0.6. Prawda.

803 59 4
                                    

Minęło kilka tygodni od momentu kiedy Barnes pojawił się w wieży. Przez cały czas nie odzywaliśmy się do siebie, czasami tylko wymieniliśmy mordercze spojrzenia, ale tak to nie wypowiedzieliśmy do siebie ani słowa. Steve kiedyś powiedział mi, że Barnes mi pomoże, bo przeszedł przez to samo. Oprócz śmiertelnych treningów z nim i innych rzeczy, o których nie chcę mówić dla nikogo, tak, przeszedł to samo, co ja. Patrząc jednak na nas dwojga, to ja jestem w lepszym stanie psychicznym niż on i to prędzej ja powinnam pomoc jemu, ale to się nigdy niestanie, mimo namów Rogersa.
- Maze? - Usłyszałam nad sobą. O wilku mowa. Steve nachylał się nade mną, patrząc na mnie zmartwiony. Byłam w siłowni, leżałam na zimnej podłodze, która dawała ukojenie moim zmęczonym mięśniom, a ręce miałam rozłożone. Przekręciłam głowę w bok, czując, że ktoś jeszcze tutaj jest. I nie myliłam się. Z kilkumetrowym dystansem przyglądał się nam Barnes. Wykręciłam oczami i spojrzałam na blondyna. Wyciągnął w moją stronę dłoń, za którą chwyciłam, a on pomógł mi wstać. - Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli poćwiczymy? - Spytał, obserwując mnie uważnie.
- I tak już wychodziłam. Masz całą siłownię dla siebie. - Poklepałam go po ramieniu i ruszyłam w stronę wyjścia. Poprawiłam swoje włosy, po czym ściągnęłam sportowe rękawiczki bez palców z dłoni.
- Ja też tu jestem. - Burknął Bucky. Odwróciłam się, spoglądając pytająco na Steve'a.
- Mówiłeś coś? - Spytałam. Przez cały czas udawałam, że Barnes nie istnieje. Jak widać mi to wychodzi. Steve spojrzał na mnie błagalnie. Wiedziałam o co mu chodzi. Nie zamierzałam jednak iść na ugodę i zacząć rozmawiać z osobą, która przyczyniła się do mojego kilkuletniego cierpienia. - Nie? To do zobaczenia. - Dodałam i opuściłam pomieszczenie. Westchnęłam ciężko, kręcąc głową. Chciałam, żeby Steve był ucieszony, zadowolony, a jedyna rzecz, która była wstanie mu to zapewnić, to jego dwoje przyjaciół, dogadujących się. Niestety nie mogłam tego zrobić z bardzo osobistych powodów.
Wróciłam do swojego pokoju i przebrałam się w czyste ubrania zaraz po tym, gdy wzięłam ciepły prysznic. Ostatnio częściej mieszkałam tutaj niż w swoim mieszkaniu.
Poszłam do kuchni z zamiarem zjedzenia czegoś pożywnego. Lubiłam jeść fast foody, co było moją miłością życia, od kiedy Stark powiedział mi o ich istnieniu.
Odgrzałam sobie frytki z marketu i gdy tylko były gotowe, ruszyłam z powrotem do swojego pokoju, trzymając w ręce mięsie pełną frytek. Jednak nie dane mi było spokojnie opuścić kuchni, iż drogę zastawił mi postawy mężczyzna z metalową ręką. Wykręciłam oczami i próbowałam go wyminąć, ale on mi to sprawnie uniemożliwiał.
- Musimy porozmawiać. - Oznajmił, zagradzając mi drogę swoim ramieniem. Przeszłam pod nim, ruszając spokojnie do pokoju. Jednak spokój został szybko zakłócony. - Dlaczego traktujesz mnie, jakby mnie tu w ogóle nie było? - Spytał, idąc za mną. Nie odezwałam się, ignorując jego wszystkie słowa. Nie chciałam z nim rozmawiać, bo gdy tylko słyszę jego głos lub widzę jego twarz, przed oczami mam obrazy tego, co działo się kiedyś, a ja z całych sił nie chcę wracać do przeszłości. To już dla mnie zamknięty rozdział. - Nie zachowuj się jak dziecko, bo już dawno nim nie jesteś! - Warknął, łapiąc mnie za ramię. Zacisnęłam szczękę, odwracając się w jego stronę.
- Ale nim byłam, gdy przyszedłeś do mojego domu i zabrałeś mnie t a m! Nie pytałeś nawet o zdanie, ignorowałeś mnie i traktowałeś jakby mnie nie było, mimo moich płaczów! - Krzyknęłam, a on cofnął się o dwa kroki. Zacisnęłam palce na szklanej misce nie chcąc jej wypuścić. - Teraz robię tak samo jak ty wtedy, oprócz tego, że na każdym treningu o mało co mnie nie uśnierciłeś. Gdyby nie agenci, to nie żyła bym po pierwszym spotkaniu z tobą! - Dodałam i czułam, że jestem bliska płaczu. Wspomnienia wróciły, a stojący przede mną Zimowy Żołnierz jeszcze bardziej potęgował ich ból. Patrzył na mnie przez kilka chwil, aż w końcu otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale zaraz je zamknął, jakby nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Odwróciłam się z zamiarem wejścia do pokoju gdy usłyszałam to jedno słowo, którego w ogóle nie spodziewałam się usłyszeć od tego człowieka.
- Przepraszam - jego szept wydawał się być krzykiem. Echo odbijało się w mojej głowie niczym gumowa piłka. - Chcę sobie przypomnieć wszystko, ale to jest zbyt trudne... Nie wiedziałem... - Dodał ciszej. Zamknęłam oczy, powstrzymując łzy.
- Teraz wiesz i zostaw mnie w końcu w spokoju - powiedziałam i weszłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi z głośnym trzaskiem. Odstawiłam miskę z jedzeniem na szklany stolik. Odechciało mi się jeść przez niego. Podeszłam do wielkiego okna i oparłam głowę o szybę. Wzięłam kilka głębokich wdechów, aż bicie mojego serca się uspokoiło. Jednak łzy nie dały za wygraną i po chwili spłynęły w dół po moich policzkach. Stałam tak oparta o szybę płacząc, aż widok na miasto zasłoniła mi czerwono-złota zbroja Iron Mana. Uniosłam spojrzenie, patrząc jak maska się unosi. Tony patrzył na mnie pytająco, jednak ja nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
- Friday, zasłoń proszę rolety i nie wpuszczaj nikogo do pokoju. Mów wszystkim, że chcę odpocząć i śpię. - Poprosiłam, a sekundę później ciemne rolety opadły w dół wielkiego okna. Stark próbował zajrzeć do środka, dopóki roleta całkowicie nie zasłoniła widoku. Wiedziałam, że zaraz tutaj przyleci, chcąc wiedzieć co się stało. Nie chciałam mu o niczym mówić. Postaram się po cichu wymknąć z wieży pod wieczór.
Położyłam się na łóżku, na boku, wsadzając rękę pod głowę. Po kilku minutach usłyszałam gwałtowne pukanie do drzwi i krzyk Toniego, abym go wypuściła i wyjaśniła, co się stało. Ignorowałam go, jak wszystkich dookoła, a po jakimś czasie dał sobie na spokój.
Tak minęło reszte dnia. Pod wieczór niezauważalnie wyszłam z wieży i wróciłam do swojego domu. Gdy zapaliłam światło w salonie, na kanapie siedział Stark, a jego zbroja stała obok. Rzuciłam torbę z ubraniami na podłogę i opadłam obok miliardera.
- Pytaj, bo wiem, że się od tego nie wywinę... - Mruknęłam zmęczona. Spojrzał na mnie znacząco, a ja już wiedziałam o co mu chodzi. - Po prostu pokłóciłam się z Barnesem, chciał, abym przestała go ignorować, powiedział kilka słów za dużo, tak samo jak ja. Mówiłam ci, co dzieje się gdy przeszłość do mnie wraca... Nieciekawie. - wyjaśniłam, a on po prostu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Martwię się po prostu o ciebie. Jesteś jak moja córka, której nigdy nie miałem. - Szepnął w moje włosy. Zacisnęłam palce na jego ramieniu. W takiej pozycji spędziłam resztę nocy. Stark został ze mną, mówiąc, że chce mieć mnie na oku. Było mi po prostu wygodnie w takiej pozycji, a Anthony nie narzekał.

⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

Jest w końcu rozdział. Wiem, że ostatni był jakoś... W tamtym roku?
Przepraszam was za to bardzo i oto nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba. Dziękuję z góry za gwiazdki i komentarze, jesteście niesamowici.
Pewnie zauważyliście nową okładkę, która moim zdaniem jest piękna. Wykonała ją nieludzie za co serdecznie jej dziękuję! ❤
Miłego czytania i dobranoc!

I'm a monster.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz