- Papa? - Wymówiłam to słowo z zakłopotanym i lekko drżącym głosem. - Przecież ty nie żyjesz, więc jak możesz tu być?! I to jeszcze jako mój cel?! Nie... to musi być sen. Natychmiast mi powiedz, kim jesteś! - Krzyknęłam, po czym wymierzyłam w niego pistoletem, którego nawet nie mogłam porządnie utrzymać w trzęsących się rękach.
- Dakota, córcia to ja! Odłóż ten pistolet! Wszystko ci zaraz wyjaśnię! - Powiedział, po czym zaczął dalej mówić, nadal z bronią przed twarzą. - Tam na pogrzebie to nie było moje ciało, lecz zwykła kukła. Ja musiałem zacząć od nowa moje życie. Nie chcieliśmy ci mówić, że z mamą nam się nie układa, bo pewnie byś chciała się ze mną widywać, a matka była temu przeciwna, więc sfingowaliśmy moją rzekomą śmierć, abyście zaczęły życie z nowym mężczyzną. Miałaś wtedy dopiero 8 lat, a już brak swojego ojca, więc cię przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam. - Mówił ze łzami w oczach, po czym natychmiastowo zmienił temat. - A ty co tutaj robisz? I to jeszcze z bronią!
- Em... ja mam cię zabić. - Powiedziałam ze smutkiem w oczach. - Jesteś moim celem, a ja płatnym zabójcą. - Wymówiłam te słowa z lekkim zażenowaniem.
- Ale jak to?! Przecież byłaś normalną dziewczynką! Jakim cudem stałaś się seryjną zabójczynią?!
- Nie chcę ci tego mówić... powiedzmy, że coś się zdarzyło i teraz jestem taka, jaka jestem. - Powiedziałam, po czym opuściłam broń, o której kompletnie zapomniałam.
Po tych słowach kiwnął do mnie głową, jakby znał powagę sytuacji, o której nie chcę wspominać.
- Słuchaj, jest jeszcze jedna sprawa, o której musisz wiedzieć... jeśli ja ciebie nie zabiję, zrobią to oni i wraz z tobą zginę i ja. - Po tym jakże szokującym wyznaniu z trudem wypowiedzianym przeze mnie widziałam, że chce on coś powiedzieć, lecz przerwał nam wrzask właściciela posesji, na której staliśmy.
- Ja wam dam okradanie ludzi, ja wam ku*wa dam je*ane szczury! - Krzyknął, po czym chwycił za broń myśliwską i począł nieumiejętnie strzelać w naszym kierunku. Papa z przerażenia uciekał, lecz ja z lekko uśmiechniętą miną zaczęłam się przyglądać mężczyźnie jak bezskutecznie próbuje mnie zastrzelić. Kiedy skończyła się mu amunicja, ja już znudzona patrzeniem na owego człowieka, wyjęłam pistolet i go zastrzeliłam. Co prawda było to lekko, że tak to ujmę „ chore ", lecz skoro nie zabiłam i raczej nie zamierzam zabić mojego celu, jedna mała ofiara przecież nikomu nie zaszkodzi.
Po godzinie dotarliśmy do mojej furgonetki, w której spędziliśmy noc między innymi na rozmawianiu o naszym dotychczasowym życiu. Nazajutrz, zamiast przyjąć misję i ją wykonać, zrobiłam zakupy potrzebnych mi i mojemu ojcu rzeczy i wyruszyliśmy moim przenośnym domem do innego kraju by moi zleceniodawcy, którzy kazali mi zabić tatę, nie zabili nas obojga.
- Co prawda nie zadziała to na dłuższą metę, lecz jak na razie to w zupełności wystarcza. - Powiedziałam wskazując palcem Meksyk na mapie. - Teraz tylko trzeba zdecydować w jakim mieście lub też wsi przypadnie nam mieszkać na ten czas. - Rzekłam, po czym spojrzałam na palec ojca, wskazujący miasto zwane Santiago de Querétaro.
- Pamiętasz Dakota jak spędziliśmy tam razem z twoją matką i bratem wakacje zaraz po tym, jak skończyłaś 6 lat? Byliśmy wtedy taką szczęśliwą i kochającą się rodziną. - Zaczął wspominać stare czasy, lecz ja nie chciałam go słuchać. Zranił nas, a przynajmniej mnie i Justina, bo matka najwyraźniej była bardzo dobrą aktorką, że tak wspaniale udawała załamaną wdowę, a tak naprawdę wszystko uknuła za naszymi plecami.
