Rozdział 1

9 1 0
                                    

Czy na jednym spotkaniu się skończy?

Łucja



Ubrana w starą, czarną bluzę brata, czarne dżinsy i trampki, pchnęłam drzwi klatki schodowej i... Nawet nie wyszłam na zewnątrz. Od razu odwróciłam się na pięcie oraz pobiegłam do mieszkania. Zdecydowanie potrzebowałam okularów. No, i oczywiście, papierów Baśki. 
Oczywiście, moje okulary zapadły się pod ziemię, plus, żeby je znaleźć, musiałam przegrzebać całe mieszkanie. W końcu znalazłam je w pokoju Baśki, chociaż co tam robiły, nie wiem. Założyłam okulary. Nagle świat przestał być rozmazany i wiedziałam, gdzie jestem! Muszę przyznać, noszę okulary od dwunastu lat i ciągle o nich zapominam. Jest to dla mnie rzecz tak oczywista, że o niej nie myślę... No właśnie, nie myślę o nich, a potem jak sobie przypomnę, to jest jak poszukiwanie Zaginionej Arki. Zabrałam teczkę Baśki... Znów mi czegoś brakowało. Sprawdziłam kieszenie i rozejrzałam się dookoła.

Portfel, idiotko, portfel!

Poszłam do swojego pokoju oraz zabrałam swój portfel z Kłapouchym (jestem jego wierną fanką). Zerknęłam jeszcze raz do lustra. Krótkie, czarne, kręcone włosy jak zwykle były w artystycznym nieładzie. Piegi na nosie tudzież policzkach, mimo podkładu, wciąż były widoczne, a zielone oczy błyszczały za szkłami okularów. Poprawiłam tylko kaptur i wyszłam. Wybiegłam w końcu z kamienicy, chwała wszechświatowi. Znałam swoje nie ogarnięcie, więc zawsze zbierałam się trochę wcześniej. Na przystanku byłam, dosłownie, pięć sekund przed moim autobusem. Pojazd był prawie pusty. To dobrze, przynajmniej było gdzie usiąść. Usiadłam na tyle, czyli najdalej od moherowych babci, które uwielbiały krytykować moje „wyrwy w uszach i ohydne łapska". Dobra rozumiem, że może nie rozumieją sensu robienia sobie tuneli, ale czepianie się faktu, że mam kościste ręce i długie paznokcie to przesada. Pomyśleć, że jednej kiedyś pomogłam nieść zakupy.

Popatrzyłam na zegarek. Miałam jeszcze dziesięć minut, żeby się nie spóźnić. Tyle to mi, niestety, zajmie jazda busem. Może Lidia mnie nie zabije... No właśnie Lidia. Ona nawet nie wiedziała, że ma przyjść ktoś inny niż moja współlokatorka. Zostało mi tylko mieć nadzieję, że się nie zdenerwuje.
Spojrzałam na ekran z informacją o przystankach. Miałam wyjść na następnym, a nagle serce zaczęło mi szybciej bić. Nie wiedziałam czemu chciałam znaleźć się w kawiarni jak najszybciej to było możliwe. 
Na odpowiednim przystanku wybiegłam z autobusu.

Czarne, długie do ramion włosy...

Biegłam, co sił w nogach, sprawnie wymijając przechodniów. Byłam ciekawa. I to jak cholera.

Około metr pięćdziesiąt siedem wzrostu, delikatnie zaokrąglona sylwetka...

Nie rozumiałam swojego zachowania, przecież nawet jej nie znałam osobiście, jedynie z opowieści Basi.

Błękitne oczy...

To, co się działo w mojej głowie, było szaleństwem. Jedyne, o czym myślałam to żeby znaleźć się już w tej kawiarni, usiąść przy stoliku oraz zobaczyć te niebieskie oczy. Chciałam ją poznać. Uwielbiałam nowych ludzi, ale to było coś innego. Czy liczyłam na coś więcej? Nie wiem. Po prostu chciałam tam być. 
Lekko zdyszana zatrzymałam się pod kawiarnią. Uspokoiłam oddech i weszłam do środka, rozglądając się. Zobaczyłam czarnowłosą dziewczynę, siedzącą w rogu lokalu. Włosy sięgały jej ramion i opadały delikatnie na szarą koszulkę. Niepewnie podszedłam do niej. 
- Przepraszam... Ty jesteś Lidia?- poczułam, jak robię się czerwona na twarzy. 
- Tak... O co chodzi?- popatrzyła mi w oczy, na co policzki zrobiły mi się jeszcze cieplejsze. 
- Jestem współlokatorką Baśki. Nie mogła przyjść, bo szef ją wezwał do pracy, więc poprosiła mnie, żebym przyniosła ci wszystko.
- Oh... Rozumiem, jej szef to skur-.. No, ty jesteś Łucja, prawda?- usiadłam naprzeciwko niej- To ty pomogłaś w szyciu strojów dla maluchów? 
- Tak, to ja- uśmiechnęłam się, drapiąc po głowie- W sumie fajnie cię w końcu poznać, Baśka cały czas cię wychwala. 
- Oh, bo się zarumienię- kolejny uśmiech, który wywołał u mnie palpitację serca- Też się cieszę, że w końcu poznałam naszą wspaniałą krawcową.

Wytłumaczyłam jej wszystko, o czym powiedziała mi Basia i dodatkowo pokazałam jej projekty strojów, które wykonałam na prośbę przyjaciółki. Cały czas przyłapywałam się na tym, że przyglądam się jej oczom, bądź twarzy. Nigdy nie widziałam tak niebieskich tęczówek. A jej twarz była idealnie gładka oraz zadbana. W dodatku, nie zauważyłam na niej ani grama makijażu! Przy niej, moja twarz, na której jest kilka blizn po trądziku i po moim byciu niezdarą, wyglądała... Marnie. 
Gdy skończyłam jej wszystko tłumaczyć, szybko zeszłyśmy na inne tematy. Większość czasu rozmawiałyśmy o swoim rodzeństwie, o którym historie się nie kończyły.
- Poczekaj- powiedziała, próbując coś policzyć na palcach- Ile ty masz rodzeństwa, bo zgłupiałam? 
- Szóstkę, chociaż czasem mam wrażenie, jakby ich wszystkich było dwunastu.
- Znam tylko Rafała, ale on sam jest jak czterech ludzi.
- Tak, jest jeszcze Kornel, Anka, po niej jest Rafał, następna w kolejności jestem ja, a po mnie Igor, Hanka i Antek. Plus, jeszcze mamy w domu pięć kotów. Dwa psy, tata hoduje rybki, mama ma swoją iguanę tudzież Hanka, patyczaki. Istny zwierzyniec. Dodaj sobie do tego, że mieszkamy zaraz obok lasu, i w sumie, to mamy jeszcze sarny w ogródku.
- Jeju, w twoim domu musi być naprawdę głośno... Ja mam dwie młodsze siostry, Zosię i Marysię, ale są ciche jak myszki. No, mamy tylko psa, bo nikt z nas nie lubi kotów.
- Wiesz, do hałasu można przywyknąć... Czekaj- popatrzyłam na nią spode łba- Jak można nie lubić kotów?! Wiedziałam, że taka ładna dziewczyna ma jakąś mroczną stronę!
- Koty to okropne stworzenia... Szczerze, to aż się ich boje. Gdy byłam młodsza to jeden mnie zaatakował. Do dziś mam bliznę na wardze...
- Jak poznasz moją Lilę, to od razu ją pokochasz, gwarantuję ci to! Zapomnisz o tym, co ci uszkodził buźkę.
- No nie wiem... Koty mnie raczej nie lubią.
- Wmawiasz sobie. Właśnie! Jak o kotach mowa, mam dzisiaj odebrać Lilę od weterynarza!- spojrzałam na zegarek w telefonie- Kurwa, za godzinę mi zamkną klinikę!
- Spokojnie, na pewno zdążysz, w sumie też powinnam się zbierać. Mam się spotkać z przyjacielem- wstała, powoli zaczynając się ubierać- Chodź, odprowadzę cię na przystanek.
Dopiero wtedy, gdy szłyśmy obok siebie zauważyłam, że faktycznie jest malutka. Przy moich stu siedemdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu, była dla mnie uroczą kuleczką. Na przystanku wymieniłyśmy się numerami i uściskałam ją na pożegnanie. Wsiadłam do busa oraz patrzyłam przez okno jak moja nowa znajoma idzie w swoją stronę. Mam nadzieję, że szybko się ponownie spotkamy.


Witam witam ^^

oto następny rozdział... eh w sumie i tak mało kto to czyta ;-;

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 17, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Błękit Twoich OczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz