Spędzoną na sedesie lekcję, zmarnowała na nieudolne tamowanie niewielkiego krwotoku z nosa i próbach zmazania posoki, którą ubrudziła sobie nowo kupiony mundurek, który wcale tani nie był.
A nie chciała wierzyć, kiedy jej świętej pamięci matka mówiła, że krew naprawdę trudno się spiera z ubrań, w szczególności białych. Najwidoczniej miała rację; jak zawsze.Po następnym dzwonku i odczekaniu paru chwil, by być pewna, że nikogo nie zastanie w takim stanie, wytarła oczy, unikając przy tym okolic nosa i wyszła z kabiny, stając przy umywalkach. Spojrzała na swoje odbicie po raz kolejny, oceniając swój stan. Rozciętą od wewnątrz przez aparat ortodontyczny dolna warga spuchła, podwajając niemalże swoją wielkość, opuchnięty, pokryty wczesnymi siniakami zgarbiony nosek, był zaczerwieniony, lecz bez wyraźnych złamań. Maskara całkowicie rozlała się jej na policzkach, dalej barwiła ciemnymi plamami jej cerę, z której ścierał się częściowo tani podkład. Wyglądała szkaradniej niż zazwyczaj. Z chęcią poszłaby do pielęgniarki, ale w piątki była tylko do dziesiątej; było po południu.
Chciała też zadzwonić do mamy, ale wiedziała, że przecież nie odbierze, podobnie jak jej ojczym. Nigdy nie odbierał. Wiecznie zajęty; ciągle w pracy. Nigdy nie miał dla niej czasu. Liczyły się tylko papiery, ekspedycje i egzotyczne eksponaty. No i jeszcze telefony. Telefonował często. Za często. Nie telefonował do niej. On nigdy nie wybierał połączeń; tylko je odbierał. Inari nawet nie pamiętała, czy w ogóle nosił ze sobą telefon komórkowy. Pamięta tylko, że kiedyś w jego biurze widziała jakieś stare stacjonarne badziewie, chyba jeszcze przedwojenne - cud i chwała Bogu, że nadal działał. Pamiętała dokładnie, jak mając sześć, czy siedem lat nienawidziła dźwięku dzwoniącego telefonu. Śnił się jej po nocach. To nie były miłe wspomnienia. Z dreszczem wspomina wszystkie te noce, kiedy budziła się rozdygotana, jak gałązka na wolnym wietrze. To od telefonu się zaczęło, od tego jednego połączenia.
Wrzuciła ostatnią kulkę z papieru toaletowego; poplamioną, brudną od krwi i czarnej mazi, i doprowadziwszy się do stanu jakiejkolwiek użyteczności, powróciła na lekcje, czerwona ze wstydu i upokorzenia własnym wizerunkiem. Zignorowała ciekawskie spojrzenia większości klasy i wścibskie oczy koleżanek z tylej ławki, i dławiąc w sobie ból, i grymas, wylewnie przeprosiła wytrąconego z równowagi profesora, który stał do niej odwrócony plecami, po czym zajęła ostatnie wolne miejsce w drugiej ławce przy ścianie.
Odłączyła się od rzeczywistości, wyłączając myślenie, gdy nauczyciel kontynuował swój monolog.
Ostatecznie słyszała tylko biały szum i szepty trójki zołz, wbijające jej malutkie szpilki w plecy.
CZYTASZ
ᵃˡᵇⁱⁿᵒˢ \ ᵃᵏᵃˢʰⁱ ˢᵉⁱʲᵘʳᵒ [ᵖᵒʳᶻᵘᶜᵒⁿᵉ]
Fanfiction"Kᴡɪᴀᴛʏ ᴡɪęᴅłʏ ɴᴀ ᴊᴇᴊ ᴡɪᴅᴏᴋ, ʟᴜsᴛʀᴀ ᴘęᴋᴀłʏ. Bʏłᴀ ʙʀᴢʏᴅᴋᴀ, ᴀʟᴇ ɪɴɴᴀ ɴɪż ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴇ. "