Rozdział 3 "Prawda"

18 0 0
                                    

Odwiedzałem Vanesse w domu przez kilka najbliższych dni codziennie. Jednak zawsze siedziałem maksymalnie godzinę, bo nadchodziła mnie ta wizja ze szpitala. Czasu odczuwałem przy tym lekki ból, ale na szczęście nie był tal silny jak przy poprzednich atakach.

Mimo krótkiego czasu zawsze była uśmiechnięta, gdy mnie widziała. Jej brązowe oczy niesamowicie świeciły, a w policzkach pojawiały się urocze dołeczki. To wszystko znikali, gdy oznajmiałem, że muszę wyjść. Kąciki ust wędrowały w dół, a oczy lekko ciemniały i zaczynały migotać od stojących w nich łez. Gardło się zaciskało i z jej ust wychodziło tylko ciche "dowidzenia". Przy tym widoku serce rozpadało mi się na kawałki, lecz wiedziałem, że sotanie grozi kolejnym atakiem i to w jej obecności, a to coś czego nie chciałem. Zaciskałem wtedy ręce w pięści, by stłamsić uczucia i wychodziłem.

Tego dnia w końcu wróciła do szkoły. Wszyscy zasypywali ją gradem pytań i współczujących słów, a ona była tym przerażona. Było widać, że źle się czuje w centrum uwagi. Jednak chyba tylko ja zwróciłem na to uwagę. Miałem wtedy nieodpartą ochotę podbiec do niej, przytulić i zabrać od tych wszystkich ludzi. Wiedziałem też, że nie mogę tego zrobić. Cholernie mi na niej zależało, ale musiałem ograniczyć ten kontakt. Musiałem dbać o własne zdrowie, chociaż w tej sytuacji było to cholernie trudne. Ona sama wiele razy próbowała się ze mną kontaktować, bo była zdziwiona, że tak nagle chciałem uciąć kontakt po codziennych odwiedzinach. Ale wtedy musiałem się zatroszczyć o to, żeby wróciła w pełni do zdrowia, bo była to poniekąd moja wina. Wiem, że było to trochę okrutne, ale sam już się w tym wszystkim gubiłem.

Po lekcjach wziąłem z domu gitarę i pojechałem samochodem za miasto. Znalazłem tam piękna polanę w lesie. Był tam też stawek. Niezwykle podobała mi się spokojność tego miejsca. Cisza, spokój i chwila dla siebie.

Koc, który miałem w bagażniku, rozłożyłem blisko wody, w cieniu drzewa. Oparłem się plecami o pień. i chwyciłem moją gitarę. Przez chwilę rozmyślałem, a potem zamknąłem oczy, moje palce zaczęły grać na strunach i od razu z moich ust wypłynęły słowa piosenki:

"Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Onlu know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go"

" Ale cóż potrzebujesz światła tylko gdy przygasa
Tęsknisz za słońcem tylko gdy zaczyna padać śnieg
Wiesz że ją kochasz tylko kiedy pozwalasz jej odejść
Wiesz że miałeś wszystko tylko wtedy kiedy wszystko straciłeś
Nienawidzisz podróży tylko gdy jesteś daleko od domu
Wiesz że ją kochasz tylko gdy pozwolisz jej odejść"

Chciałem śpiewać dalej, ale poczułem czyjeś dłonie na oczach. Przestraszyłem się i odwróciłem. Przy mnie stała Vanessa.

-Pięknie śpiewałeś- uśmiechnęła się szeroko.
-Co ty tu robisz? Jak mnie tu znalazłaś?
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz?- posmutniała. -Myślałam, że dobrze się dogadaliśmy i że coś zaczyna między nami iskrzyć.
-Vanessa... Usiądź proszę- dziewczyna od razu się dosiadła. -To... Naprawdę trudne do wytłumaczenia.
-Powiedz to spokojnie- dotknęła mojej ręki. -Nie bój się.
-Chodzi o to- westchnąłem. -Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale gdy jesteśmy razem to... Wcześniej miałem przerażające wizje i chwytał mnie przerażający ból- oczy jej się rozszerzyły i cofnęła rękę, ale gestem kazała mi kontynuować. -Odkąd trafiłaś do szpitala to zelżało. Gdy siedziałem przy tobie wtedy była to tylko wizja ze słowem "uciekaj". A gdy przychodziłem do ciebie przez te kilka dni to ból zaczął nawracać. Co prawda lżejszy, ale jednak. Te wizje... Były naprawdę okropne, a ból prawie nie do wytrzymania. Do tego miałem same wizje zanim pojawiłaś się w moich drzwiach. Postanowiłem odpuścić sobie na razie kontakt, bo bałem się, że to powróci z tamtą siłą, ale było to dla mnie trudne, bo coś poczułem do ciebie.

Stworzony z ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz