i tak jest po prost...