prolog

63 2 0
                                    

3 lata temu

      Promienie słońca wpadają do mojego pokoju. Otwieram oczy, co powoduje, że znowu je  zamykam, bo jest za jasno. Jęknęłam z niezadowolenia, kiedy zobaczyłam która godzina. 

Ludzie jest dopiero 9:06, w sobotę! Za co? Co ja takiego złego zrobiłam!?

Po chwili namysłu zaczęłam sprawdzać social media, nadal będąc w łóżku. Chloe Jones dzwoni, czyli moja najlepsza i jedyna przyjaciółka od piaskownicy. 

Zawsze jej tego zazdrościłam, że jest wręcz ideałem dziewczyny. Nie dosyć, że jest śliczna, to jeszcze  jest bardzo miła i zawsze pomocna dla każdego. 

To bardzo dziwne, ale jedyne się tak dobrze rozumiemy, a tak naprawdę jesteśmy całkiem różne.

Dobra jak dzwoni to chyba wypadało by odebrać, no nie? Czego ona chce tak wcześnie, ehh. W końcu odbieram.

- Po co dzwonisz? - pytam jeszcze zaspana. 

- Też cię miło słyszeć, kochana - mówi sarkastycznie - a może po prostu chce pogadać?

- Ta, jasne. Uważaj, bo uwierzę. Co chcesz? 

- Dobra masz mnie, więc musisz przyjść do galerii, pomóc mi wybrać buty 

- Co? Wiesz, że nie lubię zakupów 

- No proszę - mówi błagalnym tonem 

- Nie 

- Kupie ci wielki deser - nie tylko nie to, bo się złamię.

- Nie - mówię niepewnie.

- To wielki deser i zastaw w Mcdonald 

Kurwa i ma mnie.

- Dobra zgoda - mówię po chwili zastanowienia. 

- Zawsze cię tym przekupię - domyślam się, że się uśmiecha. 

- To o 10:30 w galerii? 

- Okey, to papa, mój ulubiony żarłoku - śmieje się.

- ta, cześć - śmieje się i rozłączam się.

Dobra chyba czas wstać z tego łóżka. Czemu nie mogę w nim spędzić całego weekendu. No już trudno, zgodziłam się przecież. Wstaje i z racji tego, że mam mega duży bałagan w pokoju i dużego pecha. Poślizgnęłam się o kartkę, kurwa no. Kiedy w końcu, już bez poślizgów dotarłam do szafy, założyłam czarne rurki i zwykły biały t-shirt. Zeszłam po schodach na dół, do kuchni. Zobaczyłam na lodówce kartkę z napisem.

"Nie będzie nas do 19. Mamy bardzo ważną konferencje poza miastem, jak co koło 9 wyjeżdżaliśmy. Masz pieniądze na obiad na stole. Kochamy cię" 

Pf ciekawe czy obydwoje. Czasami mi się wydaję, że tylko tata mnie tu kocha. Yhym czasami, czyli zawsze. Od dziecka zawsze tata głównie się mną zajmował, mama zawsze była w pracy. Nawet nie była na moich urodzinach, bo to tylko urodziny, a kasa jest ważniejsza. Nie ważne do cholery jasnej, że mamy jej dużo. Mama zawsze się czepia najdrobniejszych szczegółów, serio rozumiem, że nie jestem mega dziewczęca, nie mam najlepszych ocen, ale to jednak moja Matka.

Wzięłam tylko jabłko i wyszłam na autobus. 

***************************************************

Nie, kurwa nie wierzę. Autobus mi uciekł. Cholera to jest jakiś przeklęty dzień czy jak?! Przejdę się. Dosłownie za zakrętem stoi nie kto inny jak Harry. Ja pierodole jeszcze jego brakowało. Już wyjaśniam.

 Harry Styles 15 latek, syn wspólników firmy moich rodziców, jednocześnie mój wróg od podstawówki. Od zawsze sobie dokuczaliśmy, on mi wklejał gumę we włosy, a ja go drapałam. Inaczej mówiąc, zawsze się kłócimy. 

Chyba mnie nie zauważył, więc idę dalej. Niestety się myliłam... O co ja takie zrobiłam?! 

- Watson! - krzyknął Harry zbliżając się. 

Przewróciłam oczami i pokazałam mu tylko środkowy palec.

Zagrodził mi drogę - Nie przywitasz się z swoim ulubionym kolegą? 

- Pff ty nawet nie zasługujesz na miano kolegi, a co dopiero ulubionego. Czego chcesz? Nic? o super, przynajmniej nie popsujesz mi weekendu. - odpowiedziałam sobie sama.

- Oj nie można się po prostu przywitać? - śmieje się Harry - Ciesz się, bo od jutra mnie nie zobaczysz. - mówi z chytrym uśmieszkiem. 

- Powiedz, że mówisz poważnie, bo jak nie to cię uduszę, tu i teraz.

- Tak 

- Dobra, a teraz się przesuń i daj mi świętować ten dzień... - chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale mój telefon zadzwonił i go odebrałam. 

- Halo, co się stało?- pytałam zdziwiona, że mama do mnie dzwoni.

- Szybko, przyjeżdżaj do szpitala twój tata miał wypadek, jest w ciężkim stanie - mówi wyraźnie załamana.

Co? Jak to możliwe? Nie, nie to nie może być prawda. Kręcę głową nie dowierzając, wręcz pobladłam i w oczach zaczęły mi się zbierać łzy. Rozłączyłam się i jakbym nie mogła nic zrobić. Harry przyglądał mi się inaczej niż zazwyczaj. 

- Co się stało? - pyta niepewnie.

Jednak ja nie odpowiadam i szybko dzwonie po taksówkę, aby dostać się do szpitala. Odchodzę od Harry'ego i czekam na Taxi. Napisałam w między czasie do Chloe, że nie przyjdę.

Jak to się stało? Czemu akurat jeden z niewielu ludzi w których miałam oparcie? 

Już nie chamowałam łez, po prostu zaczęłam płakać jak małe dziecko. Nienawidzę tego uczucia, kiedy jesteś taki słaby, że dławisz się łzami. Po chwili taxi przyjechało. 

***************************************************************

15 minut później

Jak najszybciej wbiegłam do recepcji. Kiedy zobaczyłam moją mamę do, której podbiegłam.

- Co się dzieje? W jakim jest stanie? - pytam bojąc się o najgorsze.

- O-on umarł - zaczęła się jąkać wpadając w rozpacz. 

- Nie, to nie może być prawda - kręcę głową nie dowierzając i zaczynając głośno płakać. 

Po prostu przytuliłam się do niej, ona odwzajemniła uścisk.

************************************************************

Cześć! Witam was w prologu do "Everyone knew it before". Mam nadzieje, że wam się spodobał i zostaniecie na dłużej. Z góry chce powiedzieć, że nie będzie to jedno z tych smutnych fanfiction. Miłego czytania!





Everyone knew it before || h.sWhere stories live. Discover now