Marta miała rację, Rebeca nie wygląda na sympatyczną osobę.
- Witam, pani Rebeco - przywitałam się pośpiesznie. Czułam, jak wbija we mnie wzrok. Miałam wrażenie, że zagląda w głąb mojej duszy. Przeszył mnie dreszcz.
Marta przerwała nieznośną ciszę.
- Czego sobie życzysz?
Odwróciła się w jej stronę, uwalniając mnie tym samym spod ciężaru swojego spojrzenia. Poczułam niemal fizyczną ulgę.
- Szukam Emilly, ale zdążyłam zauważyć, że jeszcze tu nie dotarła. Jak się pojawi przekaż jej, że chciałam z nią porozmawiać.
Raz jeszcze na mnie łypnęła, po czym bez słowa opuściła kuchnię.
- To było interesujące doświadczenie - wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze.
- Jeśli cię to pocieszy, najgorsze masz już za sobą - Marta wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Wiedziałam, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
Wypowiedziałam te słowa z lekkim sarkazmem, jednak tak naprawdę, poczułam się lepiej. Jeszcze na kilka minut powróciłyśmy do przerwanej rozmowy i stygnącej bawarki, po czym wstałyśmy, by kontynuować zwiedzanie.
- Następny przystanek, salon - zakomunikowała Marta. - Pralnię sobie odpuściłyśmy, ponieważ nie ma tam nic interesującego do oglądania. Salon był niegdyś salą balową, więc niech nie przytłoczy cię jego rozmiar. To największe i najbardziej okazałe pomieszczenie w całym domu.
Wyszłyśmy z kuchni, minęłyśmy nasze pokoje, następnie przeszłyśmy przez główny hol, gdzie na środku po lewej stronie biegły schody na górę, po prawej znajdowały się drzwi wejściowe, a na wprost rzeczona sala. Już same drzwi do niej, wielkie, dwuskrzydłowe i bogato zdobione złotymi ornamentami, dawały przedsmak tego, co kryje się za nimi. Sam dom zbudowany był na planie litery L, co sobie właśnie uświadomiłam.
- Wiem, że dzisiaj nadużywam tego pytania, ale jesteś gotowa?
- Na sto procent. Nie mogę się już doczekać, aż znajdę się w środku!
Mój entuzjazm powrócił na właściwe tory i chyba był zaraźliwy. Marta otworzyła drzwi i skłoniła się w teatralnym geście, zapraszając mnie uroczyście do środka. Dygnęłam, zrobiłam dwa kroki w przód i znalazłam się w miejscu tak cudownym, że aż zaparło mi dech w piersiach. Pomieszczenie było jeszcze większe niż sobie wyobrażałam. Ściany w kremowym kolorze, zdobiły takie same złote ornamenty, co drzwi. W jasnych promieniach słońca pokój dosłownie lśnił własnym blaskiem. Efekt ten, potęgowały trzy kryształowe żyrandole o średnicy dwóch metrów każdy. Po prawej stronie, zrobiono coś na kształt kącika wypoczynkowego. Trzy sofy w kolorze butelkowej zieleni, wspaniale prezentowały się na tle złota. Między nimi ustawiono prostokątną ławę, a przy ścianie, na masywnym dębowym i fantazyjnie rzeźbionym segmencie, stał telewizor. Całości dopełniał kamienny kominek, w którym tkwiły, przygotowane drwa. Na ścianach, oczywiście w złotych ramach, wisiały portrety ludzi dostojnych ludzi w dziwnych strojach. Podejrzewałam, że to dawni mieszkańcy tego domu. Pod wielkimi, łukowatymi oknami sięgającymi podłogi, stał długi, ciężki stół, a przy nim dwanaście krzeseł, których obicia miały ten sam kolor, co sofy. Po lewej stronie pomieszczenia, ustawiono kilka zielonych foteli, a między nimi kilka małych stoliczków, za którymi stał drewniany, przeszklony kredens wypełniony różnymi trunkami. Centralny punk stanowił jednak czarny, lśniący fortepian. Oczami wyobraźni widziałam kobiety i mężczyzn, zasiadających wygodnie w fotelach, ze szklaneczką w dłoni, słuchających pięknych dźwięków wydobywających się z tego wspaniałego instrumentu. Spojrzałam w górę. Sufit pokrywał niesamowity fresk, przedstawiający letnie, błękitne niebo, po którym gdzieniegdzie przemykały białe obłoczki. Podłoga natomiast w całości została wyłożona woskowanym drewnem. Byłam oszołomiona przepychem tego miejsca, musiałam sobie usiąść.
- I jak ci się podoba? - zapytała Marta.
- Brakuje mi tylko sukni balowej i kryształowych pantofelków, abym poczułabym się jak księżniczka - odparłam rozmarzonym głosem.
- I księcia!
- Co?
- No, brakuje ci jeszcze księcia, głuptasie - wytłumaczyła cierpliwie jak dziecku.
Skrzywiłam się.
- Co to za księżniczka bez księcia? - kontynuowała. - Wymień mi chociaż jedną bajkę, w której księżniczka żyje długo i szczęśliwie, jako stara panna.
- Marto, zapominasz o jednym, malutkim szczególe. Życie to nie bajka.
Starsza kobieta pokręciła głową.
- Kochanie, jesteś taka młoda, a już zdążyłaś zapomnieć, co to zabawa i marzenia.
Patrzyłam na nią z lekką konsternacją.
- Naprawdę muszę ci przypominać, że jestem tutaj właśnie z powodu utraty pamięci? - nie potrafiłam ukryć złości w swoim głosie.
- Na litość boską, nie rób ze mnie głupiej! Lub starej. Nie wiem, co gorsze... Sklerozy, to ja jeszcze nie mam. To, o czym mówię, płynie z serca, a nie z głowy.
Jej słowa dały mi do myślenia. Czy zawsze byłam taką racjonalistką, twardo stąpającą po ziemi? Jeśli nawet, to teraz był idealny moment, by to zmienić. Nie chciałam być nudna. Nie chciałam podchodzić do wszystkiego asekuracyjnie, z rezerwą. Zdałam sobie sprawę, że chcę czerpać radość, nawet z najdrobniejszych rzeczy. Chcę marzyć. Jako dorośli zapominamy o tym wspaniałym darze, albo po prostu nie mamy czasu, by snuć fantazje. Tracimy tę dziecięcą beztroskę bezpowrotnie.
Postanowione, od tej pory postaram się pracować nad sobą i nie brać życia tak całkiem na serio. Jak na zawołanie, jakieś wewnętrzne napięcie ustąpiło, a z ramion spadł niewidoczny ciężar. Poczułam się lekko i młodo. Moja dusza dopasowała się do ciała, w którym żyła.
Wstałam z krzesła i porwałam Martę do tańca. Zdziwiła się lekko, jednak nie oponowała. Wirowałyśmy po całej sali, śmiejąc się głośno, jedna przez drugą. Jak dzieci. Wiedziałam, że właśnie w tym momencie, dokonało się coś bardzo istotnego, coś, co ukształtowało mnie na nowo. Miałam również nadzieję, że na zawsze, ponieważ spodobała mi się ta nowa ja.
YOU ARE READING
Destination
Mystery / ThrillerDwie zupełnie różne historie rozgrywające się w różnym czasie i dotyczące osób tak różnych od siebie, jak to tylko możliwe. Po jednej stronie czarownica, która za pomocą magii chce mieć wszystko, po drugiej zaś dziewczyna, która z powodu utraty pami...