- Alec, gdzie teraz? - zapytał czarownik.
- Emm... chyba tam - wskazałem długą kolejkę.
- Niee... Proszę nie - jęknął zawiedziony Mags. - Czemu wymyśliłeś sobie, że przez ten tydzień będziemy żyć jak przyziemni?
- Magnus - zacząłem. - Zawsze chciałem to zrobić, a że mogę przeżyć te siedem dni w ten sposób z tobą, bardzo mnie cieszy.
- Ehh... No to chodźmy do tej kolejki - mruknął zrezygnowany. Poszliśmy do tłumu ludzi i czekaliśmy. Właśnie odkładaliśmy nasze torby na taśmę. Przeszedłem przez bramkę. Następnie Magnus, który jak tylko ją przekroczył, ta zapisała.
- Nienawidzę lotnisk - mruknął już trochę poddenerwowany. Obsługa kazałam mu zdjąć buty, które miały dużo metalu, więc co się dziwić. Zdjął pierścionki naszyjniki, a nawet kolczyki. Teraz wyglądał... jak nie Magnus. W końcu mógł przejść bez szwanku. Po przekroczeniu bramek rzucił się na swoje rzeczy i zaczął je zakładać. Wszyscy patrzyli na niego jak na wariata, ale zgromiłem ich wzrokiem, a nachalni ludzie odwrócili spojrzenia. Po pięciu minutach wkładania biżuterii, poszliśmy dalej. Pokazaliśmy paszporty i poszliśmy na kawę. Ja jak zawsze wziąłem zwykłą czarną, a Mags latte z trzema łyżeczkami cukru.
- Jak ty możesz to pić? - zapytałem.
- Normalnie - upił kolejny łyk. - Za to ja nierozumiem, jak ty możesz przełknąć to gorzkie coś. - Wzruszyłem ramionami. Tak się zagadaliśmy, że nie usłyszeliśmy jak wołają pasażerów na nasz samolot. Ocknąłem się, gdy zobaczyłem autobus, który odjeżdża w kierunku naszego odrzutowca.
- O scheiße! - krzyknąłem.
- Co się stało?!
- Autobus! - Wskazałem maszynę, która już była blisko samolotu.
- W nogi! - wrzasnął i biegiem udaliśmy się w kierunku pani, która tutaj pracowała, a ona zadzwoniła po busa, który po chwili przyjechał.
- Jesteśmy głupi - stwierdziłem.
- I to bardzo. - Zaczęliśmy się śmiać. Dojechaliśmy do samolotu i weszliśmy po schodach. Stewardessa jeszcze raz przejrzała dokumenty. Ile można tego sprawdzać?! Usiedliśmy na naszych miejscach. Mags pod oknem, a ja obok niego. Na szczęście miejsca były podwójne. Obsługa samolotu zaczęła coś mówić, ale nie słuchałem. Nagle zaczęliśmy jechać.
- Co się dzieje?! - krzyknął Magnus.
- Mags, wszystko dobrze - powiedziałem i pogłaskałem go uspakajająco po kolanie. Wjechaliśmy na pas startowy i poczułem, że zaczęliśmy się unosić.
***
Lecieliśmy już trzydzieści minut. Nagle zaczęły się duże turbulencje, a Magnus zaczął strasznie panikować.
- Zginiemy! - wrzasnął, a parę osób zaszczyciło na swoim spojrzeniem. - Nie chce umierać! Aleeeec!
- Uspokój się! - powiedziałem i posadziłem go z powrotem na siedzeniu, gdyż wcześniej wstał. - Nic nam nie grozi.
***
Wyszliśmy z lotniska, trzymając w rękach nasze bagaże. Magnus wręcz wybiegł stamtąd. Wyszliśmy do taksówki i podaliśmy adres. Było 10 minut drogi.
- Magnus? - zapytałem.
- Tak, skarbie?
- Wziąłeś tylko jedną walizkę - oznajmiłem. - Dasz radę przez tydzień z tak 'małą' ilością ubrań?
- Brokaciku, to przecież oczywiste, że nie dałbym rady.
- Niedałbyś?! Co to ma znaczyć?!
- U Tessy mam resztę ciuchów - powiedział, jakby to było oczywiste.
- Że co?! - krzyknąłem, a kierowca dziwnie na nas spojrzał. - Miałeś nie używać magii.
- Ale ja nie czarowałem.
- Jak to? - zapytałem. - Więc w jaki sposób dostarczyłeś tam ubrania? - dokończyłem, a on zaczął się śmiać. Podniosłem pytająco brwi.
- Kochanie, przecież ja mam u niej w domu szafę, w której są moje ubrania.
- Ale, że tak na stałe? - byłem zdziwiony.
- No pewnie. Tessa to moja przyjaciółka.
- Kocham cię, wiesz? - powiedziałem.
- Wiem. - Pocałował mnie, a ja to odwzajemniłem. Nie wiem, czy dobrze usłyszałam, ale zdawało mi się, że ktoś powiedział 'pieprzone pedały'. Odkleiłem się od Magnusa i spojrzałem w kierunku kierowcy, który miał skrzywioną minę. Jacy ludzie potrafią być nietolerancyjnie. Już miałem powiedzieć 'pieprzony homofob', ale wczas ugryzłem się w język. Zgromił im tego faceta spojrzeniem i wtuliłem się w Magnusa.
***
Wysiedliśmy z taksówki i podeszliśmy do drzwi domu Tessy. Wyjął klucze z torby i otworzył wejście.
- Skąd masz klucze? - zapytałem.
- Tessa dała mi je jakieś... 100 lat temu - odrzekł.
- Mieszkaliście kiedyś razem? - Zrobiłem naburmuszona minę.
- Alexandrze - zaczął. - Czy ty jesteś zazdrosny? - Zaśmiał się. - Nie, że tak długo mieszkałem. Po prostu zatrzymałem się u niej na rok i od tego czasu często tutaj wpadam. - Wzruszył ramionami.
- Emm... aha - wydukałem. - Jest Tessa?
- Nie. Wraca za trzy dni.
- Okej.
***
- Maags! - zawołałem.
- Coo?!
- Chcę kwaśne żelki! - Usłyszałem tupot nogami po schodach, a po chwili czarownika, który wbił do sypialni.
- Czy ja się przesłyszałem?! - krzyknął, a ja przeciągnąłem się na łóżku.
- Nie - powiedziałem. - Chcę kwaśne żelki - zastanowiłem się chwilę - i jeszcze truskawkową czekoladę, colę oraz tuńczyka.
- Ty sobie żartujesz?
- Nie.
- Przecież od godziny robię nam spaghetti na kolację, a ty wyjeżdżasz mi z takim czymś?! - zbulwersował się, ale nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. - Co ty w ciąży jesteś?!
- Taa... już prędzej w ciąży spożywczej - prychnąłem.
- Alexandrze, nie mów mi, że jesteś gruby, bo to nieprawda. Ehh... nie bądź typową nastolatką.
- Magnus! Zakupy! Już! - wrzasnąłem, a on posłusznie poszedł do sklepu.
***
POV MAGNUS
Wchodzę właśnie do sklepu. Wziąłem już wszystko oprócz truskawkowej czekolady. Przeszukałem wszystkie półki ale nigdzie takiej nie było. Najprościej byłoby ją wyczarować, ale obiecałam Alecowi, że ten tydzień będzie bez magii, walki, treningów, mieczy i tego całego gówna. To ma być siedem dni spokoju. Postanowiłam kupić mu zwykłą czekoladę, skoro nie ma truskawkowej. Po zapłaceniu za wszystko, wróciłem do domu. Poszedłem do sypialni i zostałem tam leżącego Aleca, a na szafce obok łóżka postawiony był pusty talerz po... moim spaghetti?! Poszedłem do niego i potrząsnąłem jego ramieniem.
- Alec? Alexandrze wstawaj! - Obudziłem go.
- Co się stało? - powiedział zaspanym głosem.
- Mam twoje zakupy. - Położyłem reklamówkę obok niego.
- Już nie chcę - powiedział. - Najadłem się.
- Nie no, nie wierzę! - wrzasnąłem i rzuciłem się na niego całując jego szyję, a potem usta.
- Kocham cię, Alexandrze. - Jeszcze raz go pocałowałem. - Kocham w tobie wszystko. Twoje włosy, mięśnie, runy, oczy w kolorze nieba. Twoją chrypkę, gdy budzisz się rano. Twój charakter. Kocham jak się rumienisz gdy prawię ci komplementy. Tak jak teraz. - Pocałowałem jego rumieńce. - I kocham twoje usta. I całego ciebie.✨💕✨
No i dotarliśmy do końca!
Dziękuję każdemu kto to czytał.
Kocham Was😘
CZYTASZ
MALEC Three Shot ✔️
FanfictionOpowieść o tym, jak Alec i Magnus spędzają pierwsze wspólne wakacje. 💞💕💞 Czyli coś zabawnego, słodkiego, szalonego i MALECOWEGO! Trzy powiązane ze sobą one shoty. Każdy rozdział opisuje jeden wyjazd. Serdecznie zapraszam! Miłego czytania✨😘