Drzwi były otwarte, weszliśmy do środka, a wewnątrz wszystko wyglądało tak samo jak na zewnątrz - zwykły, parterowy dom mieszkalny. Ale nie było tutaj żywej duszy, co zwiększyło jedynie naszą czujność. Rozproszyliśmy się po całym parterze, szukając... Czegokolwiek.
— Chyba coś znalazłem — mruknął Banner. Poszliśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak salon. Znajdowała się w nim wielka, wbudowana w ścianę szafa. Bruce pociągnął przesuwne drzwi, które okazały się drzwiami nie do szafy, ale do ukrytego przejścia do podziemi.
— Nie wykazali się zbyt dużą inteligencją, spodziewałem się czegoś bardziej... Wykwintnego — powiedział Tony. W duchu się z nim zgodziłam, ale serce podeszło mi do gardła. Dawno się tak nie bałam. Spotkasz ludzi, którzy zamordowali twojego Tatę z zimną krwią. Musisz się opanować, Angel.
— Niektórzy Midgardczycy są naprawdę niewiele bardziej inteligentni od ameb — powiedział gromowładny. To chyba najmądrzejsza rzecz, jaką kiedykolwiek powiedział, bo wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem, ale nie roztrząsałam tego.
— To co... Wchodzimy — powiedziałam i poszłam przodem, ale Wdowa złapała mnie mocno za ramię i pociągnęła mnie do tyłu.
— Nie tak szybko. Niech nasz złoty chłopiec w złotej zbroi idzie pierwszy — powiedziała, a Steve uśmiechnął się pod nosem. Chyba Natasza właśnie podkradła mu jego tekst.
Ja i Natasza schodziłyśmy po schodach jako ostatnie. Powoli odbezpieczyłam mój pistolet, żeby nie robić niepotrzebnego hałasu. To, co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Sala, do której zeszliśmy po schodach była większa niż boisko piłkarskie, a przy najnowocześniejszych komputerach uwijało przynajmniej sto osób. Zanim się obejrzałam, moi kompani przystąpili do ataku z zaskoczenia. Pomagałam im dzielnie. Wydawać by się mogło, że kiedy ostatni pracownik padł, wszystko się skończyło, a my nie znaleźliśmy tego, po co tu przylecieliśmy. Ale zza pleców usłyszeliśmy powolne, szydercze oklaski.
— Proszę, proszę, proszę. A kogo my tu mamy? Och, Avengersi, jak miło. A ty, dziewczynko, kim jesteś? — wiedziałam, że właściciel głosu zwrócił się tak do mnie, co rozsierdziło mnie do granic możliwości, ale nie dałam tego po sobie poznać. Odwróciłam się powoli i spojrzałam mężczyźnie w oczy. — Panna Angel? Nigdy bym się pani tu nie spodziewał. Najwidoczniej to, co stało się pani ojcu, nic pani nie nauczyło...
— Ty śmieciu — powiedziałam z wściekłością, jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Oto stał przede mną człowiek, który to zrobił. Nie będę mieć dla ciebie litości, szmato.
— Na pani miejscu uważałbym na słowa — powiedział, uśmiechając się szyderczo.
— Na twoim miejscu już kopałabym dla siebie grób — powiedziałam, trzymając naładowany pistolet w dłoni.
— Ja robiłbym to na miejscu każdego z was — powiedział, a znikąd pojawili się jego ludzie i zaatakowali nas.
W ferworze walki jedynie kątem oka dostrzegłam, że facet zaczął się wycofywać z pola walki.
Śmieć i tchórz.
Jakimś cudem zdołałam przedostać się w stronę schodów i pobiegłam za nim. Zmieniłam magazynek, tak dla pewności. Zobaczyłam, że drzwi wejściowe są otwarte, a on uciekł. Wybiegłam z domku i zauważyłam go w ostatniej chwili.
Zebrane we mnie od roku nienawiść, tęsknota, ból i pragnienie zemsty nagle eksplodowały. Nigdy nie biegłam tak szybko jak w tamtym momencie. Dogoniłam tego śmiecia i rzuciłam się na niego, powalając go na ziemię, a sama przeturlałam się trochę dalej. Nie zwróciłam jednak na to uwagi i szybko podniosłam się, trzymając pistolet na poziomie jego oczu.
— No proszę, jak to nasza malutka Julcia się wyrobiła. Szkoda tylko, że wybrałaś tę złą stronę. Jesteś beznadziejna, zupełnie jak twój zdechły ojciec — po tych słowach kopnęłam leżącego mężczyznę w twarz, a z jego nosa i ust zaczęła sączyć się krew.
— Ojej, ktoś tu ma złamany nosek i powybijane ząbki? — zakpiłam.
— Pożałujesz tego. Skończysz jak ten bezwartościowy śmieć — na te słowa nie zdążyłam zareagować, za to poczułam przeszywający ból w brzuchu i zachwiałam się. Zerknęłam na dół i zobaczyłam, jak plama krwi powoli rozchodzi się po mojej koszulce. Przez moment mignął mi przed oczami obraz Steve'a w podobnej sytuacji. Ucisnęłam ranę dłonią i, chwiejąc się, popatrzyłam mężczyźnie w oczy.
— I co teraz, kochana? — zapytał z uśmiechem mściwej satysfakcji.
— Zdechniesz — powiedziawszy to, zebrałam w sobie resztki sił i strzeliłam. Kula utkwiła dokładnie pomiędzy jego oczami. Hawkeye i pan Johnson byliby ze mnie dumni. Mimo przejmującego bólu czułam przeogromną ulgę i satysfakcję. Z trudem doczołgałam się do najbliższego drzewa i oparłam się o jego pień. — Kocham cię, Tato. Zawsze będę — wyszeptałam z trudem i straciłam przytomność.
CZYTASZ
Osobisty Superbohater | Kapitan Ameryka
FanficMiłość to niewyjaśnione przez naukowców zjawisko, którego doświadcza każdy z nas, a nawet superbohaterowie. Najczęściej przychodzi w najmniej spodziewanym momencie.