Człowiek jest bezbronny wobec śmierci i mimo że posiadł wolną wolę, nie może zmienić losu. Myśl, że nie da się nic począć, jest najgorsza.
Podeszłam do okna i obserwowałam brudne samochody, zmęczonych ludzi idących ulicą. Bezlistne drzewa dodawały mroku całemu krajobrazowi. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, że to ja jestem dziewczyną, tą, idącą chodnikiem, wyróżniającą się kolorwym ubiorem, uśmiechającą się do ekranu telefonu. Co czuje? O czym myśli? Czy idzie na randkę z chłopakiem, a może na spotkanie z przyjaciółmi? Tak bardzo chciałabym być kimś innym.
Odwróciłam się od okna i usiadłam na łóżku z szarawym materacem, który lekko ugiął się pod moim ciężarem. Bosymi stopami dotyknęłam zimnych płytek. W głowie kotłowała mi się jedna myśl :mam już dość takiego życia...
Poczucie bezradności wstrząsnęło całym moim ciałem, schowałam twarz w dłoniach, na ustach poczułam słony smak łez. Nie chcę umierać, nie chcę umierać, nie teraz, nie w tej chwili...
Czy nasz los jest z góry zaplanowany? Czy to Bóg za tym stoi? Może jest to przerażająca wizja, choć dla mnie nieco pocieszająca - to, że nasze życie ma jakiś sens, a za zasłoną śmierci istenieje coś lepszego.
Czasami wyobrażałam sobie niebo - wieczną radość, uczucie szczęścia, miłości. Dla mnie to trochę irracjonalne. Czy bez smutku istniałaby radość? Nie. Doszłam więc do wniosku, że nasz umysł nie jest w stanie zrozumieć sensu nieba.
Lubię dużo myśleć, ale oprócz tego notatnika z nikim nie dzielę się moimi przemyśleniami. Tylko raz zapytałam księdza, który przyszedł, aby mnie namaścić. Zadałam mu nurtujące pytanie:
- Jeżeli Bóg istnieje, dlaczego pozwala na cierpienie?
Popatrzył na mnie, zmarszczył białe brwi i odpowiedział głębokim głosem:
- Bóg na pewno cię kocha, nadał ci wolną wolę, a to jest na pewno lepsze niż nieobecność zła. Dzięki niemu człowiek może się rozwijać i podporządkować się Bogu.
Nieusatyskacjonowała mnie odpowiedź, więc całą noc rozważałam tę kwetię. Doszłam do wniosku, ze być może nasze życie to jeden, wielki test - każdy napotka prędzej, czy później, nieszczęście, a to jak zareagujemy, wpłynie na nasze życie po śmierci. Możecie się ze mnie śmiać, ale takie jest moje zdanie. Pamiętacie Hioba? Bóg odebrał mu wszystko, co miał, a gdy cierpiał z pokorą i wiarą, Pan pomnożył jego dobrobyt.
Człowiek jest bezbronny na każdym etapie swojego życia, ale mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Często uważamy się za bogów - władamy ludzkim życiem, zabijamy maleńkie dzieci, które nawet nie miały możliwości popatrzeć na swoją mamę, cicho zapłakać, nie mogły zawrzeć pierwszych przyjaźni, popełniać wielu błędów i wreszcie, umrzeć u boku kochającej osoby, trzymając ją za dłoń, mówiąc:
- Będę na ciebie czekał, tam, na górze.
Nie. Nie mają takiej możliwości.
Zadam ci jedno pytanie: czy, gdyby istniała nieśmiertelność, wybrałbyś ją?
Nie mogę cię usłyszeć, ale podzielę się swoją opinią: nie wybrałabym nieśmiertelności. Z biologicznego punktu widzenia, ludzkie ciało jest jak maszyna: w końcu się zepsuje, staje się słabe, więc nasze życie nie byłoby idealne. A z drugiej strony: śmierć to koniec życia, więc gdy pojawia się koniec, musi też być początek. Początek czego? Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć, ale cierpliwości, każdy z nas w niedalekiej przyszłości się tego dowie.
Gdy w moim szpitalnym pokoju pojawiła się mama, zobaczyłam po jej twarzy, że jest bardzo zatrsokana, na granicy wybuchnięcia płaczem. Ale oczywiście, nie dała po sobie tego poznać. Moja mama jest bardzo silna.
Usadawiła się koło mnie na łóżku, chwilę na mnie patrzyła, ale szybko odwróciła wzrok. Trudno było jej patrzeć na swoją wycieńczoną córkę: z bladą twarzą, bez włosów, wychudzoną. Sięgnęłam po jej ciepłą dłoń. Łzy z jej niebieskich oczu spłynęły strużką. W końcu na mnie spojrzała:
- Kocham cię, słoneczko, bardzo cię kocham i jestem z ciebie dumna.
Od kilku dni moje emocje się zablokowały. Tym razem wybuchły z podwójną mocą.
- Ja t-też cię kocham, mamusiu - szepnęłam przerywanym płaczem, głosem.
Rzuciłam się na szyję mamy pachnącej lawendowymi perfumami. Razem tkwiłyśmy w uścisku pełnym smutku, wiedząc po cichu, że jest to pożegnanie. Nie mówiłyśmy dużo, bo czasami lepiej milczeć.
- Będę na ciebie czekać, tam, na górze, obiecuję - powiedziałam, a mama wzmocniła uścisk, wtulając się w moją szpitalną koszulę.
Wstałam o poranku dwudziestego drugiego grudnia. W moim pokoju nie było nikogo, choć o tej porze zawsze ktoś przynosił mi śniadanie i leki, jakby lekarz ciągle wierzył, że wyzdrowieje.
Podeszłam do okna. Nie widziałam brudnych samochodów, zmęczonych ludzi idących chodnikiem, a szponiaste drzewa nie wydawały mi się przerażające. Odwróciłam się i usiadłam na nie tak bardzo szarym materacu, który nawet nie ugiął się pod moim ciężarem. Bosymi stopami dotknęłam płytek, które nie były zimne, a wręcz ciepłe. To uczucie dodało mi otuchy.
Uśmiecham się lekko i bezbronna, rzucam się w ramiona śmierci.
CZYTASZ
Smutne historie
Teen FictionKażdy rozdział to inna historia - nieszczęśliwej miłości, wypadku, czy stracie ukochanej osoby. To nie kolorowa bajka, gdzie na końcu Kopciuszek bierze ślub z wymarzonym księciem, lecz prawdziwe opowieści pisane przez życie.