Rozterka

13 0 0
                                    


                                                                                           *Hayley* 

Po śmierci ojca wszystko wydaje się być cholernie skomplikowane. Gówniany świat znów wypiął na mnie dupę. Wielu ludzi czyha na moje życie, a egzystencja w ciągłym strachu jest beznadziejna. Mając piętnaście lat przeżyłam więcej zamachów niż niejeden prezydent,a wszystko przez to że jestem piepszonym Aniołkiem,tyle że takim który został strącony do piekła zwanym Światem Cieni.Czasem myślę sobie,że lepiej byłoby urodzić się nic nie wiedzącym człowiekiem. Żyć spokojnie nie martwiąc się niczym... ale niestety chyba od urodzenia jestem skazana na niepowodzenie.

                                                                                 ***

Nasza rezydencja jest ogromna,ale i pusta. Czuje jakbym była tu jedynym mieszkańcem. Teoretycznie jestem nastolatką-wampirem żyjącą w luksusowym apartamentowcu godnym jednego z pięciu najznakomitszych rodów rządzących naszą rasą, a praktycznie nie mam własnego życia,moich rodziców zabili tajemniczy ludzie którzy porwali także moją siostrę, a moja egzystencja polega na samotniczym przemierzaniu pokoi i planowaniu powolnej i bolesnej zemsty dla tych którzy mi to zrobili.Wspaniale czyż nie ? Jedyną zaletą tego wszystkiego jest to,że mogę poświęcać czas na nieustanne treningi dzięki którym jeszcze nie zwariowałam. Z domu mogę wychodzić tylko z eskortą w postaci mojego brata i dwóch kuzynów. Czy wspominałam już że przez całe życie nie miałam przyjaciółki,nie chodziłam do szkoły,nigdy nie byłam sama na zakupach czy w kinie i nie ufam ludziom? Jedynym pocieszeniem za wieloletnie i samotne męki jest mój kruk. Dostałam go od ojca kilka lat temu,mówił że z nim zawsze będę bezpieczna.Dopiero niedawno czytając książki dowiedziałam się że jest symbolem śmierci. Wspaniała z nas parka niosąca zniszczenie.

                                                                                        ***

-Josh,Connor,Caleb,Hayley! - słysząc moją ciocię natychmiast wybiegłam z mojego pokoju. Jej krzyki zwiastowały jedno OBIAD. Dawno nie jadłam domowego posiłku,zazwyczaj Brian lub inny ochroniarz zamawiali mi na mieście jakieś fast-foody które tak mi się przejadły że moje spożywanie posiłku odbywało się raczej z przymusu niż z własnych chęci.Usiadłam do stołu i gdy zobaczyłam spaghetti ślina napłynęła mi do ust.

-Connor,Caleb? - zapytała ciocia. -Gdzie Josh? - nie zwracałam uwagi na to co mówi tylko skubałam nerwowo makaron. Wszyscy we trójkę wiedzieliśmy,że mój braciszek patroluje właśnie okolice New Jersey w poszukiwaniu kłopotów. Joshie jest kochany,opiekuje się mną ale po śmierci ojca nie radzi sobie z problemami i wyładowuje się na Bogu winnych osobach. 

-Ciociu... -odezwałam się chcąc przerwać niezręczną ciszę. -Czy mogłabym wyjść dziś do Zakazanego Lasu ? - Wiedziałam,że się nie zgodzi,więc przygotowałam plan B. Wyjdę bez niczyjej zgody. Zawsze tak robię gdy chcę zaczerpnąć świeżego powietrza i pomyśleć nad tym co dalej.

-Oszalałaś? - zapytała ciocia. Nagle wybuchłam...

-Dlaczego muszę tak żyć ? Czy prosiłam się o ten piepszony dar ? - krzyknęłam.

-Hayley uważaj na słowa. - odparła.

-Doskonale wiesz jak wygląda moje życie,albo raczej jego brak! Trafia mnie gdy widzę te pokoje,ściany czuje się jak w więzieniu, jak ptak w klatce! Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała wyjść gdziekolwiek bez eskorty czy bez pozwolenia, mieć koleżanki i wychodzić na zakupy! Dlaczego nie możemy znaleźć sprzymierzeńców i pokonać Dłużników ?! Bo za dużo z tym zachodu ?! Lepiej przecież mnie zamknąć i nie wypuszczać na światło dzienne,tak wygodniej. 

-Dziecko,doskonale wiesz,że to nie takie proste. - odpowiedziała.

-Lepiej siedzieć z założonymi rękami? Przepraszam ciociu ale dość tego. Sama chcę zawalczyć o swoje życie. Znajdę sprzymierzeńców, zrobię to sama i bez niczyjej zgody.

-Wiesz,że nigdy nie pozwolę ci na coś takiego Hayley! Brian ! Zabierz ją do pokoju.-krzyknęła.

Momentalnie pojawił się przede mną mój wampirzy strażnik. Przerzucił mnie przez ramie jak worek i zaczął przemierzać znienawidzone przeze mnie korytarze. 

-Brian puść mnie! - wrzasnęłam. 

-Przestań się szamotać wiesz,że to do niczego nie prowadzi. - odpowiedział.

Zostawił mnie w pokoju po czym zamknął drzwi na klucz. Podjęłam już decyzję i nigdy z niej nie zrezygnuję. Muszę zawalczyć o siebie. Szybko spakowałam do wygodnego plecaka najpotrzebniejsze rzeczy,ubrania,broń i zdjęcia rodziców. Moje długie włosy spięłam w kucyk,a na siebie włożyłam strój bojowy,który dostałam od ojca. Do kieszeni napchałam różne rodzaje noży i kilka granatów dymnych. Zostało mi tylko jedno.Ucieczka.

                                 


Anioł ŚmierciWhere stories live. Discover now