14.Chloe

566 61 2
                                    

Całą noc praktycznie wierciłam się w łóżku, nie potrafiąc zasnąć. Świadomość, że Kristian jest kilkaset kilometrów ode mnie przytłaczała mnie. Chciałam móc go przytulić i spędzić po prostu trochę czasu bez przejmowania się czymkolwiek.
Usłyszałam ciche pukanie. Ziewnęłam i przykryłam głowę kołdrą. Drzwi otworzyły się, skrzypiąc delikatnie.
-I tak wiem, że nie śpisz-stwierdził Evan. Westchnęłam i odkryłam głowę.
-Zrobiłem śniadanie. Powinnaś się najeść przed dzisiejszym dniem.- czy to było dziwne, że chciałam zostać pod cieplutką kołdrą do końca świata, albo i dłużej?
-Nie możesz dać mi dzisiaj spokoju?-zaczęłam marudzić.
-Nie, czym szybciej zaczniemy lekcje, tym lepiej- spojrzałam na niego zmrużonymi oczami.
-Jakie lekcje?
-Jak to jakie? Mówiłem ci, że nauczę cię strzelać. Musisz to umieć- wywrócił oczami. Świetnie, po prostu zajebiście. On myślał, że chciało mi się tego uczyć?
-Bez dyskusji, wstawaj, ale już- powiedział rozkazującym tonem. Wywróciłam oczami i podniosłam się z cieplutkiego łóżka. Evan wyszedł z pokoju, a ja ubrałam się w najcieplejsze rzeczy jakie ze sobą wzięłam. Rozczesałam jeszcze włosy i spięłam je gumką. Czułam się okropnie, więc nie przejmowałam się, że prawdopodobnie wyglądam równie źle.
Usiadłam przy małym stoliku w aneksie kuchennym i sięgnęłam po jedną z kanapek. Nie zwróciłam nawet uwagi z czym była.
-Dobrze się czujesz?-spytał mnie. Westchnęłam cicho.
-Jasne- wzruszyłam ramieniem. Nie chciałam narzekać, zwłaszcza po tym co dla mnie zrobił.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak. Może nie jestem już tak młody jak ty, ale nie jestem głupi. Może myślisz, że dobrze ukrywasz uczucia, ale się mylisz. Z twojej twarzy można odczytać wszystko.
-Dobra, masz rację, ale nie przejmuj się. Po prostu to co się stało... dużo się wydarzyło i muszę sobie wszystko poukładać-starałam się uśmiechnąć, ale chyba wyszedł z tego grymas.
-Jak tam sobie chcesz. A teraz jedz, bo czeka nas długi dzień- zjadłam jeszcze jedną kanapkę i wypiłam ciepłą herbatę, którą dla mnie zrobił.
-Ubierz się i wychodzimy na dwór-wywróciłam oczami. Nienawidziłam, kiedy ktoś mi rozkazywał. Jednak dla świętego spokoju zrobiłam to co mi kazał.

Miałam tego dość. Według Evana nie byłam w tym aż taka zła, ale po całodziennym robieniu tego samego miałam to już w dalekim poważaniu. Na szczęście zaczynało się powoli ćmić, więc wróciliśmy do środka. Byłam zmarznięta jak nigdy dotąd, chociaż robiliśmy sobie przerwy i wracaliśmy na ciepłą herbatę. Byłam w szoku jak ludzi mogą mieszkać w tak zimnym miejscu. Ja nigdy bym tutaj nie zamieszkała. No chyba, że nie musiałabym wychodzić nigdy na dwór i miałabym dożywotni zapas jedzenia. Wtedy mogłabym to rozważyć. Albo nie, jednak nie. Sto razy bardziej wolę upał. Chociaż zapewne, gdyby mnie wywiózł ... np. na Saharę to narzekałabym, że chce pojechać tam, gdzie jest zimno. Chyba byłam niezdecydowana ... Ta, nawet bardzo.
-Tym razem ja zrobię coś do jedzenia- zaproponowałam. Evan zrobił już śniadanie i obiad.
-No dobra- zgodził się i zniknął w pokoju, który zajmował. Postanowiłam zrobić naleśniki. Dawno ich nie jadłam. Byłam tak zajęta smażeniem ich, że nawet nie usłyszałam jak Evan wyszedł z pokoju i usiadł przy stole.
-Cały czas jesteś jakaś zamyślona- zauważył. Wzruszyłam ramieniem i wróciłam do poprzedniej czynności. Chciałam jedynie w końcu móc się położyć. Ten brak światła mnie zaczynał denerwować czułam się, jakbym żyła w średniowieczu.
-Zabrałem ze sobą karty. Chcesz zagrać?- zapytał. W sumie, trochę zabicia czasu było mi potrzebne, a zapewne Evanowi także się nudziło.
-Jasne, dlaczego by nie-postawiłam na stole pierwsze naleśniki. Posłałam my mały uśmiech i wróciłam do pieczenia następnych.
-Niestety rozładował się telefon- usłyszałam jego wzdychanie. Zaraz po tym nastąpiła chwila ciszy.
-Kristian jest szczęściarzem, wiesz- zaczął, a ja na sekundę zaprzestałem czynności, którą robiłam.
-Mam nadzieję, że nie zepsuje tego i nie pozwoli ci odejść- przygryzłam wargę.
-Jesteś jak Zaura. Tak samo dobra i niewinna. Mam nadzieję, że tego nie zepsuje.
-Jakim cudem w ogóle Alexander dowiedział się, że Kris nie jest jego synem?- to pytanie nurtowało mnie już jakiś czas.
-Został postrzelony i potrzebował krwi. Krew Zaury nie pasowała, więc wszyscy byli pewni, że będzie pasować ta od Alexandra. Wtedy wydało się, że on nie jest ojcem i trzeba było sprowadzać krew. To wtedy Alexander zmienił się nie do poznania. Stał się jeszcze gorszy. Poznałaś go?
-Tak- przełknęłam ślinę nagle obrzydzona myślą, że to ja jestem z nim spokrewniona. Wtedy też dostałam odpowiedź na pytanie dotyczące naszego pokrewieństwa. Kris na pewno nie był moim bratem.
-Kristian zastrzelił go na moich oczach- szepnęłam, przypominając sobie tą traumatyczną scenę. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam jak Kris zabija kogoś bronią.
-To wszystko jest bardzo skomplikowane- zdjęłam ostatniego naleśnika z patelni na talerz. Usiadłam na przeciwko niego i zaczęłam jeść.
-Dlaczego? - spojrzał na mnie ciekawy.
-On ... w dzień tego głupiego bankietu dowiedziałam się, że Alexander jest moim ojcem- powiedziałam, patrząc w swój talerz.
-Jesteś córką Katherine?!- spytał w szoku.
-No tak- przyznałam.
-Katherine była miłością życia Alexandra. Był już jednak żonaty z Zaurą. Nie mógł się z nią rozwieść. Nasze prawo tego zabrania- wow, Alexander będąc tak okropnym człowiekiem przestrzegał jakichkolwiek zasad?
-Przecież był szefem, nie mógł ominąć tych zasad?- spytałam ciekawa.
-Nie. Gdyby tak zrobił, to musiałby odejść ze stanowiska- ich prawo było popieprzone.
-On nie mógł mieć dziecka z inną kobietą, dlatego zlecił jej zabójstwo. Ona jednak uciekła z prawą ręką Alexandra. W sumie to było mu na rękę, bo ona zniknęła i nikt nie dowiedział się o ciąży.
-A kim ty byłeś w tym wszystkim?
-Byłem ochroniarzem Zaury - przytaknęłam.
-Albo wiesz co, pograjmy w te karty kiedy indziej. Dostałam za dużo informacji, żebym mogła skupić się na grze.
-Jasne, jak chcesz- dokończyłam swoją kolacje  i poszłam wziąć prysznic. Po tym położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć.

Druga szansa||Kristian KostovOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz