3. Królewski mariaż

252 31 2
                                    

Królowa Margery podziwiała piękno królewskiego ogrodu, rozkoszując się smakiem zaparzonych ziół. Ze swojego miejsca pod altaną miała doskonały widok na przechadzających się między krzewami gości oraz doglądających roślin służących.

Przed nią, na okrągłym stoliku leżał dostarczony tego dnia list. Przynosił ze sobą zarówno dobre, jak i złe nowiny. Król Teardonii, sąsiedniego królestwa, z którym od lat piętrzyły się spory, proponował przerwanie konfliktu. Ugoda w tym przypadku przyniosłaby królestwu Alerii wiele korzyści. Unia między dwoma królestwami niewątpliwe wiązałaby się z rozwojem na płaszczyźnie wielu dziedzin.

Margery musnęła palcem złożony list.

Słyszała, gdy jej córka zbliżyła się do niej od tyłu. Eskortująca ją świta zatrzymała się w stosownej odległości, gdy Elizabeth skłoniła się i dołączyła do matki przy stole. Margery uraczyła ją wyważonym wzrokiem. Zastanawiała się w duchu, jak dziewczyna przyjmie nowiny.

Elizabeth odziedziczyła po matce długie, złote włosy, które w niektóre, wilgotne dni kręciły się, tworząc eleganckie, wyszczuplające jej młodą twarz loki. Miała śniadą cerę, nieskażoną pojawiającymi się z wiekiem niedoskonałościami. Jej nos był niewielki, a każdy uśmiech pozwalał dojrzeć rząd jej zadbanych zębów.

Była piękną kopią Margery sprzed wielu lat.

— Posłałaś po mnie — rzekła Elizabeth. Jej głos był chłodny, choć ciemne oczy zdradzały momentami miłość, jaką pałała do matki. Nigdy nie była wylewna ze swymi uczuciami. Już dawno nauczyła się, aby między ścianami pałacu nie zdradzać pragnień jej serca.

— Dorosłaś — Margery obserwowała ogród. — Jesteś w odpowiednim wieku na zamążpójście. Henry, król Teardonii zaproponował mariaż między tobą, a jego synem.

Elizabeth nie wzdrygnęła się. Jej mina nie zmieniła się i można by pomyśleć, że nie przejął jej poruszony temat. Jednak na wzmiankę o małżeństwie, serce zabiło mocniej w jej piersi – był to znak, który dostrzec mogła tylko ona sama.

— Którym synem? — zapytała niezmienionym głosem.

— Williamem De'Cre.

Elizabeth niezauważalnie odetchnęła. Uczęszczając na co miesięczne bale, nasłuchała się wiele o rodzinie królewskiej De'Cre. Chociaż nie była zwolenniczką zbierania informacji w owy sposób, znaczna ilość z krążących plotek zawierała w sobie ziarno prawdy. William De'Cre opisywany był jako przystojny amant, którego z łatwością mogłaby zmanipulować. Jeżeli los się do niej uśmiechnie i słowa znajdą swe odzwierciedlenie w rzeczywistości, Elizabeth będzie bardziej niż usatysfakcjonowana.

— Nie sprzeciwiasz się? — Królowa wzniosła filiżankę do swych ust.

— Nie miałoby to najmniejszego sensu — odparła. — Ostatecznie nie mam tu nic do powiedzenia, nieprawdaż?

— Wasze małżeństwo wyjdzie nam na dobre. Nie stać nas na dłuższe prowadzenie tego konfliktu...

— Matko... — Elizabeth brzmiała na zdziwioną. — Czy przyznałaś właśnie, że jesteśmy słabi?

— Niczego podobnego nie powiedziałam.

— Ale jesteśmy, prawda? Od śmierci ojca wszystko idzie nie po naszej myśli.

— Czas, aby to zmienić — Margery dopiła zioła i powstała, dumnym krokiem kierując się do wyjścia z altany. — Radzę ci, byś się szykowała. Księże William już jest w drodze.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Księżniczka i Żebraczka: Ołowiany Król / ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz