Uwagi zgłaszaj w recepcji

4.7K 581 625
                                    

Nim się spostrzegłem, staliśmy już na korytarzu w moim domu. Czułem się cholernie dziwnie, bo nie dość, że miałem wrażenie, jakbym stał tam pierwszy raz w życiu, to jeszcze w wielkim lustrze na skrzydle szafy nie widziałem swojego odbicia. Czysty znów wyjął cygaro i przyglądał się z rozbawieniem, kiedy ja w panice obmacywałem lustro.

– Formalnie nas tu nie ma – rzucił mimochodem. – Póki co w lustrach ludzi widać tylko ludzi, ale spokojnie, dam ci znać, jakby coś uległo zmianie.

Skinąłem głową.

– A teraz przedstawię panu kilka zasad dotyczących świata ludzi dla duchów. – To powiedziawszy wyłowił z kieszonki kartkę i po odchrząknięciu zaczął czytać. – Duch nie dotyka człowieka. Duch nie powinien spoufalać się ze swoim przewodnikiem. Duch może spędzić maksymalnie dwadzieścia cztery godziny rocznie w świecie ludzi. Personel życzy miłej podróży i mamy nadzieję, że Światło stanie przed panem otworem.

Stałem zdębiały i z głupim wyrazem twarzy przyglądałem się jak tamten zwijał kartkę w rulon.

– Może mam jeszcze wystawić opinie na waszej stronie internetowej, co? – zakpiłem.

– Byłoby mi miło – odparł poważnie. Kompletnie zgłupiałem, więc wolałem się nie odzywać.

Zdecydowanie mi się to wszystko nie podobało. Korytarz niby ten sam, te same żółte ściany i nieskazitelny parkiet, ten sam zapach i małe obrazki na ścianach, ale mimo to czułem się tam jakoś dziwnie... obco. Czy naprawdę mnie to dziwiło? Nie ukrywajmy, że od dobrych kilku miesięcy ten dom nie był dla mnie przyjemnym miejscem.

– To co, Kondziu, kogo tu spotkamy? – spytał figlarnie Czysty.

Jak widać świetnie się bawił.

– Nie wiem, czy rozumiesz powagę sytuacji, Czysty, ale ja właśnie umarłem. Na śmierć.

– Ty jesteś tutaj ze mną, to nie ja będę po tobie płakać.

– To fakt. – Wzruszyłem ramionami. – Ale ciekawe, czy Maria będzie.

Uniósł brew.

– Żona – wyjaśniłem pokrótce. – Kochana żonka.

– Wyczułem sarkazm?

Wyszczerzyłem się złośliwie.

Uczynnie poprowadziłem gościa do kuchni. Maria – jak zwykle szybka, zabiegana i znerwicowana. Skłamałbym jednak, mówiąc, że stęskniłem się za nią od ostatniego naszego widzenia.

Skrobała karpia. Oczywiście, wszystko na ostatnią chwilę. Zawsze mówiłem, żeby zabierała się za to wszystko wcześniej, bo znowu będzie się denerwowała i trzaskała talerzami. Już ja jej przemówię do rozsądku kiedy... A nie. Przecież umarłem.

– Zabiję go – mruczała pod nosem. – Mówiłam, żeby poszedł po tą choinkę już tydzień temu, mówiłam.

Długo zastanawiałem się o jakiej choince mówiła. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że sama faktycznie nakrzyczała na mnie rano o to głupie drzewko, którego oczywiście z, cytuję: „mojej wierutnej głupoty", zapomniałem kupić. Nie potrzebowałem żadnej choinki i potwornie się zdenerwowałem, bo narzekania tej kobiety to ostatnie gwoździe do mojej trumny. Powiedziałem jej, co myślę o tym cholernym drzewku, a ona oczywiście swoje, że drzewko być musi. Proszę bardzo, wstrętna babo, chciałaś drzewko, masz pogrzeb.

Sięgnęła po telefon. Tak, dzwoń, dzwoń śmiało.

– Czy ty możesz choć raz odebrać, debilu? – wyrzuciła. – Jeden, jedyny raz, czy to tak wiele?

Trzy lata po śmierci [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz