6. Wieczerza

174 22 1
                                    

Do pałacu wprowadził ją ukrytym przejściem. Ciemnym, prostym korytarzem, którym wymykała się wcześniej Elizabeth. Właśnie tędy jej siostra wydostała się z pałacu i zniknęła. Księżniczka narobiła bałaganu, stworzyła lekki chaos, który pochłonął również Ascilię. 

Szła za Byronem, w którego dłoniach paliła się świeca. Oświetlała im drogę i dodawała dziewczynie otuchy. Wszystko oprócz niej wydawało się zimne, odległe i obce. Nie wkroczyła jeszcze w pełni do pałacu, a już czuła się nie na miejscu.

— To tu — Zatrzymali się przed żelaznymi drzwiami.

— Co, jeżeli rozpoznają, że nią nie jestem? — zapytała drżącym głosem.

— Na razie trzymaj głowę nisko i podążaj za mną do komnaty. Kiedy zażyjesz kąpieli, a służki przygotują ci suknię, nikt nie będzie w stanie cię rozpoznać. Jesteście niemal identyczne. 

Ascilia chciała wierzyć w słowa Byrona. Był jej kuzynem, przypominała sobie. Jej rodziną. Kiedyś myślała, że została na tym świecie sama. W dniu śmierci jej matki... nie, Gytha nie była jej matką. Nie mniej, jej śmierć nadal bolała, a wszystkie wspomnienia wciąż pozostawały w głowie Ascilii. Była zmieszana, co do swojej tożsamości. Myśl, że była zmarłą księżniczką nigdy do końca do niej nie dotarła. Spotykała się z Elizabeth, jednak wciąż mieszkała u madame Boneth i wykonywała dla niej prace. Życie, które mogła wieść w pałacu, było niczym piękne marzenie. Nietrwała, niemająca prawa bytu fantazja.

Rodzina... tu właśnie mieszkała jej prawdziwa rodzina.

— Jesteś gotowa? — zapytał Byron, wkładając do dziurki klucz.

Ascilia pokiwała głową.

Drzwi otworzyły się i weszli na pałacowy korytarz. Byron zgasił świecę i odstawił ją na bok. Ruszyli przed siebie.

Poprowadził ich krętą drogą, zapewne wybierając mniej uczęszczane przejścia. Ascilia chowała swoją twarz i modliła się do Pana, aby na nikogo nie wpaść. Minęli parę służek, które pokłoniły się Byronowi, lecz nie zwróciły na nią najmniejszej uwagi. Kiedy znaleźli się bezpiecznie w komnacie Elizabeth, Ascilia przylgnęła do ściany i głęboko odetchnęła.

— Nie nadaję się do tego — przyznała. Wyciągnęła przed siebie dłoń i zmrużyła oczy. — Spójrz, cała się trzęsę!

— Jesteśmy już w środku, najtrudniejsze za nami.

Byron podszedł do okna i wyjrzał na dziedziniec. Emanował od niego spokój, którego Ascilia ani trochę nie czuła. Wszystkie argumenty, które przyświecały jej, gdy zgadzała się na ten absurdalny pomysł wyparowały z jej myśli. "Co ja tutaj robię?" – krzyczał jej wewnętrzny głos. "To czyste szaleństwo!"

— Książę musiał już przyjechać — rzekł Byron. — Wszyscy przygotowują się do wieczerzy.

— Wieczerzy?

To nie brzmiało dobrze. Ascilia nigdy nie była na żadnej wieczerzy. Jadała skromne posiłki, o ile zostało coś z prowadzenia ich gospody. Naprawdę najadała się tylko wtedy, gdy jedzenie kupowała jej Elizabeth.

— Niedługo też będziesz musiała zacząć się szykować — Byron usiadł na krześle. Siedzisko obite było czerwonym materiałem, zaś na oparciu wyrzeźbiono kwiaty. — A teraz zajmijmy się ważnymi sprawami. Pozmawiajmy o tym, jak masz się zachowywać.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Księżniczka i Żebraczka: Ołowiany Król / ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz