Rozdział 2 "Ból"

22 1 2
                                    

Ten dzień zapowiadał się miło. Wstałem wyjątkowo pełen energii. Ogarnąłem się w maire szybko i zjadłem śniadanie. Udałem się do samochodu, a gdy go odpalałem, usłyszałem pukanie w szybę. Gestem ręki pozwoliłem jej wsiąść.

-Jedziesz ze mną?
-Jeżeli mogę.
-No pewnie-uśmiechnąłem się.

Droga minęła spokojnie na słuchaniu muzyki. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, po czym z jej ust padło pytanie:

-Możemy spotkać się po lekcjach w parku?
-Czemu?
-Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.
-No... Dobrze.

Zastanawiałem się o czym chciała ze mną porozmawiać. Miałem nadzieję, że nie złapią mnie znów te okropne myśli. Udałem się na lekcje, które minęły w miarę szybko.

Po ostatnim dzwonku poszedłem wolno w stronę wyjścia. Vanessa już tam na mnie czekała. Bez słowa ruszyliśmy w stronę parku, który znajdował się naprzeciwko szkoły. Zatrzymaliśmy się przy płaczącej wierzbie, która miała długie i gęste gałęzie. Weszliśmy między nie. Stała tam ławka obrośnieta bluszczem. Usiedliśmy na niej. Przez chwile panowała kompletna cisza.

-Kiedy byłam mała brokat zachwycał mnie najbardziej na świecie. Najbardziej czerwony i fioletowy. Mogłam go obserwować non stop. Mienił się niesamowicie. Przypominał mi jakiś inny, magiczny świat. Kochałam ten zachwyt, gdy go widziałam. To uczucie było wyjątkowe. Teraz, gdy minęło parę lat, poczułam dokładnie to samo, wtedy gdy spojrzałeś w moje oczy. To było magiczne i niesamowite oraz niespodziewane jak grom z nieba. Pierwszy raz czuje to tak mocno, że odważam się na takie wyznanie.
-Ja...- byłem w kompletnym szoku. -Nie wiem co powiedzieć.
-Nie musisz mówić nic.

Spojrzała mi w oczy i nieśmiałe uśmiechnęła. Chwyciła moją dłoń i położyła na swoim policzku. Objęła moją szyję i delikatnie zaczęła całować. Drugą ręką objąłem ją w tali, przyciągnąłem do siebie i oddałem pocałunek. To było niesamowite uczucie.

Pocałunek trwał chwile, a gdy odsunęła się ode mnie poczułem przeszywający chłód. Coś jakby ktoś odebrał mi kawałek duszy. Nawet nie do końca byłem w stanie określić, co odczuwam, bo pierwszy raz tak miałem.

Spojrzałem na nią. Miała promienny uśmiech, zaróżowione policzki i iskierki w oczach. Ręce lekko jej drżały.

A mi oczy zaczęły zachodzić mgłą, więc zerwałem się z ławki i wybiegłem spod gałęzi wierzby. Wiedziałem co się zbliża,a nie chciałem, by przy tym była.

Dobiegłem do mojego samochodu, gdy ból powalił mnie na kolana. Czułem jakby ktoś przypalał mnie żywcem. Trzymałem ręce wyprostowane, oparte o ziemie. Próbowałem uspokoić oddech, bo był on szybki i płytki. Na czarny obraz starałem się nałożyć miłe wydarzenie i w końcu mi się to udało. Ból odszedł tak szybko, jak przyszedł.

Byłem wściekły na siebie, że daje temu czemuś nad sobą panować. Niszczyło mnie to psychicznie i fizycznie, a do tego musiałem przez to uciec od Vanessy. Bałem się, że mi tego nie wybaczy. Łzy napłynęły mi do oczu, ale szybko je odgoniłem. Nie chciałem dać się emocjom. Musiałem być silny.

Wziąłem kilka głębokich wdechów i wykręciłem numer do Vanessy, ale ta nie odbierała. Próbowałem jeszcze 6 razy z tym samym skutkiem.

Walnąłem pięścią w kierownice i mruknąłem "świetnie" pod nosem. Odpaliłem samochód i pojechałem do domu.

Parkując, zauważyłem kopertę pod moimi drzwiami. Podniosłem ją i ujrzałem wykaligrafowane swoje imię. Zdziwiłem się trochę, ale otworzyłem ją zaraz po wejściu do domu. Treść brzmiała:

Stworzony z ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz