~3~

1.5K 131 27
                                    

~Hubert~

Wydawało mi się że biegniemy tak już co najmniej pół godziny. Czułem jak nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. Kurde, za dużo siedzenia przed kompem. Po chwili nie wytrzymałem i zatrzymałem się. Karol automatycznie także przestał biec. Niby tak blisko, a tak daleko...
- Wskakuj na barana. - powiedział chłopak podchodząc do mnie.
- A-ale... Ludzie będą s-się patrzeć na n-nas... - powiedziałem zawstydzony z lekkimi rumieńcami na twarzy.
- I co z tego? Wskakuj! Tracimy tylko czas!
Miał rację. Chcieliśmy tam dotrzeć jak najszybciej. W końcu nasz przyjaciel mógł obudzić się w każdej chwili.. jeśli było to w ogóle możliwe. Kari wziął mnie na plecy, a ja przyssałem się do niego, mocno się wtulając. Jego włosy tak ładnie pachną... Ah... Kurde, o czym ja teraz myślę? Niecałe pięć minut później byliśmy na miejscu.(oczywiście pod koniec naszego "biegu" biegłem o własnych siłach. Nie chciałem żeby Karol się przemęczał) Zdyszani weszliśmy do budynku. Pierwsze co zrobiłem to usiedłem na krześle przy wejściu, a Karol poszedł kupić wodę na spółę dla nas. Wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do mamy tłumacząc że wrócę do domu trochę później niż zamierzałem. Mama zrezygnowana postanowiła że sama pójdzie do sklepu po jedzenie bo zanim ja wrócę do domu to ona tam umrze z głodu. Dzięki mamo, że we mnie wierzysz, naprawdę. Gdy już się napiliśmy, poszedłem do recepcji (dalej nie wiem czy tak to się nazywa) i wszystko dokładnie wyjaśniłem. Trochę to podkoloryzowałem, ale przynajmniej dowiedziałem się w jakiej sali aktualnie przebywa Marcin. Razem z szatynem zaczęliśmy szukać pomieszczenia, co na szczęście nie trwało długo. Trafiliśmy do wskazanej sali, a na przywitanie dostaliśmy dwa serdeczne przytulasy od Ewy - dziewczyny naszego kolegi.
- Co z nim?
- Nie jestem pewna. Lekarze mówią że jego stan jest stabilny, ale i tak się o niego martwię.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - powiedziałem, klepiąc dziewczynę po ramieniu.
- Skoro tak mówisz...
W szpitalu spędziliśmy jeszcze z jakieś dwie godziny. Czas naprawdę szybko nam upłynął. Pożegnaliśmy się z brunetką i opuściliśmy szpital.

***

- Nie jest Ci przypadkiem gorąco w tej bluzie? - spytałem chłopaka siedzącego na fotelu w salonie.
- Nie. - odpowiedział obojętnie.
- Coś Ci jest? Strasznie dziwnie się zachowujesz... - spytałem z troską.
- Eh... Mówię że nie.
- No dobra, nie będę się kłócił. - powiedziałem wstając z kanapy.
- A ty dokąd? - zapytał zainteresowany.
- Do kuchni. Idę zrobić herbatę.
- Siadaj i nie dyskutuj, ja zrobię! - powiedział zrywając się z fotela.
- No to żeś się ożywił. - zaśmiałem się.
- Jaką chcesz herbatę?
- A jaką masz?
- Hm... Nie mam wcale..
- No to sok jakiś, albo chociaż wodę - powiedziałem załamany.
- Może być z kranu?
- Kur... - wyszeptałem chowając twarz w dłoniach. Już nawet na sok go nie stać. Masakra...
Po chwili chłopak podał mi szklankę z wodą.
Oh, dziękuję - powiedziałem z ironią.
- Nie ma za co.
- W tym jest problem.
W odpowiedzi chłopak tylko zaśmiał się nerwowo. Po chwili jednak znowu się odezwał.
- To co teraz robimy?
- Nie wiem.
- Ja też - powiedział drapiąc się po karku.
- Wiem! Możemy pójść na spacer albo do sklepu! Co ty na to? Nie, czekaj! Najpierw pójdziemy na spacer a po drodze zajdziemy do supermarketu bo zgaduję, że jak zwykle nie masz nic do jedzenia. - uśmiechnąłem się chytrze.
- Niech Ci będzie - westchnął.
- No, ale zdejmij tą bluzę bo będzie Ci gorąco.
- NIE! Um... To znaczy... Przepraszam. Po prostu... No zimno mi - powiedział zawstydzony.
- Hmm... - spojrzałem na niego podejrzliwie, a on odwrócił wzrok. - W takim razie chodź.
- Yhym.

***

Szliśmy powoli po parku, bardzo blisko siebie. Czułem na sobie wzrok Karola, więc starałem się na niego nie patrzeć. On to robi specjalnie! Zaczyna mnie to irytować.
- O, spójrz! Za chwilę będziemy na miejscu. - powiedziałem wciąż na niego nie patrząc.
- Hubi... - powiedział łapiąc mnie za rękę. Moją twarz zalał rumieniec.
- C-co ty r-robisz Karol? I c-czemu tak na m-mnie mówisz?? - powiedziałem lekko wystraszony, zacinając się co chwilę.
W odpowiedzi chłopak zaczął się śmiać.
- Co w tym niby takiego śmiesznego?!
- N-nie... N-nic... Na.. N-napraw.. Dę... - bełkotał, dławiąc się śmiechem. Ledwo go zrozumiałem. Zignorowałem go i pomaszerowałem do sklepu.
- Ej.... P-pocze... P-poczekaj! - krzyknął dalej zataczając się ze śmiechu.

***

-A więc to dlatego... Chciałeś zwrócić na siebie moją uwagę, hm? - spytałem gdy już wyszliśmy z supermarketu.
- Nie do końca. Byłeś zamyślony i taki... Nieobecny. Chciałem żebyś stał się bardziej żywotny.
Uf... A ja już zacząłem... Nie, wcale nie! To nie prawda... Ja wcale tak o nim nie pomyślałem! Spokojnie Hubert, jesteś hetero. Pamiętaj o tym!
- Hubert! Słuchasz ty mnie?
- Hm? C-co?
- Eh, nieważne. Może pójdziemy do Ciebie? Bo u mnie, jak już widziałeś jest niezły syf.
- Nie mam nic przeciwko. Ale najpierw musimy zostawić u Ciebie zakupy.
- Okej.


Decide! | DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz