17.Chloe

483 64 2
                                    

Usiadłam pod drzewem i objęłam kolana ramionami. Chciałam zatrzymać jak najwiecej ciepła na jak najdłuższy czas. Starałam się pozytywnie myśleć, ale to po prostu w takiej sytuacji nie było możliwe. Otaczały mnie góry śniegu i przerażający mróz. W takich warunkach nie ma jak myśleć pozytywnie.
Zaczęłam się zastanawiać, czy nie iść już teraz szukać domku. Zrezygnowałam jednak z jego pomysłu. Mogłam się zgubić jeszcze bardziej. Zaczęłam się zastanawiać która godzina mogła być. Miałam nadzieję, że późna. Nie zostało mi nic innego jak czekać na świt. Postanowiłam liczyć sekundy, aby chociaż troszkę skupić uwagę, na czym kolejek.
1... 2...3...
...
....7198...7199...7200. Minęły około 2 godziny, a ja nie miałam już ani siły, ani chęci liczyć dalej. Czułam się taka zmarznięta i słaba, że nawet smak porażki nie był taki zły. Ogarniająca mnie senność nie byla wcale taka zła. Nie chciałam jej się poddać, ale w tamtym momencie byla taka kusząca. Taka łatwa. Oparłam czoło o kolana i patrzyłam przed chwile jeszcze w ciemność, ale moje oczy jakby same się zamknęły i zasnęłam.

-Mamusiuuu, mogę przymierzyć twoją białą sukienkę?- usłyszałam delikatny, lekko piskliwy głos małej dziewczynki. Kształty wokół mnie zaczęły przybierać wyraźniejsze kontury. Rozejrzałam się. Stałam w kącie pokoju. Ściany w nim były pomalowane jasnoniebieską farbą, a na środku stało olbrzymie łóżko. Dobrze znalałam ten pokój. Pamiętałam go doskonale.
Nagle przede mną pojawiły się dwie postacie. Malutka dziewczynka o ciemnobrązowych włosach i takich samych oczach, oraz jej mama. Dziewczynka odwróciła się do mnie przodem. Zobaczyłam samą siebie. Nie raz, na zdjęciach, które były w domu widziałam siebie jako dziecko, więc tym razem byłam pewna, że to ja.
-Czemu by nie- zgodziła się mama. Przyłożyła biały materiał do ciała dziecka.
-Przyjdzie taki czas, kiery to będzie twoja sukienka, a ty będziesz w niej wyglądać olśniewająco.
-Kiedy to będzie?- spytała.
-Nie wiem słońce. Ty sama uznasz kiedy- uśmiechała się młoda kobieta i pocałowała córkę w głowę.
-O czym rozmawiacie?- do pokoju wszedł wysoki mężczyzna. Wręcz zamarłam kiedy zobaczyłam kto to był. Tak dawno go nie widziała, że nawet nie pamiętałam do końca jak wyglada. Wydawało mi się, że takim go zapamiętałam. Z czasem rysy twarzy mojego ojca, w mojej pamięci osłabły. Tym razem jednak wydawał mi się inny. Całkowicie nie podobny. Zawsze myslam, że po prostu nie odziedziczyłam po nim nic. Nigdy bym nie pomyślała, że tak naprawdę nie jesteśmy spokrewnieni. Patrzyłam na jego twarz z bólem serca. Nie mogłam uwierzyć, że jego już nie było. Dla mnie wciąż był prawdziwy.
-Co mi się tak przyglądasz? Szukasz podobieństw?- zaszydził głos, które najchętniej nigdy bym już nie chciała słyszeć. Zdałam sobie sprawę, że nie patrzę już na twarz mojego ojca, tylko Alexandra. Przełknęłam ślinę, patrząc uważnie na tego potwora.
Sypialnia rodziców zniknęła, a ja stałam pośród ciemnego lasu, pokrytego grubą warstwą śniegu. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam uciekać. Starałam się omijać wystające korzenie i pnie powalonych drzew. Odwróciłam się do tylu. Ciemna postać biegła dalej za mną. W tym samym momencie potknęłam się o coś i leciałam jak długa na ziemię. Wylądowałam w śniegu pokrytym czymś czerwonym. Odwróciłam się do tylu. Krzyknęłam głośno, kiedy zaraz obok zobaczyłam leżącego na ziemi Krisa. Podeszlam do niego na czworakach i nachyliłam się nad nim. Dotknęłam jego bladej twarzy. Była taka zimna.
-Kris, obudź się- szepnęłam rozgorączkowana. On jednak dalej nie otwierał oczu. Złapałam go za ramiona i zaczęłam potrząsać.
-Obudź się ty głupi idioto i mnie nie strasz- nie miałam bladego pojęcia co robić, dlatego zaczęłam żartować. Kiedy jednak to nie pomogło, do moich oczu napłynęły łzy.
-No obudź się- uderzyłam go z otwartej ręki w klatkę piersiową. Zaczęłam płakać. Pochyliłam się i schowałam twarz w jego swetrze, także przesiąkniętym krwią.
-Nie rób mi tego-poprosiłam.
-Jego już nie ma, a teraz czas na ciebie- usłyszałam głos Dariny zaraz za sobą. Powoli podniosłam się i spojrzałam na brunetkę. Mierzyła do mnie z broni. Na jej twarzy widniał szaleńczy wręcz uśmiech. Usłyszałam jedynie olbrzymi huk. Spojrzałam w dół moja koszulka powoli zaczęła barwić się ciemno czerwoną cieczą. Nie czułam bólu. Później strzeliła drugi raz. Po tym nastąpiła ciemność.

Podniosłam się gwałtownie, będąc całkowicie w szoku. Mój oddech był tak szybki, jakbym przebiegła conajmniej maraton, a ubranie przemokło od potu. Rozejrzałam się. Byłam w delikatnie oświetlonym pomieszczeniu. Leżałam w miękkim łóżku, przykryta kocem i kołdrą. Znałam ten pokój.
-Na szczęście się obudziłam, już myślałem, że jest za późno- usłyszałaś głos Evana. Zmarszczyłam brwi. On był prawdziwy?
-Ty żyjesz?- wykrztusiłam. Mężczyzna usiadł na łóżku obok mnie i pogłaskał po głowie.
-Obiecałem Kristianowi, że się tobą zajmę, za wszelką cenę. Zamierzam dotrzymać słowa- coś złapało mnie za serce. Jemu naprawdę na nim zależało.
-Słyszałam strzały, co się stało?
-Zaraz kiedy poszłaś do pokoju, wpierdolili się do środka i wielce zaczęli strzelać. Powiedziałem, że cię tu nie było i ci idioci mi uwierzyli - prychnął. Zmarszczyłam brwi. Coś mi nie pasowało, ale Evan był po naszej stronie, więc nie mogłam mu nie uwierzyć.
-Jak w ogóle się czujesz? Miałaś 31 stopni. Nie wiedziałem co robić.
-Jeszcze jest mi zimno, ale przeżyje.
-Nie mam bladego pojęcia jak skontaktować się z Kristianem, zapewne będzie się martwił. Byłem przekonany, że jest tutaj prąd.
-Daleko do najbliższej stacji?-spytałam ciekawa.
-Jakieś 30 km, a co?
-Może tam by można było podładować ten telefon?
-Też o tym myślałem, byłem już nawet ubrany, ale na dworze szaleje taka śnieżyca, że nie da się nigdzie pojechać. Musimy ją przeczekać.

Druga szansa||Kristian KostovOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz