2 ❌

24 3 0
                                    

Moja głowa...co się dzieje? Nie mogę otworzyć oczu, nawet ich nie czuję, dlaczego?

- Budzi się.- słyszę rozmowę, jednak nie mogę podnieść powiek. Próbowałam kilka razy aż w końcu mi się udało.

Białe światło raziło mnie w oczy. Gdzie ja jestem? Pamiętam tylko że zasłabłam. Co było dalej? Rozglądnęłam się po miejscu w którym byłam. Sala szpitalna a obok mojego łóżka siedziała moja mama.

- Mamo co jest?- zapytałam zachrypniętym głosem, suchość w gardle. - Pić- wychrypałam błagalnie.

Podała mi szklankę wody którą chętnie przyjęłam. Pierwszy łyk, drugi- Stfuu!- wyplułam.- Mamo co to jest?!- spojrzałam na nią. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach.

- Mamo co jest?

- Skarbie, nie chcesz przyjmować wody do organizmu...

- Jak to? - usiadłam łapiąc się za głowę.

- Kroplówki nie działają, woda nie może przedostać się do Twojego organizmu.- powiedziała zmartwiona.

Do sali wszedł lekarz. Nic nie zwiastowało że jest ze mną dobrze.

- Witaj Lily, jak się czujesz?

- Pić- jedyne co udało mi się powiedzieć.

- Dała jej Pani wodę, cokolwiek? - zwrócił się do mojej mamy.

- Wodę, wypluła ją.- powiedziała trzymając mnie za rękę.

- To nie dorzeczne... twój organizm nic nie przyjmuje. - stwierdził, notując coś w karcie. Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę. Przejechał palcami po żyłach, a jego oczy roztwarły się szerzej.

- Niemożliwe... twoja krew krzepnie... Potrzebujesz krwi! I to natychmiast...- wyszedł z sali krzycząc do pielęgniarek by podały wszystkie grupy krwi.

*POV Nicolas*

Siedzę w szpitalu już dobre 2 godziny. Odkąd mała zemdlała czekam tu z Alice na jakiekolwiek wieści.

- Ale co mogło się stać? - spytała Alice po raz setny łapiąc się za głowę.

- Wchodząc do klasy czuła się okej, po spojrzeniu w moje oczy puls jej gwałtownie zmalał, ale czemu!? - kalkulowałem całą sytuację. Czemu ja tu w ogóle siedzę? To tylko zwykła śmiertelniczka...

*POV Lily *

Lekarze latają wokół mnie podając co chwilę inną krew. Zamiast czuć się lepiej czuję się tylko gorzej.

- Jeżeli ta krew nie podziała nie mam pojęcia co poczniemy. Jest to krew prawie królewska. - podał mi ją i odszedł kawałek. Czułam się lepiej i chyba mi to pomogło.

- Chyba trafiliśmy w dziesiątkę. Widzę małe popraw...- w tym momencie zaczęłam słabnąć. Czułam jakbym paliła się żywcem. Ciemność.

**** POV Nicolas

Zauważyłem lekarza wybiegającego z sali. Coś się działo... Przechodząc obok rozmawiał przez telefon. Męczyła mnie nie wiedza więc podsłuchałem.

- Halo? John? Potrzebujemy krwi...Mieliśmy wszystkie...Nie, żadna nie działa...Królewska....cholera tak! Potrzebuje królewskiej krwi w ciągu 5 minut inaczej ona umrze!- rozłączył się i głośno westchnął.

- Ja mogę pomóc.- podszedłem do niego.

- Chłopcze to nie żadne żarty ja potrzebuję krew z rodu króle-ewskiego- spojrzał w moje oczy które zmieniły kolor. (moc tylko u wampirów z rodu królewskiego).
- P-przepraszam! Szybko musimy jej pomóc.

Skierowaliśmy się do sali gdzie miałem podać krew. Mała leżała na łóżku nie przytomna a wskaźnik pulsu zaczął nagle wariować.

-Prędko! Nie ma czasu na pobieranie, wpuść jej krew!- podbiegłem z prędkością światła do blondynki. Odchyliłem jej głowę w bok i wsunęłem kły w jej szyję docierając do tchawicy. Zacząłem wpuszczać powoli swoją krew. Cholera to było tak trudne...jej krew tak słodko pachniała...Stop. Muszę się ogarnąć. Po wpuszczeniu ok. 350ml krwi odeszłem. Puls się unormował, a jej oddech uspokoił.

- Co z nią?- spytałem.

- Nie mogę powiedzieć...- spojrzałem na niego.- dobrze ze względu za pomoc... Nie mam pojęcia co to jest. Żadna śmiertelniczka nigdy nie potrzebowała wampirzej krwi...a w dodatku królewskiej. Wydaje mi się że ktoś rzucił na nią klątwę. Kiedyś czytałem, że istnieje zaklęcie śmierci rzucane oczyma. Lecz takie potężne zaklęcie może rzucać tylko ktoś z Twojego rodu. Można je rzucić tylko 1 raz w życiu i tylko na człowieka. Nie ma na to antydotium ale z opowiadań mojej prababki dowiedziałem się że krwią wampirzą można uleczać zaklęcia. Więc spróbowałem każdej ale nie spodziewałem się że to podziała tylko z twoją krwią. Ten ktoś musiał mieć naprawdę ważny powód by chcieć ją zabić. Na dodatek kosztem rzucenia tej klątwy jest... oddanie jednego daru. Daru pierworodnego. Mam na myśli, że tylko nieliczni mają ten dar. Dostaje go każdy z rodu królewskiego przy porodzie. Lecz oprócz króla nikt nie może go używać. Do tej pory nikt nie zdołał odblokować tego daru. Jednak możliwe iż... ten ktoś zdobył informacje jak to zrobić... Eureka! Już wiem.

- Co pan wymyślił? - spytałem.

- Teraz wszystko się logicznie składa... Rzucił na dziewczyne klątwe tym samym dając jej dar. On uaktywni się gdy dziewczyna osiągnie 18 rok życia i przemieni się w wampira. A wtedy on...

- Wtedy on ją zabije zabierając ten dar...- dokończyłem.

- Dokladnie. Trzeba jak najszybciej powiadomić samego króla! Był byś w stanie to zrobić Paniczu?

- Naturalnie, to mój ojciec, poza tym to obowiązek poinformowania o takiej sytuacji. - odparłem. - I nie chce żeby tej dziewczynie się coś stało...- dodałem w myślach.

-Cóż dziękuję. Zatem masz kilka minut jeżeli chcesz przy niej zostać, musi odpoczywać- stwierdził odchodząc.

Podeszłem do jej łóżka i usiadłem na krzesełku obok. Obserwowałem ją przez jakiś czas, jej wygląd, nie. Ona cała była intrygująca. Przetarłem twarz dłońmi. Czemu on wybrał akurat ją? Muszę zapytać się o to w zamku. To dla mnie nie pojęte... czym ona mogła zawinić? Jest taka bezbronna...Wstałem i wyszedłem ze szpitala. Ta mała źle na mnie działa...

* 3 godziny później * Lily

Zerwałam się do siadu. Byłam cała mokra z potu. To było straszne... Widziałam we śnie przebłyski postaci, wtedy gdy wyjeżdżaliśmy z domu. Tego wampira patrzącego mi w oczy...
Rozejrzałam się dookoła. Sala szpitalna a za oknem było jeszcze jasno. Spojrzałam na szafkę obok. Jest! Mój telefon. Wzięłam go do dłoni i sprawdziłam godzinę. 17:20. Wybrałam numer do mamy i zadzwoniłam.

- Halo? - usłyszałam głos.

- Mamo... to ja.

- Skarbie obudziłaś się .- usłyszałam płacz w jej głosie. - Właśnie jedziemy do Ciebie. Potrzebujesz coś?

- Nie... chce tylko do domu. - westchnęłam. - Dobrze, czekam na was. - przerwałam połączenie.

Po kilku minutach przyszedł lekarz. Zrobił mi wyniki i stwierdził że muszę zostać na obserwacji do jutra. Ja jak to ja zaczęłam się wykłócać, że tu nie zostanę.

- To cud że żyjesz. Podziękuj temu blondynowi co tu był... jak on miał? Nero? Nie nie... A! Nicolas.

- Co? Co on zrobił i właściwie dlaczego tu trafiłam?- westchnął.

- Słuchaj niech to zostanie pomiędzy nami okej?- przytaknęłam.- Prawdopodobnie została na ciebie rzucona klątwa śmierci...

Witam w kolejnym rozdziale! Mam nadzieję że się spodobał. Mile widziane gwiazdki i komentarze!

PS za wszelakie błędy przepraszam, staram się.

I w mediach zdjęcie Nicolas'a. Przynajmniej ja tak go sobie wyobrażam. Oczywiście możecie mieć inne upodobania.

BelieveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz