-Już jestem! - Krzyknął Tyler trzaskając wejściowymi drzwiami.
Zapach naleśników skierował go do kuchni. Przez okna przedostawały się promienie słońca, które budziły świat do życia. Przy drewnianym stole siedziała dziewczyna, a jej przyjaciel krzątał się po pomieszczeniu.
- Witaj piękna - Lupus pocałował Ivy w czoło i mocno przytulił. Następnie podszedł do zlewu, aby oczyścić ręce ze smaru.
- Czemu wróciłeś tak późno?- zapytała między kolejnymi gryzami pysznych naleśników.
- Zepsuł mi się samochód i początkowo próbowałem go naprawić, ale mi się nie udało, więc zadzwoniłem po lawetę. Wiesz co mi powiedzieli?
Dziewczyna podkręciła przecząco głową, a chłopak usiadł naprzeciw niej z porcją smakowitego jedzenia.
-Powiedzieli, że obecnie nie mają wolnych pojazdów, więc musiałbym czekać minimum trzy godziny. Nie miałem zamiaru bezczynnie siedzieć, więc rozprostowałem kości i przybiegłem - wziął jednego kęsa.
- Czyli dzisiaj treningu nie ma? - zapytała z nadzieją dziewczyna.
- Chyba żartujesz, zaczynamy za 5 godzin.
Ivy załamała ręce i skierowała się w stronę łazienki, by wziąć poranny prysznic. Lubiła rozmyślać kiedy gorąca woda spływała na jej ciało. Bardzo często zastanawiała się wtedy nad jej przeszłością i przyszłością.
***
Jej ciało znalazło się w paszczy ogromnego stworzenia. W skutek nadmiaru bólu straciła przytomność. Po kilku minutach ocknęła się na pniu drzewa. Chłód okalał jej zakrwawiony brzuch, który przysłonięty był przez skrawki rozszarpanych ubrań. Każdy ruch dostarczał jej wiele cierpienia. Dziewczyna rozejrzała się, aby odnaleźć drapieżnika, który był przyczyną jej rany tułowia. Instynktownie zaczęła biec w stronę jaśniejącego w pełni księżyca. Adrenalina krążąca w żyłach, uśmierzyła ból na tyle, że Ivy dała radę pokonać 200 metrów. Kiedy miała nadzieję, że uda jej się uciec, potknęła się o wystający z ziemi korzeń drzewa i uderzyła głową o skałę. Krew spływała po jej skroni, a obezwładnione ciało spoczywało na ziemi, którą przykrywała warstwa jesiennych liści. Gałęzie drzew trącane przez lekki wiatr przyjemnie szumiały jej w uszach. Zemdlała.
Nagle z głębi lasu wyłoniła się postać mężczyzny. Podszedł on do leżącej Ivy. Zdjął swoją koszulę i otarł nią ranę dziewczyny. Wziął ją na ręce i zaczął kroczyć w stronę opuszczonego domu, który znajdował się za gęstą częścią lasu. Dom był prawie niewidoczny, drzewa maskowały go wystarczająco dobrze, dlatego ktoś kto był nieobeznany w tych terenach, mógłby go nawet nie dostrzec. Ciało poszkodowanej przyjemnie ciężyło mu w ramionach. Jej dłonie delikatnie muskały jego tors z każdym postawionym krokiem. Kiedy dotarł na miejsce położył dziewczynę na łóżku, po czym sam spoczął na podłodze obok niej.
W środku nocy przebudził się słysząc skrzypienie łóżka, z którego podniosła się dziewczyna. Nie wykonywał żadnych ruchów, czekał na rozwój sytuacji. Niespodziewanie Ivy wstała i zaczęła biec w stronę starego zepsutego okna, które wpuszczało światło księżyca do pomieszczenia. Odruchowo wyskoczyła przez nie, lądując na twardej ziemi. Nie myślała, zaczęła instynktownie funkcjonować. Jej ciało zaczęło się goić. Biegła bez opamiętania. Nie czuła nic więcej oprócz żądzy krwi. Kiedy dobiegła do leśnej polany upadła ma kolana i spojrzała w górę. Księżyc swoim blaskiem oświecił jej twarz. Znowu dopadła ją wolność. Chęć pogoni za czymkolwiek wydała się być taka naturalna. Nagle niesamowity ból przeszył jej wnętrze. Ciało wykręcało się na wszystkie strony. Kości zmieniały swoje miejsce. Zaczęła krzyczeć.
-Co się ze mną dzieje?!- zadawała sobie to pytanie w głowie, przechodząc dalszą transformację.
Po kilku minutach leżała na ziemi. Czuła się wspaniale, ale dość dziwnie, jakby była okryta sierścią. Spróbowała wstać lecz nie mogła wyprostować nóg. Nagle bardzo wyraźnie usłyszała szelest ściółki. W odległości 500 metrów zobaczyła zbliżającą się postać, niespodziewanie upadła ona na ziemię i zaczęła rosnąć. Kształtem przypominała wilka, ale wyglądała na coś dwa razy większego. Postanowiła uciekać. Przez umysł przebiegały jej setki myśli odnośnie tego kim lub raczej czym jest te stworzenie. Nie zwróciła nawet uwagi, że biegnie na czterech łapach. Jej zdrowy rozsądek przesłonięty był przez instynkt, którego nigdy wcześniej nie czuła. Gdy obejrzała się za siebie w celu sprawdzenia w jakiej odległości znajduje się napastnik, zorientowała się, że nikt jej już nie goni.
Po kilku żmudnych minutach błąkania się po lesie postanowiłam przespać się w jaskini, którą znalazła. Ułożyła się wygodnie na ziemi i próbowała zasnąć. Nagle zza pieczary wyskoczyło "to coś" co próbowało ją złapać. Dziewczyna mogła przyjrzeć się stworzeniu bliżej. Miał czerwone oczy i wyglądał jak przerośnięty wilk. Staną przede nią i zawył, po czym zawarczał, a jego czerwone oczy powiększyły się i pomniejszyły. W tej samej chwili niewiadomo jakim sposobem Ivy stała się znowu człowiekiem. Skuliła się, by ukryć swoją nagość. Natychmiastowo dziwne stworzenie zniknęło za wzgórzem. Po chwili ten sam mężczyzna co wcześniej, wybiegł zza jaskini. W rękach trzymał koc. Podszedł powoli do dziewczyny, która przestraszoną cofnęła się. Delikatnie uśmiechnął się i podał jej koc, którym okryła swoje nagie ciało.
- Dasz radę wstać? - pochylił się nad nią.
- Tak - podał jej swoją dłoń, by jej pomóc, lecz po chwili jej nogi ugięły się pod ciężarem ciała.
- Łoooł. Mam cię - wziął ją na ręce. - Spokojnie. Nic ci nie zrobię - uśmiechnął się.
W tej chwili Ivy nie myślała racjonalnie, nigdy nie pozwoliła by wziąć się na ręce obcemu mężczyźnie, a co dopiero zasnąć w jego ramionach. Niestety wycieńczenie spowodowanie zdarzeniami, które wydarzyły się przed chwilą przyćmiło jej racjonalne myślenie. Dziewczyna wtuliła się w ciepły tors mężczyzny, wyobrażając sobie, że to jej ukochany przyjaciel.
CZYTASZ
Urodzona by umrzeć
FantasyW skrócie: wampiry, wilkołaki, czarownice i inne stworzenia nadprzyrodzone oraz przyjaźń, miłość i wiele innych wątków. *** Ivy i Phil byli wspaniałym rodzeństwem, chociaż nie spokrewnionym. Ich historia zaczęła się w sierocińcu Winnfield, czternaśc...