Kiedy po kilkugodzinnej podróży w końcu dotarliśmy na prawie pusty publiczny parking nieopodal osiedla znanego w mieście gangu postanowiliśmy się porozglądać po okolicy tym samym rozchodząc się w dwie różne strony, ja w stronę osiedla gangu, ponieważ mam dobrą broń i umiem z niej strzelać w przeciwieństwie do mojego ojca, a ten za to poszedł w kierunku rynku.
Po jakiś 20 minutach bezcelowego chodzenia po osiedlu zauważyłam bar, więc postanowiłam wejść, napić się czegoś i przy okazji poznać kogoś z okolicy. Zaraz po wejściu poczułam na sobie wzrok wszystkich osób w barze... prawie wszystkich, ponieważ tylko jedna osoba nie wlepiła we mnie swych oczu tak jak inni to robili, między innymi kolesie siedzący na kanapie, sączący piwo i śliniący się na mój widok. Była to pewna dziewczyna, piękna dziewczyna z lśniącymi blond włosami siedząca przy barze i pisząca coś na kartce papieru. Zaintrygowana podeszłam do niej i usiadłam na miejscu obok. Ta spoglądając na mnie uśmiechnęła się lekko i zaczęła mówić.
- Hej, najwyraźniej jesteś tu nowa, więc powinnaś wiedzieć, że jesteś teraz w barze pełnym członków miejscowego gangu, którzy chętnie by cię schrupali cukiereczku. - Powiedziała, po czym wskazała mi wzrokiem kolesia siadającego tuż obok mnie.
- Cześć piękna, chyba się nie znamy, ale jak chcesz możemy się poznać, na przykład teraz w moim aucie. - Rzekł, po czym zaczął kłaść swoją obleśną rękę na moim udzie i delikatnie nią poruszać wzdłuż mojej nogi.
- Nie interesujesz mnie ty ani jakikolwiek z twoich kolegów, więc się odsuń.
- Przestań bredzić kochanie, nawet jeśli, to ja to zaraz zmienię. Musisz tylko wejść ze mną do samochodu. - Powiedział nadal macając moją nogę i powoli przeczesując moje kosmyki włosów palcami drugiej ręki.
- Słuchaj kochanie, jeśli zaraz nie zdejmiesz swojej ręki z mojej nogi nie będzie już o czym gadać, bo o popatrz, a to ci niespodzianka, mam tutaj pistolet, o a tu nóż, na pewno się nada na twoją jakże przepiękną rękę. - Po tych słowach facet od razu spanikował niczym mała dziewczynka i wyszedł z baru.
- Widzę, że poradziłaś sobie bezproblemowo z naszym słynnym podrywaczem. No powiem ci, że nieźle ci poszło. A i spokojnie nie wszyscy mężczyźni tutaj są tacy, na pewno znajdzie się jakiś miły odpowiednik płci przeciwnej, z którym możesz się umówić.
- Jestem pewna tego, że są jacyś mili mężczyźni, ale mnie nie za bardzo oni kręcą... bardziej dziewczyny. - Po tym wyznaniu tajemnicza kobieta spojrzała się na mnie z czarującym uśmiechem na twarzy.
- Jestem Maria, a ty jak się nazywasz?
- Dakota. Przyjechałam tu z moim ojcem. Jest może szansa na nas jako parę Mario? Powiem ci, iż bardzo mnie zaintrygowałaś. - Wymówiłam te słowa, lecz ta od razu przestała się uśmiechać.
- Em... ze mną się nie uda, ponieważ mnie raczej nie kręcą dziewczyny, nawet mam chłopaka, ale hej, przecież jest tutaj tyle ładnych dziewczyn! Nadal możemy być dobrymi znajomymi. - Powiedziała podając mi numer telefonu i adres domu na kawałku kartki. - Tutaj masz mój numer i adres jakbyś chciała pogadać, a ja muszę już iść. Miło się z tobą rozmawiało. - Mówiła wychodząc z baru.
================================
I tak oto skończyliśmy rozdział 3. Dziękuję za przeczytanie i zachęcam do wyrażania opinii w komentarzach.
CZYTASZ
Life as a killer
Mystery / Thriller"Życie jako płatny zabójca jest dosyć proste i synchroniczne... Wstaję ( o dokładnej godzinie 05:27), biorę zimny prysznic, ubieram się ( codziennie od początku zatrudnienia się jako zabójca w tą samą skórzaną kurtkę i czarne eleganckie buty ), jem...