Ten one-shot zostanie podzielony na cztery części. Oto jedna z nich. Będą pojawiać się bardzo chaotycznie, więc wyczekujcie. Ostatnia część pojawi się w Wigilię.
To śmieszne, bo opowiadanie jest świąteczne, a patrząc na okładkę... cóż, bynajmniej nie można nazwać jej świąteczną. Miłego czytania ❤️
– Imię, nazwisko, wiek i jak pan umarł – spytała machinalnym głosem recepcjonistka zza szaroburej lady.
– Konrad Drozda, lat trzydzieści cztery, zginąłem w wypadku samochodowym.
Opierałem się o brzeg blatu i spoglądałem na tonącą we mgle twarzyczkę. Nie miała rys, zmarszczek, buzia jej była kompletnie gładka niczym u manekina, przez co nie miałem pojęcia z kim rozmawiałem, a przecież chciałem dowiedzieć się o tym nowym i obcym dla mnie miejscu jak najwięcej.
Przed przyjściem tutaj, przeczytałem tabliczkę informacyjną. Obecnie znajdowałem się w sali segregacji i to tu mieli wskazać mojej roztrzęsionej, zagubionej duszy odpowiednie drzwi. Opcje były trzy – Poczekalnia, Ciemność, albo Światło. Nie spodziewałem się cudów, bo doskonale wiedziałem ilu rzeczy dopuściłem się za życia i naprawdę nie zdziwiłbym się, jakby od razu kopnęli mnie w czarną czeluść. Światło stanowi szczyt marzeń każdej duszy, to eldorado, skarb i cel, no bo przecież nikt nie chce zostać skazanym na Ciemność – tam czeka tylko ból i rozpacz. Osobiście byłem absolutnie pewien, że to do niej właśnie trafię. Tylko na to sobie za życia zasłużyłem.
– Proszę poczekać. – Recepcjonistka przez dłuższą chwilę szukała w przestronnej szufladzie odpowiedniej kartoteki, a kolejne kilka minut poświęciła na dokopanie się do potrzebnych dokumentów.
Z ilości stron, które się mojej teczce znajdowały mógłbym wnioskować, że najlepiej ze mną nie będzie.
– Pan musi iść do Poczekalni.
Zdziwiłem się. Doprawdy? Nie do Ciemności?
– Przepraszam, ale to chyba pomyłka...
– Proszę korytarzem prosto i na lewo.
Skinąłem głową. Trudno było kłócić się z półprzezroczystą, efemeryczną postacią, przypominającą bardziej manekin niż anioła. Łatwo można się domyślić, że nigdy nawet nie liznęła życia na Ziemi.
Poszedłem, gdzie mnie poprowadzono. Pomieszczenie było puste, z kolei mnie otaczały ściany, a przynajmniej coś, co ściany przypominało. Nie czułem strachu, czy niepokoju i z jakiegoś dziwnego powodu wiedziałem, że w tym miejscu nic nie może mi się stać. Drzwi Poczekalni długo szukać nie musiałem, bo jak się okazało, były one jedynymi na tym korytarzu. Nie wiedziałem, co za nimi znajdę i nie spieszyło mi się do zgadywanek. Chwyciłem za klamkę i przekroczyłem próg.
Kolejny korytarz, świetnie. Ten jednak pusty nie był.
Wolno wkroczyłem do pomieszczenia, a moje myśli natychmiast zagłuszył panujący tam harmider. Momentalnie poczułem się jak na przystanku kolejowym – pełno ludzi, gnających w tę i z powrotem, z tym że oni nie mieli żadnych walizek, czy bagażu. Wyglądali jak normalni, żywi ludzie, może byli bardziej... przejrzyści? Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po dłuższej chwili, kiedy dotarło do mnie, że widzę ich wszystkich naraz w tym samym momencie. Niesamowite uczucie.
CZYTASZ
Trzy lata po śmierci [THE END]
Teen FictionOne shot w trzech aktach. Umarłem w Wigilię. Czemu Czyści palą cygara? Tylko jedne drzwi należą do mnie. Jest jeden dzień w roku, kiedy mogę zobaczyć Marię. I Tosię. Mam trzy lata. Cover graphic author: len-yan on DeviantArt