-Ostatnie słowo?
-Za kapitana Sedwina!
Wielkie ostrze gilotyny zetknęło się z nagą szyją Iana Ilitumera, wielkiego barbarzyńcy siejącego postrach na morzu i lądzie. Przyznam, że widok ten cieszył moje oko. Durny pies dostał za swoje. Widziałem go kiedyś, chlejącego burbona pod jednym z pirackich barów, które słyną z tego, że śmierdzą stęchlizną na dwie mile morskie. Zdecydowanie nie należał do tych bystrych, był bitnikiem. Zwykłym, śmierdzącym szczurem. Na oko mógł mieć z czterdzieści lat, ale trzymał się dziad, oj trzymał. Mimo początkowej ekstazy spowodowanej faktem, iż zdechł, musiałem zmierzyć się z kolejnym faktem, który spędzał mi sen z powiek. Sedwin, zwany też czarnym mścicielem był największym skurczybykiem, jakiego udało mi się poznać. Odkąd nawróciłem się na służbę królowej, chwytałem takich gagatków. Byli oni później torturowani, już nie traktowano ich jako ludzi, niby zwierzęta. W mękach wielkich też umierali. Najczęściej przez ścięcie gilotyną. Owa maszyna była dziełem samego Lucyfera. Ostrze skore do przecięcia najtwradszego obiektu.
Jednak z Sedwinem było inaczej. Uciekał, niczym tchórz. Nie dało się go pochwycić, oj nie dało. Znany też był ze swojej zwinności. Nie był tęgi - jak go malowano. Tęgi chłop nie sunąłby po dachach jak on. Nie złapałem go mając lat czterdzieści, nie złapałem go mając lat pięćdziesiąt. Jednak po pięćdziesiątce w rzeczy samej, epizod z nim odbyłem. Miałem na uwadze, to że był bezlitosny, owszem był. Początki owych wydarzeń pamiętam jak przez mgłę. Byłem pijany, mocno pijany, w moich żyłach już nie płynęła krew. Ha, czysty burbon! Jednak późniejsze wydarzenia pamiętam już doskonale.
****
Tym razem przeniesiemy się do średniowiecznej Anglii. W opowiadaniu przedstawię historię pirata Jamie'ego Sedwina. Pisząc opowiadanie, wzorowałam się filmem pt "Piraci z Karaibów", jednak cał fabuła jest w zupełności wymyślona przeze mnie.Nie zgadzam się na plagiat i publikację tego opowiadania jako swoje, z wyjątkiem pojedyńczych cytatów.
Mrbrownbrownie 2017/2018©