Rozdział I

89 7 0
                                    

  Kroki odbijały się głębokim echem od bordowych ścian, które w rzeczywistości były śnieżnobiałe. Na zmasakrowanym ciele siadały coraz to nowe muchy, biorące się niewiadomo skąd. Jego współtowarzysze odwracali wzrok, aby nie zwrócić niedawno zjedzonej kolacji. Widok był odrażający. W stronę wyjścia ciągły się krwawe odbicia butów. Wchodząc do budynku, musieli zachować szczególną ostrożność, aby nie zadeptać śladów.
Arima założył na dłonie białe rękawiczki oraz uklęknął przy zwłokach. Może i nie był patologiem, ale potrafił rozpoznać zagłębienia po zębach ghoula. Wokół ofiary znajdowała się przeźroczysta wydzielina, mieszająca się z krwią, będącą kolejną wskazówką. Zauważył niewielkie ślady zębów, ale wiedział że nie mogły być powodem śmierci człowieka.  Coś mu nie pasowało, ponieważ nie mógł się doszukać ran pochodzących z kagune. Mężczyzna wstał i popatrzył na członków drużyny.

-Rozdzielimy się.-odezwał się i zostawił trupa w spokoju. Owady kolejny raz na nim zasiadły i ponowiły konsumpcję.

Przyglądał się z półpiętra na rzesze ludożerców walczących o kawałki mięsa. Między nimi dochodziło także do kanibalizmu. Patrząc na nich miał wrażenie, że to właśnie przez brak zgody i kierowanie się zaspokajaniem potrzeb stało się największym problemem. Dlatego właśnie tkwili na przegranej pozycji w wojnie gatunkowej.  Byli oni tak pochłonięci, że nie zauważyli nadchodzącego niebezpieczeństwa. Nikt nie zwrócił uwagi na białowłosego kosiarza, czającego się tuż nad nimi.

-Czemu ich jeszcze nie ma.-rzuciła wyraźnie zniecierpliwiona Koori. Kishou również zaczął się zastanawiać nad powodem nieobecności.

Znienacka drzwi otwarły się z hukiem, wypadając z zawiasów. Zadowolony Hirako stał z niewinnie wyglądającą walizką w ręce, a za nim znajdował się zdezorientowany inspektor pierwszej klasy. Arima poprawił okulary na nosie w geście dezaprobaty wobec zachowania podwładnego, choć jak zwykle, zachował kamienną twarz.

Ghoule zwróciły zapadnięte oczy na winowajców hałasu. Wokół rozprzestrzeniła się nagła żądza mordu, pochodząca od obu stron. To był nierozłączny element potyczek między tymi grupami. Nienawiść łącząca te gatunki trwa od zarania dziejów, aż do teraz.

-Kto ma ochotę na świeże gołąbki?- ryknął jeden z uciekinierów, stojący najbliżej wyjścia.

Nim lekceważący ludojad zdążył cokolwiek zrobić, jego głowa poleciała przez całą długość pomieszczenia i uderzyła w ścianę, tuż koło Żniwiarza, który nie ruszył się z miejsca. Szkarłatne kropelki prysły, brudząc jasny płaszcz.

Ponownie wybuchło ogromne zamieszanie. Niektórzy próbowali się wydostać, niemniej to graniczyło z cudem. Zanim tutaj trafili, zabarykadowali wszelkie możliwe drogi ucieczki, gdyż spodziewali się takiego obrotu spraw.

Natomiast inne grupy próbowały wyeliminować bezskutecznie inspektorów. Dla tak uzdolnionych ludzi, ghoule rangi C i B nawet nie były rozgrzewką. Dodatkowo sprzyjały im niektóre czynniki, takie jak to, że w murach Coachlei były rozpylone środki, które uniemożliwiały użycie w pełni potencjału regeneracji. Jeden ruch qunique pogromców, przecinał ciała przeciwników, odbierając marne żywoty. Kishou bardzo dobrze znał zapach rozprzestrzeniający się wokół. To była woń śmierci, paradującej  dynamicznie wokół trupów.

Po kilku chwilach było po wszystkim, a całe pomieszczenie zostało pogrążone w odcieniach czerwieni. Ciepła jeszcze ciecz, leniwie spływała z przerażającej broni. Take i Amon mierzyli się przeciągłymi spojrzeniami, próbując ustalić kto wyeliminował więcej wrogów. Natychmiast zaprzestali pełnionej czynności na rzecz morderczego wzroku Ui. Mężczyźni szybko dostali się na półpiętro, na którym stał on.  Arima nie zaszczycił  inspektorów spojrzeniem. Odwrócił się tyłem do współpracowników, obmyślając skrupulatnie plan działania.

Symbolika[TOKYO GHOUL FANFICTION] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz