Rozdział 2

16 1 0
                                    

Kiedy rano wzeszło słońce, można było mieć wrażenie, że śnieg powoli się roztapia. Nic bardziej mylnego. Od samego ranka, kiedy obudziła się tylko pani Collins, w całym domu czuć można było woń placków z wiśniami. Jej mąż, George wstał wczesnym rankiem, aby udać się do pobliskiego lasu i zrąbać choinkę. Wszystko działo się tak jak należy. W szkole miała niedługo zacząć się przerwa świąteczna, co dodatkowo rozbudowało atmosferę świąt. Alex został mile przyjęty. Widać matka chciała, aby złapał do niej zaufanie, a może nawet więź przyjaźni, co tak rzadko zdarza się w relacjach rodziców i dzieci. Od razu można było zauważyć, iż wie jak dużą krzywkę wyrządziła odchodząc i zostawiając rodzinę.

Alex nie wiedział, że jego matka starała się o kontakt z nim, co na dużą mierzę utrudniał jego ojciec. Nie powiedziała mu jednak tego, może się bała, a może nie chciała stawiać jego ojca w złym świetle, domyślała się również, iż to na pewno Hugh (ojciec) był dla niego autorytetem i nie chciała niszczyć o nim reputacji.

Na poddasze wbiegła gromadka dzieci, robiąc przy tym nie zwykły hałas. Zaraz za nimi weszła Julie.

-Już idźcie, już wynocha!- młoda dziewczyna weszła na górę z wodą oraz czystym kocem.Poganiała bez rezultatów trójkę dzieci. 

Kiedy te zobaczyły samochód Georga od razu zbiegły na dół i po kurtki.

- Przepraszam za nie.Nie było ich w szkole parę dni i od razu dostają małpiego rozumu.- powiedziała.

Była skromna, ale zarazem niezwykle piękna.

-Wesoło tu macie.-odrzekł z wiadomego braku tematu.

-Dwójka to dzieci z sąsiedztwa.Przychodzą często, a ciocia traktuje je jak swoje.- oznajmiła.


//Sorry, że dziś taki jakiś krótki wyszedł. 250 słów... wczoraj był dłuższy ale postaram się:)) //

Call for helpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz