↔two

114 10 7
                                    

           Rozbrzmiał dzwonek. Przeszywający, ostry, grzmiący. Wpędził w popłoch kilku nerwowo przeglądających notatki chłopców i sprawił, że serce Inari na chwile zamarło, przeskoczyło kilka uderzeń, by ponownie wrócić do swej regularnej pracy.

           Inari sama nie wiedziała czy to jej dzwoni w uszach od jazgotu rozentuzjazmowanych nastolatków, czy faktycznie nadszedł czas na wrócenie do klasy. Jednak słyszalne i dość znaczące marudzenie kilku dziewczyn opartych o filar koło klatki schodowej, na końcu korytarza, dość jasno sugerowało, że się nie przesłyszała. Powolutku przesuwała się więc wzdłuż ściany, starając zwracać na siebie jak najmniejszą uwagę. Był to jej pierwszy tydzień w akademii i jak dotychczas, nie przyciągała zbyt wielkiego zainteresowania, co wiązało się z brakiem okrutnych żartów i prowokacyjnych zaczepek. Jak na razie idzie dobrze, tak jak planowałaś, poklepała się w myślach po ramieniu, usiłując dodać sobie otuchy, jeszcze jeden zakręt, w dół po schodach i będzie z głowy. To nic trudnego, prawda?

          Kiedy ruch na korytarzu zelżał i mogła poruszać się z większą swobodą, nabrała prędkości i sprężystym krokiem ruszyła w kierunku schodów.

          Ominęła z gracją trójkę szatynek, stojących w formacji trójkąta przy metalowych barierkach i już miała zeskoczyć z ostatniego stopnia, kiedy delikatna damska dłoń nacisnęła na jej plecy, wypychając tym samym Inari do przodu. Straciwszy równowagę, wyrżnęła nieelegancko  podbródkiem o twardą podłogę, a nosem uderzyła o, stykającą się prostopadle z nią, ścianę. Szepty ucichły, zastąpiło je tylko roztrzęsione łapanie tchu, zduszony okrzyk zdziwienia i echo odbijających się o ziemię butów na niskim obcasie, uciekających w popłochu, a następnie głucha cisza.
          Adrenalina po upadku spadła i dopiero teraz poczuła pulsujący ból nosa i dolnej szczęki. Nie mogła wstać. Miała nogi jak z waty. Nadal była cała roztrzęsiona. Drżącą dłonią najdelikatniej, jak tylko mogła, dotknęła miejsca największego bólu. Zasyczała i zmrużyła oczy, do których zdążyły napłynąć łzy. Z niezgrabnej pozycji siedzącej, podniosła się jeszcze bardziej niezgrabnie do pozycji stojącej - a przynajmniej na wpół-stojącej - i zgarbiona wróciła do łazienki sprzed przerwy. Po upewnieniu, że jest sama, wydała z siebie najobrzydliwszy, żałosny lament.

Pamiętała tylko szum w uszach, potworny ból i rozmazany od krokodylich łez obraz, i tusz do rzęs.

ᵃˡᵇⁱⁿᵒˢ \ ᵃᵏᵃˢʰⁱ ˢᵉⁱʲᵘʳᵒ [ᵖᵒʳᶻᵘᶜᵒⁿᵉ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz